#bM42N

To nie będzie żadna porywająca historia, piszę raczej dlatego, że ciekawi mnie, jak wiele osób ma podobny punkt widzenia co ja – oczywiście chętnie też poznam inne opinie :)
Mam 27 lat i mieszkam z rodzicami. Dla wielu to może wstyd, ale ja uważam, że nie ma w tym nic złego.
Mieszkamy w dużym mieście i choć zarabiam całkiem nieźle, to wynajem nawet małego mieszkania oraz opłaty pochłonęłyby pewnie ponad połowę pensji. A tak dorzucam się do utrzymania domu i mam spokojną głowę, że na nic mi nie zabraknie. Z rodzicami mam – i zawsze miałam – naprawdę dobre relacje, we wszystkim mnie wspierają, nawet gdy nie popierają w pełni moich planów czy pomysłów, nigdy od nich nie usłyszałam, że mogłabym wreszcie się wyprowadzić; lubimy sobie czasem wieczorem posiedzieć przy drinku i po prostu porozmawiać. Dom też jest spory, więc każdy ma swój kąt i jakąś swoją prywatną przestrzeń (oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie każdy ma ten komfort, żeby mieć na przykład osobne pokoje z rodzeństwem i też w pełni rozumiem, jeśli ktoś chce się jak najszybciej wyprowadzić z domu rodzinnego). Rodzice zajmują parter, ja piętro, każdy o „swoją” część dba, większe zakupy robimy na zmianę. Właściwie jedyną częścią taką naprawdę wspólną jest kuchnia na parterze. Wolę w takim razie chyba dzielić tę kuchnię z rodzicami niż z jakimiś obcymi ludźmi w wynajmowanym mieszkaniu (w przypadku wynajmowania tylko pokoju).
Wydaje mi się, że panuje takie przekonanie, że to wstyd mieszkać tyle z rodzicami, ale tak właściwie czemu? Nie uważam, że jestem przez to mniej zaradna życiowo. Według mnie trochę bez sensu jest wyprowadzanie się tak na siłę, żeby pokazać swoją dorosłość, a potem przeliczanie każdego grosza. Oczywiście rozumiem też osoby, które z wielu powodów decydują się na opuszczenie rodzinnego domu – trudne relacje z rodziną, studia czy praca w innym mieście itp., natomiast zdarzało mi się słyszeć w moim otoczeniu teksty typu „ja to zaraz po studiach się wyprowadzam od rodziców, bo głupio tak tyle z nimi mieszkać, znajdę sobie drugi etat i jakoś to będzie”. No nie wiem, ja zamiast martwić się, że „jakoś to będzie” i czy w tym miesiącu opłacić rachunek za wodę, czy kupić jedzenie za ostatnie pieniądze, wolę spokojnie odkładać sobie na budowę mojego wymarzonego drewnianego domku w górach :)
NiezbytSprytny Odpowiedz

Wydaje mi się, że to mieszkanie z rodzicami jest problemem tylko dla tych, którzy planują mieć życiowego partnera i dzieci. Ciekaw jestem co to za baran Ci zasugerował, że drugi etat na utrzymanie mieszkania to dobry pomysł i po jakim czasie znudzi mu się tyranie po dwanaście godzin na dobę, by płacić za mieszkanie w którym w zasadzie nie mieszka, bo tylko w nim śpi.

karlitoska

NiezbytSprytny zgadzam się, ale też myślę sobie, że ten baran mógł nie mieć takich warunków jak autorka i chciał podbudować swoje ego, które mogło cierpieć na świadomości, że musi tyrać nadgodziny, żeby się utrzymać, bo jego rodzice nie mają wolnego piętra w domu pod miastem.

