#McKhY
Aby dostać uprawnienia, trzeba zdać państwowy egzamin, ale przed nim trzeba odbyć udokumentowaną praktykę.
Jestem geodetą, od ponad roku pracuję w zawodzie, którym de facto interesuję się od 8 lat, ponieważ pracowałem na czarno u miejscowego geodety. Aktualnie pracuję w prywatnej firmie, gdzie szefem jest 70-letni facet, który średnio ogarnia nową technologię. Nie wie nawet jak włączyć podstawowy sprzęt pomiarowy, nie mówiąc już o pomiarze i opracowaniu danych. Ale niestety jestem od niego zależny, ponieważ nie mam uprawnień. I nie ma znaczenia, że to ja ogarniam całą robotę i dostosowuję wszystko do nowych przepisów i nowości technologicznych.
Jest to straszne, czasami mam dosyć ukochanego zawodu z powodu takich starych dziadków, który utrzymują się tylko z mocy głupiego prawa -_-
Ale on kiedyś pójdzie na emeryturę, a ty zdobędziesz uprawnienia i będziesz mógł zastosować najnowocześniejszą technikę. Poza tym to tylko praktyka, skoro umiesz już posługiwać się nową technologią, to teraz poznasz tą starą. To twój błąd, że podjąłeś praktyki u starego dziadka, a nie u tego, gdzie pracowałeś na czarno.
Dobrze w takim razie za jakiś czas opiszę pracę tam gdzie pracowałem na czarno i jak mi się pracuje u tego dziadka. Bardziej chodziło mi jak prawo spowalnia rozwój ludzi i przedsiębiorstw.
A także ogranicza zapędy pasjonatów amatorów. Wyobraź sobie brak jakichkolwiek ograniczeń. Każdy gamoń mógłby wziąć kawał patyka, pieczątkę z ziemniaka i hejah geodeta jak malowany. Bez uprawnień. Bez kompetencji. Bez sensu.
Cystof ale te uprawnienia to jest wymysł polskiego ustawodawstwa. W normalnych krajach kończysz studia i to uprawnia do wykonywania zawodu inżyniera i daje uprawnienia. Zgadzam się, że nie każdy powinien mieć możliwość podpisywania się pod projektem budowlanym, ale jeśli studia do tego nie uprawniają to na co taki cyrk?
Ogólnie szkolnictwo wyższe w tym kraju to cyrk. Wytwórnia papierów bezwartościowych. Nie zawsze ale jednak zadziwiająco często.
Prawdziwym problemem jest trudność i koszty zdobycia uprawnień pomimo wieloletniej pracy w zawodzie. Przez to ludzie, którzy już mogliby samodzielnie pracować przygotowują wszystko dla takiego "podbijacza pieczątek" z uprawnieniami. Dobrze, że część zawodów kilka lat temu zderegulowali. Ale są jednak takie zawody, w których uprawnienia powinny zostać, bo dziedzina jest tak obszerna, że na studiach poznaje się głównie teorię. Farmaceuci co kilka lat zdawali egzaminy (nie wiem, jak dziś), bo farmacja się cały czas rozwija. Uprawnienia SEP też są czasowe, bo po wielu latach ktoś może fizycznie nie dać rady wykonywać zawodu. Z historii bardziej zabawnych: ostatnio musiałam podjechać taksówką; wsiadam, chłopak odpala google mapa i mówi: "pani mnie pokieruje, bo znam głównie południe miasta, a tu wszędzie korki pokazuje, teraz nie zdajemy topografii" :D
W Polsce nie brakuje takich, których ciasne umysły nie ogarniają nowej techniki.
