#e1q55
Niestety czas mijał, a żona nie zachodziła w ciążę. Bardzo to przeżywała. Kiedy już mieliśmy zacząć z in vitro, udało się. Niestety radość bardzo szybko prysła, bo okazało się, że to ciąża pozamaciczna. Na domiar złego wystąpiły powikłania i już nigdy nie zajdzie w ciążę. Przeżyła bardzo ciężkie załamanie nerwowe. Znalazłem najlepszych lekarzy, sporo czasu spędziła też w prywatnej klinice. W końcu jej stan się ustabilizował, jednak nie doszła do siebie. Wciąż musi brać leki, ale nie to jest problemem. Już nie jest sobą. Musiała zrezygnować z pracy, nie pamięta o różnych ważnych rzeczach, boi się zostać sama, gubi się, co wywołuje u niej panikę i płacz. Wszystkie obowiązki domowe wykonuję ja, zatrudniłem też opiekunkę na czas mojego pobytu w pracy. Na teściów nie ma co liczyć. Teściowa potrafi tylko wygłaszać swoje mądrości i mnie krytykować, czasami z wielką łaską posiedzi z Ulą, ale nie mam prawa spóźnić się chociaż pół minuty. Teść ma na wszystko wywalone, przytakuje żonie dla świętego spokoju. Siostra Uli ma swoją rodzinę, zresztą mieszka w innym mieście. Moi rodzice już nie żyją, z braćmi nigdy nie byliśmy blisko.
Ta sytuacja trwa już prawie dwa lata. A ja czuję, że się duszę i jest mi przez to potwornie wstyd, bo wiem, że ona nie zachorowała celowo. Po prostu czuję się, jakbym miał dziecko, które nigdy nie będzie dorosłe i samodzielne. Już nie mogę porozmawiać z nią o wszystkim, straciła zainteresowanie tym, co wcześniej sprawiało nam radość. Jest słodka i urocza, ale nie tak jak dawniej. No i intymność... Obecnie możemy się trochę przytulić i pocałować w czoło albo policzek. Nie zdradzę jednak żony, dalej ją kocham. Po prostu brakuje mi partnerstwa. Ogólnie jestem w patowej sytuacji. Nawet nie myślę o porzuceniu żony, ale powoli przerasta mnie obecna sytuacja.
Współczuję autorze. To na pewno nie jest proste. Jeszcze nie mając prawie żadnej pomocy, prócz opiekunki (bo ta teściowa to jakaś pomyłka - co się wydarzyło w tej rodzinie, że robi taką łaskę, by własną córką się zająć przez jakiś czas? Przypuszczam, że w odwrotnej sytuacji by oczekiwała od córki opieki nad sobą). Myślę, że niejeden/niejedna w takiej sytuacji już dawno by się złamał/ła. A Ty trwasz dalej. To godne podziwu i szacunku. Ale niosąc samemu ten ciężar w końcu możesz się ugiąć - dlatego Tobie również przydałaby się terapia. Nikt nie jest superbohaterem.
Może warto by było iść na terapię? Inwidualna lub dla par. Skoro bardzo się kochacie powinna zadziałać.
Dziwne, że załamanie nerwowe spowodowało aż taką zmianę osobowości. Z mojej perspektywy: może trzeba zmienić leki? Albo wysłać żonę na terapię konkretnie pod PTSD.
Tam u tej żony to raczej głębsze problemy wchodzą w grę. Wystarczy spojrzeć na opis rodziny tej żony: matka, która z łaski posiedzi aby zaopiekować się córką, kontrolująca, krytyczna matka i wycofany ojciec, który po prostu chce mieć spokój. Teraz tak jest, to nie było dobrze jak ta żona była dzieckiem. Wystarczy pomyśleć jaki tam jest typ relacji, że problemem jest aby matka się zajęła córką po załamaniu nerwowym kiedy zięć potrzebuje pomocy.
Kurczę, wygląda na to, że Twoja żona ma jakąś poważną chorobę. Mam nadzieję, że byliście ją zdiagnozować u więcej, niż jednego psychiatry. Bo mogło być tak, że pierwszy lekarz, który ją diagnozował pomylił się i/lub przepisał jej złe leki, a reszta lekarzy poszła za ciosem. Mimo że wspominasz o najlepszych lekarzach i prywatnej klinice do której ją wysłałeś, to sugerowałabym samemu przekopać bibliotekę i internet, szukając informacji o chorobie, którą ona ma, a także podobnych, które dają podobne symptomy.
Jeśli jesteś w 100% pewien, że diagnoza jest OK, to trzeba przeanalizować leki, które ona bierze. Wydaje się nieodpowiednio leczona na lęk, skoro mówisz, że ciągle się boi - z drugiej strony te zaniki pamięci bardzo mi się kojarzą ze skutkiem ubocznym leków z grupy benzodiazepin.
Poza tym samo branie leków nie wystarczy; w leczeniu tego typu chorób równie ważne, co leki, jest terapia. Prócz tego mamy szereg sposobów pomocniczych radzenia sobie z lękiem; medytacja, ćwiczenia oddechowe czy techniki relaksacyjne to pierwsze przykłady, które przyszły mi na myśl.
Na dodatek jeśli żona jest w takim stanie, w jakim jest, to jest niepełnosprawna i powinna z tego tytułu otrzymywać rentę (chociaż czasem i ludziom bez ręki czy nogi jest ją ciężko dostać, mimo że im się należy jak psu buda). A jeśli kiedyś Twojej żonie się poprawi (trzymam kciuki, by tak się stało!), to może niech pomyśli o jakiejś spokojnej pracy z domu?
A gdybyś chciał pogadać, to zapraszam na maila: SorryEverAfter@protonmail.com ;)
Well, moim zdaniem w związek, zwłaszcza małżeński, powinno się wchodzić właśnie ze świadomością, że takie rzeczy się dzieją i mogą się przydarzyć i nam. Teraz weryfikujesz to co myślałeś, że wiesz o sobie i o małżeństwie. Nie poddawaj się, wszystko może się jeszcze poprawić.