#HHBsz
Facet przesiaduje u nas non stop. Punkt szósta rano – przyjeżdża na kawę przed robotą, po pracy przyjeżdża na obiad i siedzi do wieczora, przy okazji łapiąc się na kolację. Jeśli akurat ma nocki, to przyjeżdża prosto po robocie, zajmuje łazienkę przez przynajmniej godzinę (jeśli tego dnia mam zajęcia na uczelni na 08:00, to nie mogę się wyszykować), idzie spać, wstaje na gotowy obiad, siedzi kilka godzin i łaskawie wychodzi do pracy. Ktoś może teraz powiedzieć, że po prostu chcą spędzać razem czas. Sprzeczałabym się, ale ostatecznie mogłabym przyjąć takie wyjaśnienie. Problem w tym, że facet przychodzi nawet pod nieobecność mojej mamy, ba!, ma własne klucze do mieszkania i przychodzi pod nieobecność kogokolwiek.
Jestem w fatalnym stanie psychicznym. Jestem bardzo „terytorialna”, a jakiś obcy facet pomieszkuje sobie w moim domu i czuję się przez to strasznie niekomfortowo. Wstaję rano – Iksiński, przychodzę z zajęć – Iksiński, siedzę w wannie – do mieszkania wchodzi Iksiński. A dla mnie to kompletnie obcy facet, równie dobrze mogłabym wziąć losowego przechodnia z ulicy i „wprowadzić” do domu...
Próbowałam rozmawiać o tym z mamą. Facet nie jest bezdomny, z powodzeniem mógłby odświeżyć się w domu, wyspać i przyjechać do mojej mamy. Do niej, nie do mnie albo do pustego mieszkania. Mogliby czasami spędzać czas w jego domu (NIGDY tego nie robią, zasada jest taka, że do niego się nie jeździ). Mama na wszystkie moje słowa reaguje płaczem, że rzekomo chcę, żeby była nieszczęśliwa i jej nie kocham, bo gdybym kochała, toby mi Iksiński nie przeszkadzał. Jedyne co udało mi się wynegocjować, to żeby facet nie sypiał w naszym domu (poza sytuacjami, kiedy rano przychodzi prosto z nocki) i to tylko dlatego, że ją „przepłakałam” i histeryzowałam bardziej niż ona.
Dodatkowo facet ma bardzo wulgarny i prostacki dowcip, a przy tym jego bezpośredniość ociera się wręcz o chamstwo. Facet potrafi „w żartach” stwierdzić, że wyskoczyły mi na twarzy jakieś krostki, bo za mało się rucham. Kiedy przymierzam jakieś nowe ubrania, to niewybrednie komentuje. Wszystko niby w żartach, wszyscy się śmieją, więc ja też udaję, że mnie to bawi i nie komentuję, bo wtedy mama się obraża i robi awantury.
Planuję się wyprowadzić, ale jestem studentką, mam mocno ograniczone możliwości i finanse, więc nie mogę zbytnio przebierać w mieszkaniach. To, które wybrałam, zwolni się dopiero za kilka miesięcy. Facet non stop mi mówi, że nie może się już doczekać, aż się wreszcie wyprowadzę i może wreszcie znajdę kogoś, kto mnie dobrze... no.
Jest mi potwornie przykro, że obcy wyrzuca mnie z mojego mieszkania z aprobatą mamy, a ta bezsilność, że nic nie mogę zrobić, mnie dobija.
Chcę Ci napisać, bo bardzo mocno odnajduję się w tym, co opisujesz. Przechodziłam przez niemal identyczną sytuację. Obcy facet w domu, ciągłe napięcie, brak prywatności i to uczucie, że nie ma gdzie odetchnąć. Z czasem doszły manipulacje i szantaże emocjonalne, które tylko pogłębiały bezsilność.
Każda próba spokojnej rozmowy kończyła się odwracaniem ról, płaczem, robieniem z siebie ofiary, sugerowaniem, że jestem egoistką, że „niszczę czyjeś szczęście”. A kiedy w końcu doszło do konfrontacji, wydarzyło się coś, co bolało chyba najbardziej. Moja matka się wyparła. Udawała, że „nic nie wiedziała”, że „nie zauważyła”, że „przesadzam” mimo że doskonale wiedziała, co się dzieje. To uczucie, kiedy osoba, która powinna Cię chronić, umywa ręce i zostawia Cię samej, jest strasznie raniące. I powiem Ci coś z perspektywy czasu, bardzo szczerze. U mnie jedyną rzeczą, która cokolwiek zmieniła, było postawienie się na twardo. Nie tłumaczenie się, nie proszenie, nie bycie „wyrozumiałą”, tylko jasne granice i komunikat, że to jest mój dom i ja nie godzę się na takie zachowania. W pewnym momencie naprawdę nie ma już miejsca na dyplomację, trzeba po prostu pogonić dziada, bo inaczej on nigdy sam nie uzna Twoich granic.
Nie piszę tego, żeby Cię do czegokolwiek pchać, tylko żebyś wiedziała, że to, co przeżywasz, jest realne i że nie jesteś sama. Jeśli dojdziesz do momentu, w którym jedyną opcją będzie stanowcze „dość”, to nie dlatego, że jesteś zła czy samolubna tylko dlatego, że próbujesz ochronić siebie.