Państwowy egzamin i udokumentowana praktyka. To ciekawe, miałam niedawno do czynienia z młodym architektem, który od kilku lat prowadzi własną firmę. Pan polecany w necie (chyba tylko przez znajomych), jednak rzeczywistość okazała się porażką. Pan architekt każdą informacje musiał sprawdzić w internecie (np. odległość domu od linii wysokiego napięcia), nie potrafił odczytać informacji na mapie, musieliśmy mu pokazać gdzie są słupki, bo rysował na nich wjazd. W urzędzie okazało się, że wykonał niedopuszczalną szerokość wjazdu. Zdrobil też dużo błędów w planie zagospodarowania. Także uważam, że praktyka przy starszych stażem jednak jest potrzebna.
i jaki jest morał, rynek sam zweryfikuje i tyle
Januszexy... Największy rak branży budowlanej. Żona poszła na praktyki do takiego Januszexu. Akurat nie geodezja tylko projektowanie - Inżynieria Środowiska (nie mylić z Ochroną Środowiska, bo to tylko jakiś element Inżynierii Środowiska; dla tych co nie wiedzą budownictwo instalacyjne i sieciowe - wod-kan, gaz, ogrzewnictwo i wentylacja, elektryka; w Polsce trochę mylące jest, że Inżynieria Środowiska to tak naprawdę w dużej mierze budownictwo instalacyjne i sieciowe). Po praktykach Janusz zaproponował dalszą współpracę. Na umowę zlecenie. Za minimalną krajową. Umowę podpisywał zawsze na koniec miesiąca przy wypłacaniu kasy - w razie czego przed końcem miesiąca może powiedzieć, że praktycznie nikt u niego nie pracuje... Oprócz jego siostry, która będąc szeregowym praocwnikiem strasznie się rządziła. Brał dziesiątki mikroprojektów - głównie przyłącza. Projektowania w tym tyle co kot napłakała. Kasa niewielka. Załatwiania pozwoleń i uzgodnień mnóstwo - 70% pracy to było chodzenie po urzędach, dzwonienie do gazowni/wodociągów i kompletowanie niezbędnych dokumentów. Jedyny plus to, że żona mogła to jakoś pogodzić ze studiami dziennymi. Do pewnego momentu... Kiedy zrobiło się tak dużo roboty za marne pieniądze, że już nie miała czasu studiować i zaczęła zawalać uczelnię. Wtedy jebła Januszeksem. Zgodnie z polityką firmy, zaraz po "wypłacie" następnego dnia przestała przychodzić do firmy (wkońcu nie miała żadnej umowy). Janusz jeszcze obiecywał, że jak będzie chciała UoP to ją zatrudni przez Urząd Pracy z dofinansowaniem rządowym (typowy Janusz).
Żona skończyła studia i znalazła pracę w sensownej firmie gdzie robią duże projekty i jest dużo projektowania - w końcu robi to czego się uczyła i jest zadowolona. Atmosfera w firmie też normalniejsza. Zatrudnienie na UoP, premie na UZ. Wszystko legalnie i korzystnie dla pracowników. Można?
Także autorze... Przepraszam za długi wywód. Postaraj się o wykształcenie, żeby mieć papier i spieprzaj stamtąd :D Są lepsze firmy.
"jebła Jamuszeksem" <3 gratki dla żony :) tylko nie wydaje mi się, żeby to była sytuacja analogiczna. Autor uskarża się na to, że nie może nic zrobić bez podpisu dziadka, który, mimo że nie zna się na technologii, to ma uprawnienia. I z jakiegoś powodu uważa, że to wina tego dziadka, że takie jest prawo
Zrób papiery i idź na swoje.
Nie rozumiem w czym jest problem. Nawzajem sie uzupelniacie. Ty robisz cos, na czym on sie nie zna. On umozliwia Ci prace “na bialo”. A przy tym napewno mozesz sie nauczyc czegos z jego wieloletniego doswiadczenia. Jeden potrzebuje drugiego. Nie ma potrzeby okazywania braku szacunku starszej osobie. Zastanow sie jakbys chcial, zeby go traktowano, gdyby ten pan byl Twoim tata czy dziadkiem.
Zazwyczaj to starsze osoby nie dość, że nie ogarniają nowych technologii to jeszcze nie mają szacunku do młodych.
Zazwyczaj to młodsze osoby nie dość, że nie ogarniają całości zagadnień to jeszcze nie mają szacunku dla starszych i uważają, że wszystkie rozumy pozjadali, bo szybciej przestawiają się z jednego Windowsa na drugiego.
Zdziwisz się, jak dobrze znają się na nowych technologiach tacy inżynierowie budownictwa w wieku 70+.