PeggyBrown2022 Odpowiedz

Jeśli chodzi o poglądy, to zupełnie, jakbym czytała o sobie. 😁 Tylko realia inne. Jestem ciut młodsza, nie mieszkam w dużym mieście i nie zarabiam wiele, ale nawet gdybym zarabiała dużo, to i tak chciałabym mieszkać z mamą (z rodziców mam tylko ją). Mieszkamy sobie w małym mieszkaniu, ale każda ma swój pokój. Tak samo uważam, że nie powinno się śmiać z osób, które mieszkają z rodzicami. Jeśli w rodzinie jest zgoda i miłość, to wszystkim jest lepiej, dzięki mieszkaniu razem. Wychodzi taniej, gdy każdy zrzuci się na opłaty, a nie tak, że każdy w osobnym lokum płaci czynsz i rachunek za prąd, pomijając to, że sprzęty do mieszkania osoby, która się wyprowadza z domu rodzinnego, trzeba skądś wziąć. Razem jest też ekologicznej. Jedna rodzina ma z reguły jedną lodówkę, a jeśli któryś domownik się wyprowadzi, to w nowym mieszkaniu będzie musiał podłączyć osobną lodówkę. Fajnie jest móc zjeść posiłki lub chociaż posiedzieć w miłym gronie. Jeszcze zdążymy się nasiedzieć bez rodziców, gdy ich nie będzie. Są osoby tak fajne i bezproblemowe jak moja mama, z którymi świetnie się mieszka, ale rozumiem, że jest też wiele osób, z którymi po prostu nie da się mieszkać. Jednym z takich skrajnych przykładów był mój ojciec. Więc jeśli ktoś ma zło i patologię w domu, to bardzo dobrze robi, wyprowadzając się, nawet jeśli będzie mieć przez to mniej pieniędzy. Godność jest dla mnie jedną z najwyższych wartości. Życzę każdemu, żeby miał dobrą rodzinę i ogólnie dobre towarzystwo. To, kim się otaczamy, wpływa na nasze samopoczucie i życie.

Abigaila37 Odpowiedz

Ja mieszkam z rodzicami w mieszkaniu, w bloku. Mamy dwa pokoje, każdy ma swój kąt. Mieszkam w małej miejscowości i zarabiam najniższą krajową. Nie bardzo mnie stać finansowo na wyprowadzkę, która pożre większość mojej pensji.

Rodzice chcieliby, żebym się wyprowadziła, bo uważają, że to wstyd, że mieszkam z nimi. Jestem po 30-ce. Nie mam faceta / męża i dzieci z wyboru. Marzę o mieszkaniu w wielkim mieście, np. w Warszawie, ale nie stać mnie na to.

karlitoska Odpowiedz

Jak dla mnie to nie widzę żadnych powodów do drwin z Twojej sytuacji, prędzej można pozazdrości. Gorzej jak ludzie zakładają rodziny i tak siedzą rodzicom na głowie narzekając, że ci im się do życia pchają z butami, jednocześnie samemu robiąc bombelki i nie myśląc o wyprowadzce.

Postac

A ja nie rozumiem tego hejtu na rodziny wielopokoleniowe, mieszkające w jednym dużym domu. Nawet jak rodzina jest szczęśliwa, to znajdą się "życzliwi", którzy wiedzą lepiej i chamsko komentują.

Solange

Postac, chyba kwestia tego, czy jest na tych wszystkich ludzi miejsce, czy faktycznie się dokładają, czy narzekają na tych rodziców o te wtrącanie się, a przez to męczą (rodzice też nie fajnie, jeśli się na siłę wtrącają, ale to ich dom/mieszkanie zwykle). Dzieci też potrzebują prywatności, miejsca, gdzie będą mogły pobyć w spokoju, a jeśli wszyscy się cisną na za małej przestrzeni i kłócą, to ciężko to nazwać szczęśliwą rodziną.
Za to taka faktycznie szczęśliwa wielopokoleniowa rodzina, gdzie każdy ma swoje miejsce, nie ma wiecznych kłótni to jak dla mnie nic złego.
Jestem przeciwna hejtowi jako takiemu, ale ten pierwszy przypadek czasem lepiej skrytykować, dla dobra dzieci, jednak najpierw warto się faktycznie upewnić, że dzieje się źle i nie oceniać przez pryzmat stereotypów.

Postac

Naprawdę widzisz sens krytykowania życia innych? Czym to się różni od wtrącania się rodziców, którego nie popierasz?

