Odkąd pamiętam zawsze mieliśmy na podwórku jakiegoś Burka. Kilkanaście lat temu tata postanowił spełnić swoje marzenie i kupił rottweilera. Nie dajcie sobie wmówić, że to agresywne psy. Wszystko zależy od właściciela.
Pies, a raczej ona, była prawdziwym słodziakiem. Jako pupil taty mogła przebywać też w domu. Tak się złożyło, że psiak był w domu podczas niedzielnego śniadania. Jako czworonóg na wiecznej gastrofazie weszła pod stół i z łbem między nogami ojca żebrała o jedzenie. Tata chcąc ją oduczyć takiego zachowania, dał jej do pyska kawałek papryki konserwowej. Zazwyczaj połykała wszystko jak leci, nawet buraki z barszczu, ale papryka nie przypadła jej do gustu. Pożuła dłuższą chwilę, wypluła na płytki i poszła do legowiska. Tata podniósł paprykę, położył z boku talerza i z miną typowego triumfującego Janusza opowiadał nam, jak to psa manier nauczył.
Dokończyliśmy śniadanie, siedzimy, rozmawiamy. Patrzę na pusty talerz ojca i pytam:
„Tato, a gdzie ta papryczka z nauki manier?”.
Miny ojca nie będę Wam opisywał :D
Z moim chłopakiem byłam prawie 8 lat, byliśmy zaręczeni prawie 4 lata. Matka narzeczonego ciągle krytykowała mój wygląd, uważając go za brzydki. Podczas rodzinnych imprez, na których byłam obecna, ciągle słyszałam uszczypliwe uwagi na temat mojego wyglądu. Raz przy wszystkich powiedziała „O Boże, jaką masz pogniecioną sukienkę” (choć nie była pognieciona) i obserwowała reakcje, potem dodała, że w moich wcześniejszych włosach wyglądam lepiej, bo nos mi mniej wystawał... Gdy narzeczony zażartował na temat mojego nosa przy matce, a ja odpowiedziałam, że sprzedam coś, aby mieć pieniądze na operację, jego matka przysunęła się do mojego ucha i powiedziała, że to nie wystarczy, że na poprawienie twarzy potrzebuję znacznie więcej. Było sporo różnych takich uszczypliwości ze strony jego mamy.
Rozstaliśmy się, bo było mi przykro, że narzeczony nigdy nie sprzeciwił się matce, twierdząc, że to ja robię z igły widły i wymyślam problemy. Ma jeszcze dwóch starszych braci, którzy też są starymi kawalerami po 40 roku życia, a mama usługuje im, jakby nie chciała, żeby się ożenili i założyli rodziny. Co jest nie tak? Czy matka szuka idealnej synowej, czy po prostu chce synów tylko dla siebie? Czy to ja przesadzam?
Jestem kosmetologiem. Wypłata w tej branży składa się z najniższej krajowej + procentu od swojego obrotu. U mnie to 10% od każdego zabiegu. Wszystko OK, zarabiałam całkiem nieźle, do czasu... Od sześciu miesięcy jest jakaś plaga kobiet, które notorycznie i na ostatnią chwilę odwołują zabiegi. Ja rozumiem, może coś wypaść, dziecko się może rozchorować, auto paść itp., jednak mamy agentki, które potrafią się zapisywać dwa razy tego samego dnia na wizytę i na żadną nie przyjść. Często jest tak, że z wypełnionego kalendarza zostają mi góra dwie wizyty, bo panie się rozmyśliły, przeliczyły budżet lub zwyczajnie im się nie chciało. I to też jest OK, nikt nikogo nie zmusza, ale na jej miejsce są co najmniej dwie następne osoby, które chętnie by przyszły.