Facet spędza za dużo czasu w Waszym domu bez Twojej mamy ,co jest dziwne. Skoro nie można go odwiedzać to na pewno coś ukrywa.
Może jest to jakiś śliski typ, często tak to właśnie wygląda. ALE, autorka nie napisała, że on nie pozwala do siebie jeździć. Może mama tak woli? Ja prawdę mówiąc też nie bardzo chciałam do moich partnerów jeździć. Za dużo zachodu, miałam u siebie swoje kosmetyki, ubrania, dobrze wyposażoną kuchnię i lodówkę. Faceci jak mieszkają sami, to (niestety) ich mieszkania często są wyposażone tak minimalistycznie, byle przeżyć. Często też kobiety nie mają prawa jazdy. A facet ma auto, spakuje bieliznę i szczoteczkę i w zasadzie tyle. Ja to rozumiem tak, że on jednak przychodzi do matki, tylko jest trochę wcześniej, zanim ona wróci. Serio, na jego miejscu też by mi się nie chciało jechać do siebie odświeżyć, a potem na herbatkę do kobiety, i potem znów do domu (bo spanie ma zabronione). Moj partner też miał klucze i wpadał po pracy.
Zauważcie też, że autorka nie mówi nic, że się martwi o matkę, że wybrała sobie śliskiego typa. Tylko jej, autorce, on przeszkadza. Może niech matka żyje po swojemu a autora po swojemu, póki matce nie dzieje się krzywda? Gdzie są wszyscy zwolennicy niewtryniania się rodziny w życie? Czy to tylko działa w jedną stronę?
Facet zachowuje się niestosownie do autorki. Nawet jak się nie lubią, to nie powinien takimi tekstami rzucać. A autorka powinna pozwolić matce być szczęśliwą jeśli z tym typem jest szczęśliwa. A już zabranianie sypiania i robienie jeszcze histerycznych scen jest bezczelne z jej strony, i powinna dostać chlapacza w ten drący się ryj. Chociaż mama też niezła, wpada w płacz... Ewidentnie brakuje w tym domu mężczyzny, no ale jak córka go traktuje jak gościa a nie partnera mamy to nie dziwne że sam się czuje niepewnie, skoro mama dała się zastraszyć darciu gumiora.
Jest to jak piszesz obcy dla ciebie facet więc czemu stawiasz się w roli ofiary? Opierdol gościa z góry na dół że nie życzysz sobie takiego traktowania, postaw twarde granice albo się dostosuje albo niech wypie*dała. Dlaczego ty masz uciekać ze swojego domu żeby zrobić miejsce dla takiej kanalii. Twardo porozmawiaj z matką na argumenty nie przejmując się jej płaczem i uświadom z kim ma do czynienia bo wg mnie żyje już w jakimś syndromie sztokholmskim. W ogóle dorzuca się wam do rachunków za wodę i prąd jak tyle u was siedzi? Dlaczego nie chce żeby ktoś do niego przychodził ? Czyżby prowadził podwójne życie ?
przestań udawać, że Cię te żarty śmieszą, do niego pewnie nie dotrze tak szybko, ale może jak Twoja matka zauważy jaki to burak, to nie będzie mógł przychodzić tak często? Nie życzę jej by się rozstali, może jej odpowiada taki partner, ale przynajmniej będzie zmuszona zauważyć złą relację między wami, albo po prostu nie będzie mu się chciało odwiedzać mieszkania pod nieobecność matki
Znam taki typ osób i nie sądzę by nadawali się na związki. To bardziej osoby, które żerują na partnerach. Moja mama trafiła na podobnego gościa. To dlaczego mieli się nie spotykać u niego to fakt, że ukrywał alkoholizm. Moja mama jest przeciwna temu, a on zarzekał się, że jest niepijący. I tak los chciał że coś mu odwaliło po pijaku i wypisywał do niej będąc schlany. Wiedziała gdzie mieszka, tylko tam nigdy nie była, więc pojechaliśmy do niego bo ona koniecznie chciała sprawdzić czy wszystko z nim ok. Z domofonu odebrała jego mama, a w tle jego pijackie wrzaski... Powiedziałem jej, że pakuje się w niezłą patologię i on pociągnie ją na dno. Posłuchała mnie. A dzisiaj układa sobie życie z porządnym facetem.
Mnie to w ogóle dziwi. Nigdy u niego nie była i co? Nie bała się, że ma żony i dzieci?
Ciężka sprawa. W pewnym wieku ciężko jest znaleźć partnera, więc jeśli mama jest z nim szczęśliwa, to bardzo źle o tobie świadczy, że jej utrudniasz. I co to za zasada, że we własnym domu nie może przenocować swojego faceta? Gorzej ma twoja mama z tobą, niż większość twoich rówieśniczek z rodzicami. Bo jednak większość rodziców zgadza się przenocować chłopaka córki od czasu do czasu.
Jesteś dorosła, możesz iść na swoje. Dla twojej mamy to jest najlepszy i może jedyny czas, kiedy może sobie ułożyć życie. Nie bądź samolubna. Jak ci on nie pasuje - nie gadaj z nim. Załatw sprawę jak dorośli, powiedz stanowczo, że te żarty cię nie bawią i nie będziesz ich tolerować. Nie wiem co studiujesz, i na jakim roku, ale juz bez przesady, ze studenta nie stać na wynajęcie pokoju. No, chyba że Ty koniecznie chcesz całe mieszkanie dla siebie. Jako że jesteś „terytorialna”.