No właśnie guzik się znają. Współpracujemy z 2 projektantami jeden ma 60 lat drugi niecałe 30. Pierwszy projektuje na mapach analogowych gdzie jest śmieszna dokładność, a sam proces pracy jest niepotrzebnie wydłużony. A drugi pracuje w AutoCad'zie co jest bez porównania.
Wiesz, że kiedyś i Ty będziesz tym starym kolesiem, który cofa rozwój? Poczekaj kilkanaście lat, to i o Tobie tak powiedzą.
Masz rację ale nie będę traktował swoich młodych pracowników jak niewolników. Jeżeli będę miał 2 pracowników, którzy utrzymają całą firmę i 3 osoby w niej to na pewno będę się starał żeby mieli jak najlepiej żeby im nie wpadło do głowy aby się zwalniali.
Ale w jaki niby sposób on cofa rozwój, bo nie czaje? Bo czegoś nie umie? No i czego od niego oczekujesz, że się w wieku 70+ nauczy nowych rzeczy, czy rzucić pracę i zamknie zakład czy co?
W bardzo prosty sposób stopuje rozwój. Znajomi 40% prac opierdzielają dronami. Porównując nakład pracy to jest 5 do 1. Dziadek po prostu zatrzymał się dawno w latach 90. Od 1 stycznia wszystko idzie elektronicznie z podpisami elektronicznymi, ale szef nie wyobraża sobie oddać dokumentu bez swojej analogowej pieczątki i podpisu. Tak więc robimy dokumenty, drukujemy je on podpisuje a później skanujemy podpisujemy elektronicznie i wysyłamy. Co to oznacza? Jednym z założeń ustawodawcy jest ograniczenie produkowania makulatury, a tu lipa bo ktoś sobie nie wyobraża, że mamy XXI wiek.
O jakim prawie mówisz? Chciałbyś dostać uprawnienia czy to geodezyjne, budowlane, projektowe bez stażu i egzaminu? Poza tym znam wielu młodych geodetów / projektantów, więc ty mi tu nie...
Chodzi o to że i bez uprawnień jestem w stanie prowadzić prace geodezyjne a mój szef z uprawnieniami nie potrafi nic zrobić.
@michalex
Dlatego on jest szefem, a Ty pracownikiem.
@rocanon
Ale gdyby nie ja to jedyne czym by zarządzał to swoimi gaciami, prawda jest taka, że gdyby nie młodzi pracownicy tacy starzy powymieraliby z głodu i tylko zacofane prawo trzyma ich przy egzystencji, bo podbijanie papierków to nie jest praca. I żadnej odpowiedzialności nie ponoszą, ponieważ w toku postępowania sądowego wyłania się winnego a nim w 100% nie jest osoba uprawniona tylko rzeczywisty wykonawca.
A i tu się mylisz, w toku postępowania to on jest Twoim opiekunem, on swoją głowę kładzie na blat, że ten projekt jest poprawnie wykonany. On go sprawdził i podpisał się pod nim. Ty w takim wypadku nie ponosisz konsekwencji...Chyba, że się przyznasz, że to Twoja wina to powodzenia ^^
@michalex: Jak Ci tak źle, to czemu tam siedzisz ? Taki litościwy jesteś ? A co przeszkadza Ci zdobyć uprawnienia ? Uczyć się nie chce?
Odpowiedzialność za wszystko (projekty, pomiary, które robisz) to on ponosi podpisując się. Jak Ty coś źle zrobisz, to on za to odpowiada. Tak gwoli przypomnienia.
heh... wiedzę, żeby zdać uprawnienia mam, ale żeby podejść do egzaminu muszę mieć odbytą praktykę podbitą przez tegoż Pana. Tak więc koło się zamyka. A widzę że Państwo nie są w temacie i wypowiadają się nie znając środowiska. W Polsce uprawnienia czy to projektowe czy geodezyjne w 80% mają starsi ludzie, którzy nie mają ochoty komukolwiek pomagać i robić sobie konkurencję, ponieważ są świadomi, że jeżeli przyjdą młodzi z nowymi pomysłami i zapałem oni będą zbędni.