Zadatki nie pomogły, buntowały się strasznie, były co chwila awantury na recepcji, żeby im to oddać, bo skąd one mogły wiedzieć, że im się dziecko pochoruje. Zaczęłyśmy stosować przedpłatę 10% już przy zapisywaniu się na wizytę. Też nie pomogło. Zdarzały się krzyki, płacz itp., kiedy po np. szóstej odwołanej wizycie nie chciałyśmy już dalej zapisywać. Najgorsze, że szefowa wymyśliła promocyjne pakiety. Polega to na tym, że klientka wykupuje sobie pięć zabiegów do przodu za obniżona cenę i przy każdej wizycie taki zabieg się „ściąga” z systemu. Robią sobie co chcą, przychodzą kiedy chcą, bo przecież one mają zapłacone. Wielokrotnie było tak, że specjalnie zostawałam dłużej w pracy, żeby po usilnych prośbach klientki (a nieraz i także płaczu) zrobić jej zabieg i czekałam na marne np. dwie godziny, bo ona zapomniała, choć pewnie jej się nie chciało.
Kocham tę pracę, ale powoli przestaje być ona opłacalna, bo siedzę w niej na marne. Już nawet nie chodzi o nieprzychodzenie, tylko o to, żeby dać znać, że nie da się rady dotrzeć na umówiona wizytę. A tak to mam turbo dużo nadgodzin, podczas których siedziałam i nic nie robiłam albo sterylizowałam narzędzia. A z tego, niestety, nie ma pieniędzy...
Uwaga! Będzie apel! Uprzedzajcie usługodawców o odwołaniu wizyty. To naprawdę pomaga.
W naszym domu miał być równy podział obowiązków. Razem z narzeczonym pracujemy, więc i obydwoje zajmujemy się domem. Koniec, kropka. Jakoś ten układ funkcjonował, jednego tygodnia ja posprzątałam więcej, gdy mój facet nie miał czasu, a innym razem on nadrabiał zaległości w porządkach. Nie kłóciliśmy się zbytnio o to, kto więcej odkurza, a kto robi więcej prania. Do czasu. Przyszedł tydzień, gdzie to ja miałam więcej pracy i to partner bardziej się zajął domem. Zaczął przy tym strasznie marudzić, że co to za równość, że on robi znacznie więcej itp. Byłam przekonana, że tak nie jest i lekceważyłam trochę jego marudzenie.
Gdy jego wkurw przybrał na sile i zaczął się buntować, postanowiliśmy przydzielać sobie punkty. Wypisaliśmy listę zadań domowych i wspólnie przydzieliliśmy im punkty w zależności od czasochłonności danej pracy czy energii, jaką musimy w nią włożyć. No i zaczęliśmy liczyć. Najpierw miesiąc na próbę. I co się okazało? Miałam o jakieś 30% więcej punktów od swojego partnera.
Wiecie dlaczego on myślał, że robi więcej? Bo wiecznie jęczał i zaznaczał, że on to i to zrobił. A ja po prostu szłam, odwalałam swoją robotę i potem nie szczyciłam się, że udało mi się domyć kamień z baterii w umywalce.
I tak oto partner chce wrócić do poprzedniego układu, co mi akurat obecnie nie odpowiada.
Polecam wszystkim, którzy mają wrażenie, że ich partner się miga od pracy :)
Z mężem bardzo staraliśmy się o dziecko. W końcu się udało, na świat przyszła córka, co do której... nie mam cierpliwości. I wciąż myślę, że bez niej byłoby nam łatwiej i prościej. I że nie chcę spędzać 3/4 dnia w pieluchach i z butelką.
Jest mi wstyd, bo chciałam tego dziecka, a teraz jestem sfrustrowaną, zestresowaną matką, która do kupy nie potrafi nawet zdania ułożyć.
Czasem myślę, żeby uciec z domu i zostawić to wszystko. Siebie, męża i dziecko.
Od kiedy pamiętam, moi rodzice się kłócili. Jako dziecko nie miałem spokojnego życia. Nie mam go również jako dorosły.
