#OdzUA

Kilka lat temu pracowałam w małym prywatnym żłobku. Max 3, w porywach 4 dzieci na jedną opiekunkę i adekwatnie 10, max 12 dzieci w całej grupie. Co za tym idzie byłyśmy bardzo zżyte ze swoimi podopiecznymi i miałyśmy rewelacyjny kontakt z rodzicami dzieciaczków (chociaż ci bywali różni).

Średnia wieku moich podopiecznych w pewnym momencie zaczęła oscylować w okolicy 2 lat, więc postanowiłam zakupić "grupowego" chomika. Dzieci uczyły się, jak obcować ze zwierzęciem, że nie należy rzucać, ściskać, eksperymentować i zaniedbywać. Bardzo chętnie pomagały w karmieniu, wymienianiu trocin i napełnianiu poidła. Na weekend zabierałam go do domu.
Po jakimś czasie niestety chomik zmarł. Możliwe, że nie był najmłodszy już w momencie zakupu. Tylko jak to wytłumaczyć malutkim dzieciom? Sporo czasu poświęciłam na objaśnienie "kolei rzeczy". Oczywiście w odpowiedniej formie dla małych umysłów. A mały Jaś wypytywał o wszystko. Oj, długo czasu zajęło mi odpowiadanie na pytania "a dlacego?", "a cy lucie teś tak majom?", "a cy kaśdy mosie dechnąć?". Oczywiście tłumaczyłam, że ludzie nie zdychają, tylko umierają i cierpliwie odpowiadałam na wszystkie pytania, w bardzo uproszczony sposób dostępny dla małego dziecka.
Kilka dni później przychodzi mama Jasia. I mówi zmieszana, że spotkała sąsiadkę, a Jasiu powtarzał kilkukrotnie "dechnieś, dechnieś". Było jej głupio, bo nie rozumiała o co synkowi chodzi. Z przerażeniem powiązałam wydarzenia i wyjaśniłam wszystko mamie. Rozmowa z Jasiem, że nie każdy stary człowiek zaraz umrze itp. Jasiu tylko mówił - "nie, nie, nie".
Po następnych kilku dniach mama Jasia przyszła cała blada - "Pani Gienia (sąsiadka) wyszła rano po bułki, poślizgnęła się (zima) i uderzyła głową o chodnik. Zmarła na miejscu...".
Rozumiem, że niemiłe przeżycie, ale czemu mama Jasia mi o tym opowiada?


Minęło kilka miesięcy... Po Hanię często przychodziła babcia. Pewnego razu Jasiu podszedł do niej i powiedział "dechnieś, dechnieś".
Nie skojarzyłam faktów. W następnym tygodniu babcia po Hanię już nie przyszła. Jej mama powiedziała, że pijany kierowca potrącił babcię na przejściu dla pieszych. Niestety ze skutkiem śmiertelnym...

Jakiś czas później przychodzi mama Jasia i pyta, czy pamiętam sytuację z chomikiem i całą resztę z tym związaną. Odpowiadam, że tak. Pyta, czy jeszcze kiedyś coś miało miejsce. Wtedy z zakłopotaniem opowiedziałam o babci Hani. I dowiaduję się, że Jaś powiedział do wujka podczas rodzinnego spotkania "dechnieś, dechnieś". Wujek ma raka, o czym mały nie wiedział. Matka przerażona, ja pocieszam, ale ciary mnie przechodzą na myśl o tym wszystkim...
Wujek zmarł 2 tygodnie później.
NADPH Odpowiedz

Jasio z pewnością dostanie list z Hogwartu. ;)

stutututu Odpowiedz

Tylko ciekawe czy mówił tak do wszystkich czy tylko do wybranych osób. Bo jak do wszystkich to to mógł być zbieg okoliczności.

bejbe

No właśnie wychodzi na to ze konkretnie do tych, które szybko po tym kończyly żywot. Mały ma czuja.

Gro9 Odpowiedz

gratuluje - swoimi nowoczesnymi metodami wychowania stworzyłaś dziecko o nadprzyrodzonych zdolnościach. O.o

Lunathiel

W suuumie... Jeszcze parę takich dzieciaczków i mogłaby założyć szkołę dla utalentowanej młodzieży jak profesor Xavier :D

Alsys Odpowiedz

Czy tylko mnie to strasznie rozbawiło? Będę w przyszłości straszyć dzieci Jasiem Dechnieś Dechnieś XD

annakarenina

Też mnie rozbawiło

Kondzior2012

Ja się też śmiałam ale tylko z tego dechnieś dechnieś! ;D

TheAlinea Odpowiedz

Wszyscy kiedyś dechniemy :(

PinkRoom Odpowiedz

Przecież to przerobiony stary kawał...
Mały Jasio wieczorem mówi do mamy: babcia umrze, babcia umrze. Ależ Jasiu nie można tak mówić, babci nic nie jest i na pewno będzie z nami jeszcze przez wiele lat. Po kilku tygodniach babcia spadła ze schodów i umarła. Niedługo po tym Jasio kładąc się spać mówi: dziadek umrze, dziadek umrze. Mama trochę przestraszona, ale uznała ze poprzedni raz to tylko zbieg okoliczności i idzie spać. Budzi się kolejnego dnia rano i widzi, że dziadek w nocy poślizgnął się, uderzył w głowę i umarł. Następnego wieczoru Jasia kładzie spać tata, a Jasio mówi: tata umrze, tata umrze. Ojciec przestraszony, ale nic nie mówi żonie żeby jej nie niepokoić i rano jak gdyby nigdy nic wychodzi do pracy. Wraca wieczorem zmęczony, ale szczęśliwy, że mimo zapowiedzi Jasia nic mu nie jest i mówi: ależ miałem dzisiaj urwanie głowy, tyle roboty było do zrobienia... na co mama: ty miałeś ciężki dzień? Listonosz dostał zawału i zmarł na progu domu!

Aktopytaa Odpowiedz

Jasio wie kto dechnie, widocznie

DzieckoRosemarry Odpowiedz

Może dzieci widzą rzeczy, które dla nas giną w gąszczu informacji, tylko nie umieją tego nazwać? Jasio jako uświadomiłem dwulatek już umiał nazwać swoje wizje....

RozowyKucyk Odpowiedz

Brzmi jak z horroru.

eloole Odpowiedz

a co jeśli to my będziemy następni???

BananowyArbuz

Jasio nas wszystkich nie znajdzie :)

eloole

BananowyArbuz mam nadzieję ;)

Zobacz więcej komentarzy (20)
Dodaj anonimowe wyznanie