#CRKaz
Nie jadłam słodyczy (do dziś nie lubię), moja dieta to było głównie mięso, nabiał, pieczywo, warzywa... czasem owoce. Najwięcej mięsa i nabiału, poza piątkiem i czasem sobotą, nie było dnia bez kurczaka czy wieprzowiny. Uwielbiałam żółty ser czy twaróg, ale na widok szynki, kiełbasy lub kotleta robiło mi się niedobrze. Przestałam płakać nad mięsem w wieku 6 lat bo i tak nie miało to sensu, musiałam zjeść to co było nałożone mi na talerz/zrobione do szkoły. Pamiętam jak nieraz odbijało mi się mięchem przez dwa dni.
W wieku 18 lat przestałam jeść mięso, mimo lamentu rodziny i prób przemycania mi go na talerz albo wpędzania mnie w poczucie winy pod tytułem "tyle się przy tym narobiłam", "mięsko takie drogie", "ja dbam o Ciebie a Ty chcesz się zagłodzić". Życie bez mięsa to było coś pięknego. Czułam się dużo lżej, choć nie wszystkie dolegliwości ustały. Idąc za ciosem, poszłam na testy na celiakie i nietolerancję laktozy. Śmiałam się że jako zagorzała fanka sera, nie mogłabym z niego zrezygnować, zresztą skąd by u mnie się wzięła taka przypadłość? A tu szok, zdiagnozowano u mnie koszmarnę nietolerancję produktów mlecznych. Zmieniłam mleko krowie na kokosowe, z bólem serca pożegnała ser... I okazało się, że można wysrać się bez umierania z bólu. Zniknął mi trądzik, a brzuch w końcu nie wyglądał jak piłka.
Do dziś kocham ser i raz na jakiś czas sobie na niego pozwalam, co niestety mocno odczuwam następnego dnia na kibelku, a na moim policzku zawsze wyskakuje mi syf lub dwa. Ale jem wegetariańsko/wegańsko już wiele lat i naprawdę się przyzwyczaiłam, lubię to.
Clue tej historii jednak, to fakt, iż mimo koszmarnego braku zdolności trawienia produktów odzwierzęcych, alkohol wyparowuje ze mnie momentalnie. Nigdy nie miałam kaca. Gdy inni leżą, mi delikatne upojenie już mija i mogę pić dalej. Zainspirowałam się do tego wyznania porannym widokiem gości w moim salonie, którzy cierpią z bólu i ogromnego dyskomfortu po wypiciu stosunkowo niewielkiej ilości alkoholu zeszłej nocy, gdy ja po butelce różowego ginu, whiskey i paru drinkach, wstałam rano, wypiłam wodę i kawę, poszłam na WC i byłam w pracy przed czasem, świeża, pełna energii i bez najmniejszego bólu. Mój organizm to totalne dziwadło.
Po prostu powiedz, wolisz iść na wódkę niż na kebsa :D
Niewiedza dietetyczna u rodziców małych dzieci to plaga. A co ciekawe wystarczy obserwować i posłuchać dzieci, które zazwyczaj czują co jest dla nich lepsze.
Może dołożyłabym jeszcze brak komunikacji rodzic - dziecko jeśli chodzi o dietę. Jest różnica między "nie zjem bo nie lubię", "nie zjem, bo nie mam ochoty" i "nie zjem, bo potem źle się czuję".
Ja do 13 roku życia czułam, że najlepsze są dla mnie naleśniki, placki i czekolada. Ciekawe co by ze mnie wyrosło jak by rodzice ulegli - pewnie super klucha :D
@karlitoska Modna w ostatnich latach zasada mówi, że rodzic decyduje co sie znajdziena talerzu, a dziecko co z tego talerza zje.
Nie oszukujmy się, mięso i produkty mleczne są mega szkodliwe dla wszystkich. Ja wiem ze jest teraz modne wśród niedorozwojów brecht z wegańskich diet ale to z tego względu ze bardzo dobrze zbilansowana dieta wegańska wymaga dużej forsy i wiedzy, ciągłego czytania i nauki. Nie kazdy ma mózg który „szuka i przyswaja wiedzę” i nie kazdy zarabia na tyle żeby na taka dietę sobie pozwolić. Moja rodzina przeszła ze względów zdrowotnych na dietę witariańską. Starsi ludzie musieli odstawić wszystkie leki bo m.in. ciśnienie wróciło im do normy. Ja nie potrafię, kocham zajadać ten syf. Ale jak tylko zdrowie mi się sypie to od razu przechodzę na ich dietę. Ominęły mnie już dwie operacje bo organizm sam się zregenerował. Także jak ktoś się śmieje z tych diet to od razu wiem ze „w dupie był i gowno wie”.
Czemu uważasz że są mega szkodliwe dla człowieka?
Co za bzdury, mięso absolutnie nie jest szkodliwe dla zdrowego człowieka. Nabiał już bardziej.
I właśnie taki bełkot jest dowodem na to, że wegetarianizm i weganizm szkodzi zdrowiu psychicznemu.
Spasiony, durniu napisałam ze nie jestem na tej diecie.
Jesli chcesz byc wegetarianinem to badz wegetarianinem. Nikt ci nie broni.
Ale nie wiem po co wypisujesz tutaj bajeczki - poza specyficznymi wypadkami (konkretne choroby, uczulenia) mieso (zwlaszcza taki kurczak) jest latwiejsze w trawieniu i pozywniejsze niz warzywa, ale najlepsza dla ludzi jest generalnie dieta zbalansowana (ba, gdzies czytalem, ze nawet krowa sobie od czasu do czasu hapsnie jakiegos malego zwierzaka jak ma okazje).
Ten magiczny alkohol dodatkowo podwaza twoja wiarygodnosc - alkohol to nie jakas dziczyzna ktora jednemu spasuje a innemu nie, to substancja chemiczna o okreslonym dzialaniu ktora w dawkach ktore opisujesz podobnie zatrzymywanie pily spalinowej jajami *po prostu ku_wa szkodzi*...
Ponadto, kolejna bzdura, nie ma czegos takiego jak dieta wegansko/wegetarianska, weganin to albo po prostu weganin albo jesli jesz produkty stanowiace roznice wegetarianin. Marchewka do kotleta nie sprawia, ze nagle jest sie wegetarianinem 'wyznania' wegansto/wegetariansko/miesnego...
Ps. I tutaj pomijam calkowicie to jak pieronsko zlozona i kosztowna potrafi byc prawidlowa dieta wegeratianska (w odroznieniu od diety w ktorej tylko odpowiedzialnie ograniczamy/zastepujemy niektore produkty zwierzece - ktora potwafi byc faktycznie prostsza i dosc tania) bo kto by sie tam przejmowal. Milego raka trzustki...
U mnie było odwrotnie, wciskano we mnie warzywa i owoce, a po latach okazało się, że bardzo źle je trawię.
Nie jesteś w tym sama. Zawsze się zastanawiałam czy brak kaca to przekleństwo czy zbawienie.
Twoja wątroba Cię nienawidzi.