Czy ty jesteś poważna? Autorka twierdzi, że ledwo zna faceta, to jest jakaś świeża relacja a baba, zwana potocznie jej matką, pozwala temu chłopu wchodzić do mieszkania, kiedy ona jest sama? To nawet nie jest pogwałcenie prywatności, to po prostu nieodpowiedzialność i brak wyobraźni.
Poza tym one mieszkają tam w dwójkę. Dlaczego ten gość tam przychodzi jak matki nie ma? Wytłumacz mi proszę sensownie, bo łącząc to z niewybrednymi komentarzami ja widzę tylko jeden powód.
Nie rozumiem też totalnie dlaczego dziecko ma nie mieć nic do powiedzenia w SWOIM domu. Tak, w swoim. Jeśli ktoś mówi dziecku, że dom nie jest jego, to z całym szacunkiem, ale jest chujowym rodzicem.
Nie obraź się ale uważam że nie masz pojęcia o czym piszesz. Twój komentarz pokazuje kompletny brak zrozumienia sytuacji i doświadczenia osoby, która w niej żyje.
To nie jest historia o „utrudnianiu mamie szczęścia”, tylko o ciągłym naruszaniu granic, prywatności i poczucia bezpieczeństwa dorosłej osoby we własnym domu. Różnica między „nocowaniem partnera” a obcym mężczyzną przebywającym w mieszkaniu, mającym klucze, wchodzącym pod nieobecność domowników i komentującym seksualnie córkę partnerki jest zasadnicza i naprawdę trzeba ogromnej złej woli, żeby jej nie widzieć. Porównywanie tej sytuacji do „nocowania chłopaka córki” jest kompletnie chybione bo tam mamy
zaproszenie, zgodę wszystkich domowników, brak zależności i poczucia zagrożenia.
W tej historii mamy asymetrię sił, brak kontroli i brak wyboru. Teksty w stylu „jesteś dorosła, możesz iść na swoje” są oderwane od rzeczywistości ekonomicznej i brzmią jak rady z innej planety. Nie, nie każdego studenta stać na natychmiastowy wynajem, a sugerowanie, że to fanaberia albo chęć „całego mieszkania dla siebie”, jest po prostu nieuczciwe. Najbardziej niepokojące jest jednak bagatelizowanie wchodzenia do mieszkania bez zapowiedzi, zajmowania łazienki, komentarzy o ciele i seksualności. To nie są „żarty”. To są zachowania, które wiele osób odbiera jako przekroczenie granic i zagrożenie, i nie trzeba mieć traumy, żeby tak się czuć. Miłość do rodzica nie polega na poświęceniu własnego komfortu psychicznego i poczucia bezpieczeństwa. Dorosłość nie oznacza milczenia wtedy, gdy ktoś narusza Twoją przestrzeń, tylko umiejętność stawiania granic nawet wtedy, gdy druga strona nie chce ich uszanować. To, że ktoś „w pewnym wieku ma trudniej ze znalezieniem partnera”, nie daje mu ani jemu, ani komukolwiek innemu prawa do wypychania dziecka z domu emocjonalnie lub fizycznie.
Zanim nazwiesz kogoś samolubnym, spróbuj przez chwilę pożyć w sytuacji, w której nie masz kontroli nad własnym życiem a Twoje granice są regularnie wyśmiewane. Takie zachowania mogą realnie prowadzić do długotrwałych stanów lękowych, nadczujności, bezsenności i reakcji typowych dla PTSD. I z tym nie ma nic wspólnego egoizm.
Bo tego „piekła” naprawdę nie da się zrozumieć z wygodnej pozycji komentatora.
@egzakutor, nie obrażam się :) dopóki ktoś podaje logiczne argumenty, to wręcz lubię czytać komentarze, które wnoszą inne spojrzenie niż moje. Trochę jednak nie leży mi zarzucanie mi złej woli. Seksualne komentarze oczywiście są złe i obie kobiety powinny postawić mu granice. Nie wiem czemu się tak na tym skupiłaś, przecież nigdzie nie pisałam, że „to żarty” albo że to jest okej. Przemawia do mnie zwrócenie uwagi, że tutaj nie ma równowagi sił - autorka jest zależna od mamy. Ale z całą resztą się nie zgadzam. Brak wyboru? Rady o wyprowadzce są oderwane od rzeczywistości ekonomicznej i brzmią jak rady z innej planety? Sama wynajmowałam pokoje i mieszkania w różnych dużych miastach Polski, a nawet trochę za granicą. Aktualnie wynajmuję studentkom swoje mieszkanie w dużym, drogim mieście. Więc orientuje się w cenach. Za 1000 zł poza Warszawą można spokojnie znaleźć pokój. Tyle dorosła osoba jest w stanie zarobić, nawet studiujac. Można też zarobić więcej w trakcie wakacji. Zresztą autorka sama napisała, że zamierza wynajmować mieszkanie, więc stać ją. Więc o jakim braku wyboru mówisz? W czym moja ocena jest „nieuczciwa”?
