#LMuX6
Tamtego roku moja dziesięcioletnia latorośl w końcu dała chwilę oddechu „starym” i z radością wyjechała na kolonię. Kontakt telefoniczny milionpięćsetstodziewięćset razy dziennie, bo oczywiście mama jedynaka martwi się, jak sobie to dziecię bez niej poradzi w wielkim, nadmorskim mieście. Ku mojemu zdziwieniu wszystko było OK. Dzieciak się cieszył i bawił, aż do pewnego dnia, kiedy to z przerażeniem powiedział mi, że „zrobiły mu się cztery gniotki”. Nie dopytywałam... Gniotek to gniotek, no przecież nic innego jak odcisk. Nowe buty, więc pewnie trochę uwierały i stąd cały problem. Przed wyjazdem oczywiście przewidziałam różne medyczne okoliczności, więc zapakowałam kilka przylepców, w tym te na odciski również. Kazałam dzieciakowi nakleić na „gniotki” posiadane przylepce z obietnicą, że na pewno przejdzie, a jeśli mu zabraknie, to ma zgłosić się do opiekuna, a ten na pewno da mu nowe. Syn zapytał, jak długo ma z tym chodzić. No jak? Aż nie przejdzie.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że moje dziecko wróciło do domu z przylepcami na twarzy! Pytam, o co chodzi, a ten odkleja plasterki i z dumą prezentuje mi swoje pierwsze niedoskonałości skóry, zwane do dziś dnia gniotkami.
Zastanawia mnie tylko, co do diaska robili opiekunowie i kim oni byli, że nie zdziwiły ich plastry na odciski na twarzy noszone przez cztery dni.
I co że z nimi chodził? Krzywda mu się stała? Pewnie jak opiekun się zapytał to dostał odpowiedź, że mama powiedziała by nakleić plastry. A szczerze, gdy nadopiekuńczy rodzic coś wymyśli to opiekunowie dla świętego spokoju odpuszczają, by nie mieć awantury.
Już się bałem że miał zatwardzenie i tak gniótł, że zrobił z trudem 4 bobki i chciał na to naklejać plastry, a nawet pójdzie z tym do opiekunów. Jednak anonimowe z kupą to było to 😁
Opiekunowie na takich koloniach to zazwyczaj młodzi ludzie, którzy dopiero co skończyli 18 i dorabiają sobie podczas wakacji