Jestem po rozstaniu około pół roku. Czuję, jakbym nie była sobą, jakby część mnie odeszła razem z tą osobą. Zawsze miałam swoje wartości i zasady, którymi się kierowałam, a teraz czuję, jakby ich nie było. Czasem przerażam samą siebie. Jestem zdolna do rzeczy, o które bym siebie nigdy nie podejrzewała. Bliżej mi jest do one night stand niż do wejścia w kolejną relację, może to strach i obawa. Ale gdzie jest ta dobra dziewczyna, która miała zasady i radość z życia, która po prostu była szczęśliwa? Codziennie toczę walkę z samą sobą, żeby wstać z łóżka i przeżyć, bo nic mnie nie cieszy, po prostu jestem i odhaczam rzeczy do zrobienia – i tak z dnia na dzień. Nie mam w sobie grama strachu wracać sama w nocy pieszo o pierwszej w nocy z latarką w telefonie – żaden problem, bo przecież nie mam nic do stracenia. Zero uczuć, emocji, po prostu nie czuję nic, tylko „jestem”. Myślałam, że to jest to i wyszło jak zwykle, nawet nie jestem zaskoczona, że tak się stało, tylko był to pierwszy raz kiedy oddałam całą siebie. Moi znajomi i ludzie w otoczeniu mają ambicje plany, mieszkania, zaręczyny, dzieci, a ja jestem w dupie. Pracuję na dwie prace i co z tego mam? Nic. Niewystarczająco, by zamieszkać sama i wyrwać się z domu, w którym też nie jest najlepiej. Zbyt mało, by kupić sobie wypasioną furę. Nie chcę żyć z dnia na dzień, ale co mam zrobić. Może studia, by lepiej zarabiać, też myślałam nad tym, ale nie chcę znów być na utrzymaniu, tym bardziej że teraz mam jednak swój pieniądz. Jest jedno miejsce na mapie niedaleko jeziora, które ciągnie mnie do siebie, tam czuję się szczęśliwsza, jest woda, którą kocham i jakoś tak inaczej chciałabym tam być i nie wracać już do siebie. Ale co, mam rzucić pracę, zamknąć działalność i jechać w świat bez pracy mieszkania i pewności, że się uda i sobie poradzę? To chyba najcięższy etap w moim życiu. Chciałabym odzyskać dawną mnie. Taką szczęśliwą, cieszącą się życiem. I mieć swój upragniony spokój.
Dodaj anonimowe wyznanie
Ok, po kolei. Nie wystarczająco na wyprowadzkę i "wypasioną furę", ale może starczy na terapię? Chcesz wrócić do dawnej siebie, ale z tego co napisałaś wynika, że jedyne co się zmieniło w Twoim życiu to rozpad związku. Każde rozstanie jest swego rodzaju załobą po utracie bliskiej osoby i musi trwac, ale są pewne, następujące po sobie etapy, po których można śledzić jak daleko jesteś w tym procesie. U Ciebie wygląda na to, że nie idzie to w dobrą stronę, więc może warto przerobic temat z terapeutą. Nie.pakowalabym się na tym etapie w studia - z tymi stanami depresyjnymi łatwo Ci je będzie zawalić, a to Cię jeszcze dodatkowo pogrąży w marazmie. A jeśli terapia z jakiegoś powodu odpada (koszty, czas, nie czujesz tego), to może spróbuj w wolnym czasie pojechać w to swoje ukochane miejsce z notatnikiem i pisać. O wszystkim, co Ci przychodzi do głowy, o byłym związku, o rozstaniu, o emocjach. Przelanie na papier tez ma często charakter terapeutyczny. Jak masz z kim (np. przyjaciółka), to rozmawiaj o tym. Im szybciej ta relacje przerobisz, tym szybciej dasz sobie szanse na szczęście
Bardzo zgrabnie ujete, chcialem tylko dodac, ze pol roku to moze byc zwyczajnie za malo czasu. Kazdy to przechodzi inaczej i jednej osobie kilka miesiecy wystarcza, a inni potrzebuja wiecej czasu na ulozenie sobie wszystkiego.