„ spróbuj przez chwilę pożyć w sytuacji, w której nie masz kontroli nad własnym życiem”, „takie zachowania mogą prowadzić do PTSD”, „tego piekła naprawdę nie da się zrozumieć” - nie przesądzasz troszeczkę? Mówimy o partnerze mamy, który przychodzi wyłącznie w dzień. Jeśli zagrożenie jest tak duże jak mówisz, to tym bardziej muszę autorkę nazwać egoistką, ponieważ zauważ, że w ogóle jej nie obchodzi los jej mamy. Ją interesuje to, że ma zajętą łazienkę, że nie ma tyle prywatności co by chciała. I owszem, komentarze tego typa świadczą o tym, że jest wsiurem, oblechem. Ale wciąż mama ma prawo z kimś takim się spotykać. Autorka nie podała ile ma lat, ale nie jest dzieckiem! Jest dorosła kobietą. Może się wyprowadzić. Może podjąć pracę. Ba! Jeśli nie może połączyć tego ze studiami, to może ze studiów czasowo zrezygnować - ja tak zrobiłam i żyję.
@niechceloginu autorka nie twierdzi, że ledwo zna faceta. Twierdzi, że mama spotyka się z nim od „niedawna”. To może znaczyć miesiąc, rok…
„Nie rozumiem też totalnie dlaczego dziecko ma nie mieć nic do powiedzenia w SWOIM domu. Tak, w swoim. Jeśli ktoś mówi dziecku, że dom nie jest jego, to z całym szacunkiem, ale jest chujowym rodzicem” - to DZIECKO ma ponad 20 lat. Jak długo jest to dom tego dziecka? Do 40-stki? 50-tki? Już zawsze? Kiedyś trzeba wyfrunąć z gniazda. I co rozumiesz przez to, że DZIECKO (no nie mogę 😆) nie ma nic do powiedzenia? Ma, zabroniła matce spać z tym facetem. Przychodzi tylko w dzień. Więc z tego co rozumiem matka jak najbardziej uwzględnia jej zdanie.
„ Dlaczego ten gość tam przychodzi jak matki nie ma? Wytłumacz mi proszę sensownie, bo łącząc to z niewybrednymi komentarzami ja widzę tylko jeden powód.” - napisałam o tym wyżej cały długi komentarz. W skrócie, ja nie wiem czemu tak przychodzi. Ale z wyznania i mojego doświadczenia myślę, że przychodzi po prostu po robocie. A że akurat mamy nie ma, a on pracuje na zmiany, to przychodzi wcześniej i sobie na nią czeka. Raczej nie po to, żeby napastować córkę, bo sam mówi, że się nie może doczekać, aż ona się wyprowadzi.
W ogóle autorka przypomina mi moją współlokatorkę. Kilka lat ode mnie starsza, nigdy nie pracowała i taka właśnie była, że ona zawsze miała najgorzej. Zawsze ją ktoś napastował, nasi partnerzy zawsze zabierali jej prywatność, bałaganili, budzili ją. Zabroniła odwiedzin, ale później my jej przeszkadzałyśmy. Ogólnie ewidentnie chciała mieszkać sama, ale szukała problemów w innych.
Rozumiem, że nie zgadzamy się w ocenie tej sytuacji i to jest w porządku. Natomiast mam wrażenie, że część moich argumentów została odebrana inaczej, niż była intencja.
Niestety w komentarzach muszę się ograniczać do skrótów myślowych
Nie zarzucałam Ci złej woli. Zwracałam uwagę na to, że oceniasz tę historię przez pryzmat własnej zaradności życiowej. To, że Tobie udało się pracować, wynajmować i łączyć to ze studiami, nie oznacza automatycznie, że każda osoba w podobnym wieku i sytuacji ma identyczne możliwości finansowe, psychiczne czy zdrowotne. To nie jest atak, tylko różnica perspektyw. Nie twierdzę, że wyprowadzka jest niemożliwa w sensie absolutnym. Chodzi o realia. Żeby wynająć pokój czy mieszkanie, trzeba najpierw mieć środki na kaucję, pierwszy miesiąc najmu i koszty na start. Przez pierwsze tygodnie czy miesiące trzeba się z czegoś utrzymać, zanim sytuacja finansowa się ustabilizuje. Dla osoby studiującej albo będącej w gorszym stanie psychicznym to nie zawsze jest kwestia chęci, tylko możliwości w danym momencie. Fakt, że autorka planuje się wyprowadzić, nie oznacza, że może to zrobić natychmiast ani że obecna sytuacja przestaje być obciążająca. Dom rodzinny to nie jest zwykłe mieszkanie do wynajęcia. To miejsce, z którym wiąże się poczucie bezpieczeństwa i przynależności budowane latami. Dorosłość nie sprawia automatycznie, że ktoś przestaje czuć się „u siebie” i traci prawo do granic tylko dlatego, że ma ponad 20 lat. Dorosłość nie oznacza też obowiązku natychmiastowej wyprowadzki. Mieszkanie z rodzicem w tym wieku nie jest niczym nadzwyczajnym, zwłaszcza gdy ktoś się uczy, dopiero wchodzi na rynek pracy albo zmaga się z problemami psychicznymi. Wyprowadzka może być jednym z rozwiązań, ale nie powinna być jedyną odpowiedzią na każdy konflikt ani argumentem zamykającym rozmowę.