Teraz dopiero widzę, że moja matka od początku nie zachowywała się normalnie. Razem z rodzicami mieszkaliśmy u dziadków, na piętrze. Mieliśmy dwa malutkie pokoje. Gdy rodzice się kłócili, ojciec zawsze pakował rzeczy i się wyprowadzał, a matka robiła wszystko, by nie pozwolić mu wyjść. Często go szantażowała, że jeśli wyjdzie z domu, to zabije mnie, a potem siebie, po czym wyciągała nóż z szuflady, by dać dowód swoim słowom.
Teraz mam dwadzieścia jeden lat, całkiem pokaźną historię chorób psychicznych i wciąż boję się dźwięku, jaki wydają noże, gdy otwiera się szufladkę ze sztućcami.
Chodzę do pracy w tajemnicy przed moim partnerem...
Marzę o tym, żeby pracować na cały etat i mieć trochę pieniędzy dla siebie, a nie tylko to, co on wydzieli. Muszę się rozliczać z każdego grosza. Nienawidzę tego.
Nie wiem jak mogłam się wplątać w coś takiego.
Kiedy miałem jedenaście lat, przyjaźniłem się z moim rówieśnikiem Bartkiem, synem przyjaciół moich rodziców, którzy byli naszymi sąsiadami. Pewnego razu zauważyłem, że dzieje się coś dziwnego. Otóż Bartek zaczął dysponować dużą ilością pieniędzy (jak na jedenastoletniego chłopca). Było go stać na słodycze, mnóstwo słodyczy i różnych innych zachcianek, przy czym często kupował coś także i mi i nie oczekiwał niczego w zamian, nie chciał, żeby mu się odwdzięczać tym samym. No zwyczajnie mnie to dziwiło. Zastanawiałem się, skąd on bierze te pieniądze, bo przecież jego rodzice zarabiają od kilku lat praktycznie tyle samo co moi (mieszkaliśmy w pobliżu dużego zakładu produkcyjnego, nasi ojcowie byli w nich na identycznych stanowiskach, mamy także). Nawet zacząłem się zastanawiać, czy on tych pieniędzy przypadkiem nie kradnie, ale z tymi wątpliwościami zostawałem sam, bo głupio było mi go o to pytać, aż do pewnego razu. I wpadłem w szok, niemały. Powiedział, że jego babcia (która z nimi mieszkała) płaci mu za to, żeby dzwonił do Radia Maryja, przy czym zawsze dzwoniąc tam musiał wspominać, jaką to ma cudowną babcię, niemalże świętą i w ogóle ach.
Niedługo po tym wygadałem się o tym moim rodzicom podczas luźnej rozmowy przy kolacji. Oni zaś zahaczyli o ten temat podczas rozmowy z rodzicami Bartka. Babcia została ochrzaniona przez jego rodziców, że jak to tak i w ogóle, bo wszystko było z jej inicjatywy. Bartkowi natomiast zakazali takich interesów z babcią.
Kilka dni później ojciec Bartka przyłapał babcię, jak dzwoni do Radia Maryja i udaje własną wnuczkę, słodząc sobie przeokrutnie...
Kupiłam sobie wibrator.
Pierwsze, do czego go użyłam, to rozmasowanie napiętych, bolących mięśni karku.
Starość, k..., starość...
Przez całe życie miałam żal do mojej mamy za to, że nie odeszła od ojca. Ojciec pił i bił mamę. Potem przepraszał, obiecywał poprawę, jakiś czas był super miły i opiekuńczy, a potem wszystko od nowa.
Ja nie planowałam wiązać się z mężczyzną – nigdy. Jednak los chciał inaczej. Jestem mamą dwójki wspaniałych dzieci. Mam męża, który był cudownym partnerem. Już nie jest. Ale nadal jest dobrym ojcem; spędza czas z dziećmi, rozmawia – ja w dzieciństwie mogłabym o tym tylko pomarzyć. Jest mi z nim źle, czasem się go boję, czasem sprawia mi ból. Czasem jest okej, czasem dobrze...
Zaczynam rozumieć moją mamę.
Dodaj anonimowe wyznanie