Solange

Jeśli ewidentnie widać, że dzieciom jest źle i ktoś mi się tym chwali, to oczywiście wypowiem swoje zdanie, bo mnie angażuje w rozmowę o tym. I nie będę okłamywała ludzi, gdy proszą mnie o zdanie, a ja uważam, że robią źle. Jeśli nie spytają, to nic im przecież nie powiem.
Wtrącanie się to dla mnie komentowanie, krytykowanie itp bez wcześniejszego zaangażowania w temat a nawet po zwróceniu uwagi, że tego sobie ktoś nie życzy.
Ponad to rozróżniam krytykę osoby i krytykę zachowania, a te jeśli są patologiczne to powinno się krytykować, bo wtedy jest szansa, że ktoś zrozumie swój błąd pokojowo. Na zasadzie: "źle, gdy dzieci widzą kłótnie rodziców" =/= "jesteś ****** że kłócisz się przy dzieciach". Zasada potępiania czynów, nie osób.
No i zawsze może pojawić się dylemat (językowy raczej):
Czy jeśli powiesz matce, żeby przestała bić dziecko, bo upuściło zabawkę to krytykujesz jej życie, wtrącasz się do niego czy powstrzymujesz przemoc?
Skrajny przykład, ale w gruncie rzeczy w obu przypadkach chodzi o dobro dziecka, które ma prawo do prywatności i odpoczunku w spokoju, przestrzeni.

karlitoska

Postac jak ludzie się dogadują ze soba i żyją w jednym domu, bo im ze soba dobrze to jest super. Ale jak mieszkają z rodzicami, do których ciągle mają pretensje i którzy ciągle się ich czepiają to wynika z braku paradności dzieci, które nie potrafią odciąć pępowiny i iść na swoje.

Postac

Solange - jeśli ktoś Cię zaangażuje w temat to oczywiście jest calkowicie zrozumiałe, że wypowiadasz szczerze, co o tym mylisz. Myślałam o krytyce, gdy ktoś zupełnie o radę nie prosi.
Nasz naród słynie z narzekania. Samo narzekanie na kogoś wcale nie oznacza, że źle się dzieje. Po prostu narzekanie dla narzekania... Nie jest to dobre, ale często spotykane.

Ja bym chciała mieszkać z rodzicami. Obojętne, z którymi. Niestety nie mogę, bo rodzice męża mieszkają ze swoimi rodzicami i rodzeństwem męża, więc my byśmy się tam nie zmieścili. A mój brat jest niebezpieczny, rodzice nie chcą go zostawić, a ja się boję zabierać dzieci w jego obecność. Więc chciałabym, ale mieszkam sobie tylko z mężem i dziećmi. I chyba jestem nadwrażliwa na taką krytykę mieszkania z rodzicami, bo ja bym chciała, a nie mogę.

karlitoska

Postac ja nie wykluczam mieszkania w przyszłości z rodzicami albo teściami. Narazie tak jak jest, jest nam dobrze, ale jeśli w przyszłości sytuacja była by tak, że lepiej było by razem mieszkać, żeby ich wspierać to dla mnie ok, o ile w domu były by wydzielone dwa osobne lokale, każdy ze swoją kuchnią.

Solange

To się po prostu chyba nie zrozumiałyśmy. Ale też narzekanie narzekaniu nierówne. Czasem tego się nie da słuchać, szczególnie gdy narzeka się ciągle na coś, co da się łatwo rozwiązać. Albo gdy ktoś narzeka na coś, co w ogóle go nie dotyczy (moja babcia ze strony mamy narzeka na wygląd byłej żony mojego kuzyna ze strony taty, widzi ją kilka razy w roku, nie są dla siebie absolutnie nikim, ale przed każdym spotkaniem rodzinnym musi narzekać).

Postac Odpowiedz

Jak dla mnie mieszkanie z rodzicami, z którymi masz dobre relacje, jest dużo lepsze od mieszkania samemu. Już pomijając, że jest taniej, samemu to tak smutno. Nikt Ci herbaty nie poda jak chora jesteś. Nie ma się do kogo odezwać w domu. Jak wracasz z pracy to czekają na Ciebie tylko puste ściany. Wszystko samemu.