Pamiętaj też że autorka wynegocjowała żeby gość nie nocował. Ale nawet jeśli ktoś przychodzi tylko w dzień, nawet jeśli „czeka po pracy”, to niewybredne uwagi wobec córki partnerki mają realny wpływ na poczucie bezpieczeństwa i komfort we własnym domu. To nie jest drobny szczegół obok problemu, tylko jego istotna część. Warto też pamiętać, że zachowania tego mężczyzny mogły nie zostać w pełni przedstawione albo jeszcze się nie ujawniły. Bardzo często przekraczanie granic zaczyna się od drobnych rzeczy i eskaluje z czasem, gdy druga strona widzi, że nie spotyka się to z realnymi konsekwencjami. Doprecyzuję również wątek PTSD, bo mam wrażenie, że został odebrany jako przesadzony. Nie twierdzę, że autorka je ma ani nikogo nie diagnozuję. Chodzi o to, że długotrwałe życie w stresie, poczuciu braku kontroli i ciągłego naruszania granic może prowadzić do objawów bardzo zbliżonych do zaburzeń pourazowych. To nie muszą być skrajne wydarzenia. Czasem to jest codzienność, w której człowiek funkcjonuje w stałym napięciu, nadmiernej czujności i z problemami ze snem. To nie jest kwestia wygody, tylko reakcji układu nerwowego na długotrwały stres.
Kiedy użyłam określenia „piekło”, odnosiłam się do własnych doświadczeń. W moim przypadku byłam współwłaścicielką domu, a mimo to gość wypchnął mnie rękami matki. I choć wiem że została zmanipulowana nie potrafię jej tego wybaczyć. Ustąpiłam nie dlatego, że „tak trzeba”, tylko dlatego, że było mnie stać na zakup własnego miejsca i zakończenie tej walki. Gdyby nie to zaplecze finansowe, nie dałabym rady dalej funkcjonować w takim układzie. Dlatego z dużą ostrożnością podchodzę do łatwych rad i jednoznacznych ocen.
Egzekutor, a jak odniesiesz się do tego, że autorka w ogóle nie martwi się o matkę? Słowem się nie zająknęła, że typ może jej zagrażać?
Autorka nic nie wspomina o swoich chorobach psychicznych, problemach finansowych, nieudanych próbach podjęcia pracy. Wydaje mi się, że dużo rzeczy zakladasz na korzyść autorki. A tak naprawdę na dwoje babka wróżyła. Może ona ma problemy finansowe i psychiczne, a może ten facet ma, i jego teksty były tego wynikiem, i zdarzyły sie jednorazowo. Albo były sprowokowane. On też czuje nieustanne napięcie, wie, że mieszkanie nie jest jego, więc ma gorszą pozycję. Może autorka nie ma 20, tylko 26? Z mojego już chyba 7 letniego czytania anonimowych wynika, że jak w trakcie czytania brakuje mi jakiejś ważnej informacji, to jest ona zatajona celowo. A tu ewidentnie przydałoby się info ile ona ma lat, ile tego faceta mama zna, czy mają ogromne dom czy małe mieszkanie, czy autorka ma czas pracować, w jakim mieście mieszkają. Bo jednak wiele kierunków to opierniczanko, zajęcia 3 dni w tygodniu itd.
Jeszcze dodam, że życie nie jest idealne. Mama nie jest tylko mamą. Jest osobą, kobietą, która ma swoje zainteresowania, pragnienia. Rozumiem powstrzymywanie się od odwiedzin w domu w momencie, kiedy masz pod opieką dziecko czy nastolatka. Ale oczekiwanie kobiety, że od urodzenia przez najbliższe 30 lat nie ułoży sobie życia, bo „dziecku” będzie niekomfortowo jest po prostu okrutne. Dziecko nie jest świętą krową, też musi się trochę dostosować, dogadać. Jak będziemy robić aż taką presję na kobiety, oczekiwać aż tak dużych wyrzeczeń, aż tak długo, no to nikt nie będzie chciał rodzić.
Maryl odnoszac się do matki to wygląda że matce już tak „przeorało mózg”, że teraz autorka musi martwić się przede wszystkim o siebie. Matka będzie musiała na własnej skórze przekonać się, jak wygląda odpowiedzialność i konsekwencje swoich decyzji. Zgadzam się z Tobą, że życie nie jest idealne, a rodzice mają prawo do własnego życia i granic. Ale w sytuacji, kiedy ktoś wchodzi do cudzego mieszkania, wywiera presję lub zachowuje się agresywnie słownie, czy sprawia poczucie zagrożenia to te granice są łamane. Nie twierdzę też że „dziecko jest świętą krową”. Wywieranie presji na kobiety, oczekiwanie, że całe życie poświęcą cudzym potrzebom i wyrzeczeniom też nie jest sprawiedliwe. Nikt jednak nie powinien być zmuszany do rezygnacji z własnych planów, szczęścia czy granic, bo ktoś inny nie potrafi wziąć odpowiedzialności za siebie. Prawdziwe relacje, czy to rodzinne, czy partnerskie powinny się opierać na wzajemnym szacunku i dostosowywaniu, a nie na jednostronnych poświęceniach.
