#IVcsH

Jako dziecko miałem raka.
Pamiętam jedną sytuację. Siedziałem sobie w szpitalnej świetlicy, ja, dwunastolatek - jeszcze nie o wszystkim mi mówili, ale wiedziałem, że jest źle i potrzebna będzie operacja.

I tak sobie siedzę, aż tu nagle podchodzi dzieciak, sześcioletni może, i pyta prosto z mostu:
- Zrobią ci operację?
- Mam nadzieję.
- To się nie martw, mojej cioci zrobili i teraz już wszystko w porządku.
Pokiwałem głową, bo nie bardzo wiedziałem, co mam mu na to odpowiedzieć. Ale i tak było coś miłego w tym, że postanowił do mnie podejść i mnie pocieszyć, fajny gest jak na takiego malucha.
- No wiesz, ona też się martwiła, mama mi mówiła, że nawet bardzo - mówił dalej sześciolatek. - Ale potem miała operację i nawet poznała nowego wujka i już ma normalny nos...
- Nos? - zapytałem zdziwiony. Czyżby miała jakiegoś guza w nosie?
- No nos, bo też miała taki duży i śmieszny jak ty, tylko tak bardziej mniejszy - tutaj chyba widząc moją minę trochę zwątpił - Boo... Ty masz operacje na nos, tak?
- Hmm, ja... nie... nie na nos.
- Aha - zasmucił się trochę. - No to ... Wiesz... Nie martw się, nos ci pewnie też kiedyś nareperują jak mojej cioci.
I zawstydzony gdzieś mi uciekł.

I minęło tyle lat, raka nie ma, a nos został jaki jest... A może faktycznie powinienem pomyśleć o jakiejś operacji?
Dalie Odpowiedz

Kochane z jego strony, że starał się Ci pomóc, nawet jeśli błędnie zdiagnozował Twój smutek xD

Dodaj anonimowe wyznanie