Czaroit Odpowiedz

Ja to widzę tak, że nie chodzi o sam fakt mieszkania lub nie z rodzicami, ale o zależność emocjonalną obu stron.

Jeśli dorosłe dziecko ma swoje pasje, znajomych, własne zdanie oraz lekką, kochającą i spokojną relację z rodzicami - a mieszka z nimi i obu stronom tak wygodnie - to dla mnie jest to jak najbardziej w porządku.

Jeśli jednak dorosłe dziecko czuje, że jest rodzicom coś winne, że nie może ich zostawić samych (nie mam tu na myśli sytuacji, gdy rodzice są niedołężni), że mamusia czy tatuś to jego jedyna opoka, że ich zdanie jest zawsze ostateczne, dlatego pyta o każdą pierdołę - to naprawdę nie ma znaczenie, czy taki ktoś mieszka sam czy z rodzicami. Tu pępowina została zaciśnięta na szyi potomka i trzyma się bardzo mocno. A kto ją zarzucił i zacisnął? Ano rodzice oczywiście.

W zdrowej relacji rodzice dają dziecku wszystkie niezbędne umiejętności, by mogło żyć samodzielnie. Nie tylko finansowo ale przede wszystkim emocjonalnie. Natomiast tam, gdzie relacje są głęboko toksyczne, dziecko czuje brak własnej sprawczości i ma głębokie przeświadczenie, że jest POTRZEBNE rodzicom jak powietrze.

W sumie można to sprowadzić do jednego zdania - jeśli czujesz, że w każdej chwili mogłabyś się wyprowadzić do Nowej Zelandii, dałabyś sobie jakoś radę i nie zdradziłabyś przy tym mamusi - wszystko gra. :)

NAUS Odpowiedz

Mam takiego znajomego, który "usamodzielnił" się mając dwadzieścia kilka lat i od zawsze zachęcał do tego innych. Jego usamodzielnienie się polegało na tym, że wyprowadził się od rodziców i wynajął mieszkanie za niemal połowę swojej wypłaty na miesiąc. Później poszedł w tym usamodzielnieniu się jeszcze dalej i wziął kredyt na 25 lat na inne mieszkanie. Mówią, że Ameryka to świat wolności, ale czy można być bardziej wolnym niż mój usamodzielniony znajomy, uzależniony całkowicie od szefa, rynku i banku na kolejne 25 lat? Ach, aż czuję ten posmak wiosny, wiatru we włosach, słońca nad głową i beztroski w sercu. To dopiero wolność.

Nie ma nic złego w mieszkaniu z rodzicami, jeśli im pomagasz, coś odkładasz, dokładasz nieco do budżetu i nie masz w domu patologii. Jest to najlepsze możliwe rozwiązanie w sytuacji, gdy nie stać Cię na własny dom/mieszkanie bez znacznego kredytu albo najlepiej za gotówkę. Wszyscy na tym zyskują.

Nie ulegaj presji społecznej, a gdy będzie ona silna, pamiętaj, że społeczeństwo polskie to społeczeństwo, w którym połowa siedzi na minimalnej, 40% nie ma ŻADNYCH oszczędności, a kilka milionów ludzi żyje w szarej strefie. Dymani z każdej strony od pokoleń, niezaradni, roszczeniowi i słabi. Bądź inny.

Postac

Czasem lepiej wziąć kredyt na 30 lat i mieszkać samemu niż w domu rodzinnym.

karlitoska

Nie, no powiew wolności to jest jak płacisz za wynajem, albo ciśniesz się w kawalerce w 2-3 osoby, bo kredyty to zło 🥲😅

karlitoska

Nie, no powiew wolności to jest jak płacisz za wynajem, albo ciśniesz się w kawalerce w 2-3 osoby, bo kredyty to zło 🥲😅

upadlygzyms

Nie, powiew wolności jest wtedy, gdy możesz kogoś wyprosić z domu / mieszkania, jeśli nie chcesz go już widzieć.

Dodaj anonimowe wyznanie