Autorka jasno napisała, że nie akceptuje wyboru matki, ale rozumie, że chce się z kimś spotykać. To nie jest ślepe popieranie, tylko realistyczne spojrzenie i przypomnienie, że w każdym domu powinny być jasne granice.
Nie znamy wszystkich szczegółów. Trudno więc w pełni ocenić całą sytuację. Ja nie jestem sobie w stanie wyobrazić, że ktoś mógłby nie chcieć szczęścia swoich rodziców tylko dla własnej wygody. Stąd uważam, że to ten gość jest realnym zagrożeniem, a jego zachowania nie powinny być bagatelizowane. A teraz pomyśl, gdyby autorka była dorosła, ale chora i nie mogłaby się samodzielnie utrzymać, całkowicie zależna od matki i skazana na jej łaskę, czy naprawdę uznałabyś, że to w porządku? Prawo do granic i poczucia bezpieczeństwa w domu pozostaje podstawą, niezależnie od wieku czy sytuacji.
Ja tu widzę dwie dziwne sprawy. Po pierwsze prostackie komentarze w stosunku do autorki. Jak bardzo zaślepiona musi być matką żeby to tolerować? Po drugie czemu nie można spotykać się u niego? Mieszka w melinie? Czy z żoną? A może nie ma domu, dlatego siedzi ciągle u Was?
Nie znam tego człowieka, ale już go nie lubię. Powodzenia w wyprowadzce, trzymam kciuki żebyś była szczęśliwa w nowym lokum ♥️
To ja byłem kiedyś właśnie takim piątym kołem u wozu jak ten facet. Poniżanym przez dzieciaki nie znające granic, a koniec końców usłyszałem od niej że powinienem się bardziej starać i inne różne rzeczy, gdzie dzieciaki miały mnie głęboko w poważaniu. W końcu nie wytrzymałem i odszedłem. Wiem tylko że jak ja bym tak zachowywał się za dzieciaka jak tamte, to by mnie ojciec z matką szybko naprostowali do ustawień fabrycznych.
Ile Ty chłopie masz lat? Zakładałem, że jesteś łebkiem. Tak maks 24.
On jest stary a głupi. Na takich nic nie poradzisz. Są niereformowalni.
A liczba 24 to jest czysto losowa bo przecież gdyby założyć maks 23 albo 25 to nic by to nie zmieniło bo człowiek w magiczny sposób nie staje się inny po urodzinach.
Wiek niczego tu nie zmienia. Nawet dorosłe dziecko nie przestaje być czyimś dzieckiem i nadal ma prawo do poczucia bezpieczeństwa w domu, który zna od lat. To nie jest „czyjeś terytorium do negocjacji”, tylko podstawowa przestrzeń, w której nie powinno się czuć zagrożenia ani wstydu. Problemem nie jest „brak akceptacji faceta mamy”, tylko naruszenie granic. I fakt, że dziecko jest pełnoletnie, nic tu nie zmienia.
Dorosłe dziecko nadal jest w słabszej pozycji niż partner rodzica. Nie ustala zasad, nie rozdaje kart i często nie ma realnej możliwości po prostu pójść na swoje z dnia na dzień. Reakcje obronne nie są więc chamstwem ani brakiem wychowania, tylko próbą ochrony siebie.
I powiem więcej. Kilka lat temu Twoje komentarze brzmiały jak wypowiedzi kogoś inteligentnego i refleksyjnego. Teraz niestety coraz częściej brzmi to jak wujek po kilku głębszych, dla którego wszystko sprowadza się do seksu itp. I szczerze? Nie dziwię się, że dzieci reagowały niechęcią, jeśli taka narracja pojawiała się przy nich. Dzieci bardzo szybko wyczuwają brak szacunku do ich granic.
Bo dzieci, nawet te dorosłe nie mają obowiązku znosić czyjejś obecności kosztem własnego komfortu psychicznego. To dorośli, wchodząc w rodzinę, biorą na siebie odpowiedzialność za to, by nikogo nie stawiać w sytuacji ciągłego napięcia. A przemoc słowna i psychiczna to nadal jest przemoc, tyle że ta zostaje głęboko w środku.
Ty bazujesz na własnych doświadczeniach, ja na własnych. W moim przypadku nikt nie zabierał dziecku żadnego komfortu, mnie tam już nie ma a awantury tam są nadal bo to nie ja byłem problemem a niewłaściwe wychowanie no i geny pewnie też. Nie będę Ci opowiadał historii mojego życia na jakimś portalu do anonimowych historyjek. Mi było po prostu żal jak dzieci pomiatają własną matką, więc wstawiłem się za nią. Wtedy stałem się wrogiem numer 1. Odezwać się nie mogłem, bo nie jestem ojcem. Ja tam nie mieszkałem, jedynie w weekendy się spotykaliśmy i to z reguły ja przyjeżdżałem (bo ona ma dzieci, przecież wiedziałem i fakt ich istnienia nie był dla mnie przeszkodą). Ale jak w histerii dorastająca córka biła własną matkę, to ją odciągnąłem. Tak rozwydrzonych dzieciaków w życiu nie widziałem. Jak to powiedziałem ich matce, a mojej byłej to też wyciągała to później że dla mnie jej dzieci są najgorsze, tak jakby to była moja wina. Ale do tego doszły toksyczne zachowania już teraz byłej, która na każdym kroku widziała moje romanse z kobietami, nawet jak pisałem z bratem i się śmiałem z żartów czy wspólnych przekmin, to pewnie z jakąś już piszę bo się uśmiecham do telefonu... Tak że ja mam inne doświadczenia, jestem facetem i na podstawie własnych doświadczeń buduję moje poglądy na różne sprawy. Jak Tobą cudzy dzieciak nie poniewierał i w histerii nie wyzywał od SK.wysynów to nie podsumowuj mnie może tak arbitralnie. Jak zjesz ten sam chleb który ja zjadłem to może wtedy inaczej spojrzysz na pewne sprawy. Na razie jesteś po drugiej stronie, bo albo byłaś takim dzieckiem, albo sama masz takie dziecko przy którym żaden facet nie wytrzyma, bo przecież dziecko zawsze najważniejsze i nawet się odezwać nie można.
Jaki fikołek myślowy wykonałeś, że doszedłeś do wniosku, że byłeś jak ten typ z historii? Przecież to jest kompletnie inna sytuacja. No chyba, że nie jest i ty te dzieci też molestowałeś jak jest molestowana autorka w historii. Ja nie wiem, byłeś tak młody czy tak głupi jak się wiązałeś z kobietą z dzieckiem, że nie miałeś świadomości, że to nie ty tam jesteś w tym układzie od wychowywania tych dzieci. Na to żeby móc je wychowywać trzeba sobie ciężko zapracować i zbudować z nimi więź. Ty się spodziewałeś, że będziesz obce dzieci rozstawiać po kątach jak ci się coś nie spodoba? Co ty masz w głowie. Czasem napiszesz coś z sensem, a czasem to człowiek na wrażenie, że wpierniczasz jakiś komentarz tylko po to żeby go koniecznie napisać nawet jak jest totalnie z dupy. No i przykre to bardzo, że cię rodzice wychowywali w takim poczuciu, że cię może spotkać prostowanie do ustawień fabrycznych. Podejrzewam, że jesteśmy w podobnym wieku i te 30 lat temu inaczej się wychowywało dzieci ale ja nigdy bita nie byłam. I to nie dlatego, że nie odwalałam rzeczy. Każdy odwala, po prostu jeśli jesteś ułożony tylko dlatego, że wiesz, że jak nie będziesz to cię będą prostować no to naprawdę żal bierze.
Masz rację w jednym, bazujesz na własnych doświadczeniach, ja na swoich. I jedno nie unieważnia drugiego.
Twoja sytuacja była trudna i eskalująca, było w niej dużo chaosu, silnych emocji i przekraczanych granic po wielu stronach. Jeśli dochodziło do przemocy, krzyków i ciągłych oskarżeń, to był układ, który prędzej czy później musiał się rozsypać. W takim kontekście Twoja reakcja i decyzja o odejściu były zrozumiałe. Problem zaczyna się dopiero wtedy, gdy jedno doświadczenie zaczyna być traktowane jako uniwersalna miara wszystkich podobnych historii. Są rodziny, w których dzieci faktycznie bywają agresywne i niewychowane, ale są też takie, gdzie dzieci reagują lękiem i niechęcią, bo ktoś realnie narusza ich granice. To po prostu nie są te same sytuacje.
Twoja historia różni się też zasadniczo od tej opisywanej w wątku. Ty tam nie mieszkałeś, widywaliście się głównie w weekendy i to Ty do niej przyjeżdżałeś. To zupełnie inna dynamika niż stała obecność, klucze i wpływ na codzienne funkcjonowanie dziecka.
Na koniec chcę doprecyzować jedną rzecz. Kiedy odniosłam się do porównania z wujkiem, nie chodziło mi o ocenę Ciebie ani Twojej historii. Chodziło mi o to, że na przestrzeni lat Twój sposób komentowania bardzo się zmienił. Coraz częściej wszystko sprowadzasz do wątków seksualnych, insynuacji, tematów homo i narracji o incelach, którzy kiedyś się tu przewijali, niezależnie od tego, jaki jest faktyczny temat rozmowy. Brakuje merytoryki. No nieraz miałam chęć założyć konto i Cię naprostować 🙂 Na to właśnie zwracałam uwagę, na kierunek i sposób prowadzenia dyskusji, a nie na podważanie Twoich doświadczeń.
Masz rację w jednym, bazujesz na własnych doświadczeniach, ja na swoich. I jedno nie unieważnia drugiego.
Twoja sytuacja była trudna i eskalująca, było w niej dużo chaosu, silnych emocji i przekraczanych granic po wielu stronach. Jeśli dochodziło do przemocy, krzyków i ciągłych oskarżeń, to był układ, który prędzej czy później musiał się rozsypać. W takim kontekście Twoja reakcja i decyzja o odejściu były zrozumiałe. Problem zaczyna się dopiero wtedy, gdy jedno doświadczenie zaczyna być traktowane jako uniwersalna miara wszystkich podobnych historii. Są rodziny, w których dzieci faktycznie bywają agresywne i niewychowane, ale są też takie, gdzie dzieci reagują lękiem i niechęcią, bo ktoś realnie narusza ich granice. To po prostu nie są te same sytuacje.
Twoja historia różni się też zasadniczo od tej opisywanej w wątku. Ty tam nie mieszkałeś, widywaliście się głównie w weekendy i to Ty do niej przyjeżdżałeś. To zupełnie inna dynamika niż stała obecność, klucze i wpływ na codzienne funkcjonowanie dziecka.
Na koniec chcę doprecyzować jedną rzecz. Kiedy odniosłam się do porównania z wujkiem, nie chodziło mi o ocenę Ciebie ani Twojej historii. Chodziło mi o to, że na przestrzeni lat Twój sposób komentowania bardzo się zmienił. Coraz częściej wszystko sprowadzasz do wątków seksualnych, insynuacji, tematów homo i narracji o incelach, którzy kiedyś się tu przewijali, niezależnie od tego, jaki jest faktyczny temat rozmowy. Brakuje merytoryki. No nieraz miałam chęć założyć konto i Cię naprostować 🙂 Na to właśnie zwracałam uwagę, na kierunek i sposób prowadzenia dyskusji, a nie na podważanie Twoich doświadczeń.
Czyli nie tylko ja tak pamiętam Dragomira 😅 ja też pamiętam, że kiedyś te komentarze były inteligentne, wyważone. I ogólnie wydawało mi się, że drago jest w taki męski sposób wrażliwy na otaczający świat. A teraz to tylko s*ks i jakieś zaczepki.
Ale akurat komentarze pod tym wyznaniem to bym powiedziała, że jak najbardziej z sensem i wnoszą ciekawą perspektywę. Niestety też znam takie matki i to jest powszechny schemat. Rozbudzają emocje u facetów („a wiecie , że Dawidek powiedział do niego tato?”), ciągle stawiają dziecko na pierwszym miejscu kosztem faceta, oczekują angażowania się, wspólnego spędzania czasu, bo „przecież wiedziałeś, że mam dzieci”. Ale kiedy taki facet chce wprowadzić swoje zasady, to matka przy dzieciach potrafi go zaatakować, że on tu nie ma żadnego prawa głosu. Nikt na to nie zasługuje. Być niby częścią rodziny, ale taką trochę na gorszych prawach, i większych obowiązkach.
I chyba nie doczytaliście, ale dziecko atakowało matkę, wyzywało. W takiej sytuacji nawet jako przechodzień masz prawo zareagować. Co to za gadanie, masz siedzieć bezczynnie jak przy tobie się drą dziewczyna i jej córka, sam być wyzywany i siedzieć cicho, bo „jeszcze nie zasłużyłeś” na to żeby móc się obronić? Wam już do reszty pseudo psychologia weszła za mocno 😅
Dziękuję @MaryL2 za obiektywną ocenę, a nie pojazd po Nicku. Oraz @Egzekutorce (tu feminatyw jak najbardziej wskazany, chyba że masz problem z płcią i tożsamością, to wtedy lekarz od głowy na wczoraj) za doprecyzowanie wypowiedzi. I cieszę się że jakoś mnie dobrze zapamiętałyście po komentarzach. Ale z Umbriaka cisnąłem zawsze, tak jak też często nawiązywałem do spraw związanych z seksualnością.
Powyżej napisałem, że facet zachowuje się niestosownie wobec autorki, podkreślam to jeszcze raz, żeby nie było że się z nim jakoś utożsamiam i trzymam sztamę :) Opisałem tu moje doświadczenia niejako dla równowagi, bo autorka histerią wymogła zakaz nocowania partnera swojej mamy. Mam nadzieję, że jak ona znajdzie chłopaka, to i on solidarnie dostanie podobny zakaz nocowania w tym domu. Było nie było, domu (czy tam mieszkania) należącego do matki.
Ludzie sobie nie zdają sprawy, ile problemów powoduje "rozwiązywanie problemów" poprzez rozwód.
Kolejny niereformowalny typ.
Skąd wiesz, że był rozwód? Może jest wdową. Autorka w ogóle nie wspomina o ojcu i nie jest z nim najwyraźniej związane jakieś alternatywne miejsce zamieszkania.
@Malinowegofry z rachunku prawdopodobieństwa. Śmierć w młodym wieku jest znacznie rzadsza niż rozwód.
A jest tam w ogóle o ślubie?
Trudno z daleka ocenić, ale wygląda mi to na silne fizyczne przyciąganie, takie jakie zdarza się raz w życiu, kilka razy jak się ma szczęście, a niektórym wcale. To sprawia, że Twoja mama nie widzi tych wszystkich minusów.
Na to raczej nic nie poradzisz, musisz się wyprowadzić jak tylko będziesz mogła.
Mi to wygląda na stare pokolenie " byleby portki były w domu".
Niektórym nie przeszkadza takie zachowanie nie tylko partnera seksualnego ale i zwykłego kolegi i piszę o koledze tej samej płci człowieka heteroseksualnego więc nie ma w tym podtekstu seksualnego. Jest po prostu taki typ osób którym nie przeszkadza że ktoś ich dom traktuje jak hotel i jest on niezależny od pokolenia w którym się urodziło co nie powinno dziwić bo ludzie mają bardzo różne charaktery niezależnie od pokolenia w którym się urodzili.
Twe wyjaśnianie wszystkiego tym że albo są znacznie od ciebie młodsi albo znacznie od ciebie starsi jest słabe.