#4xyT0
Typ I - Nieufny.
Podchodzi do mnie pani i pyta:
- Przepraszam bardzo, będzie taka bibuła, tylko żółta?
- Oj, przykro mi, niestety nie, ale dostawa będzie jutro.
Po czym, za około minutę słyszę jak ww. pani pyta inną ekspedientkę o to samo (jakby bibule pomarańczowej i białej zebrało się na amory i wyprodukowałyby czasem żółtą w międzyczasie) otrzymując tę samą odpowiedź przeczącą. I na koniec pyta jeszcze kasjerkę, która obsługuje kasę - drogi kliencie, w moim interesie jest sprzedać ci towar, a nie schować go przed tobą.
Typ II - Kolekcjonerzy Punktòw.
Był w sklepie taki program jak Karta Stałego Klienta, kartę trzeba było podać kasjerce przed pieniędzmi, ewentualnie przed skasowaniem paragonu. Sytuacja taka: pieniądze podane, reszta wydana.
- Oj, jeszcze karta...
- Przykro mi, ale punkty już przepadły, jest przed kasą kartka przypominająca o karcie.
- O rany, jaka pani jest niekompetentna, kto panią zatrudnił, siedzi pani tutaj na tym krześle i nic nie robi.
Otóż nie, mój drogi kliencie, może i siedzę, ale skupiam się na tym, by dobrze ci wydać resztę i nie mieć manka w kasie, te punkty to twój własny interes, to se go pilnuj.
Typ III - Mamuśki
Bierzesz bąka na zakupy, to sobie go pilnuj. Nie wiem, przypnij smycz, zapakuj do wózka czy do tego śmiesznego plecaka na dziecko.
Tysiąc pięćset razy naszłam na regał, gdy jakiś mały smrodek robił "porządki" w cenówkach na półce bądź przekładał towar po swojemu.
Droga mamuśko, ktoś idzie, sumiennie układa towar na swym dziale, rozkłada nowe metki, a twoje dziecko to wszystko psuje i nierzadko ktoś traci premię przez "źle wykonaną pracę", a to tymczasem twoja wina.
I kończąc swoje wyznanie, ze względu na limit znaków przedstawię Wam pana idiotę... Totalnego idiotę.
Wigilia - godzina 14.. Przychodzi pan do kasy, elegancki, czyściutki, w wieku około 40 lat.
- Dzień dobry, do której dzisiaj czynne?
- Do 14.30, proszę pana.
- A dlaczego tak krótko?
- A, proszę pana, co pan będzie robił o godzinie powiedzmy 18? - Pan nie odpowiada, tylko patrzy na mnie. - No właśnie, jadł wigilię i przebywał z rodziną, i my również chcemy tak spędzić czas i mieć święta.
- Przecież pani jest młoda, pani nie ma ani dzieci ani męża, takie jak pani mogą tu posiedzieć dłużej.
Szczęka mi opadła pod same stopy.
Niejednokrotnie od starszej osoby dowiedziałam się, że ona potrafi lepiej liczyć ode mnie, teksty typu "to młode, to nawet nie wie co i gdzie układa".
Praca w sklepie, a dokładnie praca między ludźmi to ciężki kawał chleba. A przyznać to może ten, który zasmakował pracy w sklepiku :)
Świat jest pełen je$%^nych życiowych frustratów. Podczas studiów dorabiałem w jednym z hipermarketów, wykładałem towar. Polityka sklepu - nie możesz wyprosić osobiście klienta ze sklepu, możesz tylko zapraszać do wyjścia poprzez głośnik. No i w wigilię wchodzi gość 5 minut przed zamknięciem i się snuje po sklepie 15 minut, pół godziny, 40 minut... Jedna z kasjerek podeszła w końcu do niego i grzecznie mu mówi, że jest wigilia i ludzie chcieliby ją spędzić z bliskimi. To ch%j wzniósł taki raban, a że dyro służbista, to koniec końców zwolnili tą kasjerkę. Gdzie się tacy rodzą?
Znam tę historię. Czyżbyśmy pracowali w tej samej firmie?
Południowo wschodnia Polska, sieć na literkę M, około 15-16 lat temu. Ta sama?
Nie, nie 15-16. To było wcześniej, gdzieś 13 lat temu.
KAPUŚNIAK, skoro 13lat temu zamiast 15 to znaczy, że wydarzyło się to później.
KAPUSNIAK: Tak. Sieć na literę M. Zakupy robią tylko ci, którzy mają kartę klienta, sklep nastawiony na klientów "hurtowych". Czy to ten sam?
To ja może napiszę, żebyście nie musieli bawić się w szyfry - MAKRO.
Kurczęta, pan co podniósł raban to cham, prostak, i nie powiem kto jeszcze, ale dyrektor wcale nie lepszy, bo przepisy przepisami, ale trzeba być człowiekiem.
Gdzie się tacy rodzą? Lepiej zapytać gdzie się wychowują...
@IWannaMore
Ten sam.
KAPUSNIAK: To witaj w klubie. Jaki ten świat mały :-D
O tej firmie możnaby opowiadać godzinami.
Również wykladalem towar w Makro, z tym, że w północno zachodniej Polsce. Nie polecam.
No dobra, ale co do tych nieufnych, to się nie zgodzę.
Ekspedienci często mają wywalone. Jeden Ci powie, że towaru nie ma i do widzenia, a drugi poszuka na półkach/ sprawdzi w systemie lub magazynie i nagle okazuje się, że jeszcze jedna sztuka jest. Jeśli komuś zależy na czasie, to się dopyta i nie widzę w tym nic złego.
Ja kiedyś w Lidlu, klientka pyta o sosy, które akurat są w promocji, pracownica mówi, że nie ma. Idę dalej, patrzę, sosy stoją w całej okazałości na regale, gdzie stawia się promocyjne towary. O.o
Moja mama była w pewnym markecie po dywan. Pyta się pracownika czy są on powiedział że nie, poszła do kolejnego, który dał jej taki dywan jaki chciała.
Zgadzam się, ja również nie widzę nic złego w tym, że ktoś się dopyta o daną rzecz. Przecież ekspedientka nic nie traci na tym, że pan X zapyta o jakiś produkt dwa razy, dwie różne osoby. Zapytałam kiedyś w księgarni o książkę, pani odpowiedziała, że niestety takiego tytułu nie mają. Przeszłam się między półkami i książkę znalazłam. Niektórzy mają wywalone na klienta...
Wywalone, albo i zwyczajnie nie wiedzą, mimo szczerych chęci.
Sama pracuje w sklepie i czasami możemy okłamać klienta nie przez to że nie chce nam się sprawdzić towaru itp. Po prostu nie zawsze jest się w stanie ogarnąć co w tej chwili dokładają na półkach a co właśnie zeszło a niekoniecznie ma się czas szukać tego na magazynie
Miałam o tym pisać. Byłam w sklepie i zapytałam o pewien produkt, pani która tam pracuje odpowiedziała, że wcale go nie było. Robiąc resztę zakupów natknęłam się na pełen kosz
Dokładnie, nie ma nic dziwnego w tym, że pracownik sklepu, czegoś nie wie. Ale gdy nie jest pewien, że ostatnia sztuka została właśnie sprzedana i odpowiedź brzmi "nie ma" - to zwyczajne oszustwo. Nie tylko klienta, ale i pracodawcy.
Pracuje w kiosku, praca z klientami bywa czasem ciężka, ale czasami jest śmiesznie :D
Akurat praca w kiosku jest lekka i przyjemna. Ja sprzedaje nieruchomości i tu dopiero są ciężcy klienci. :)
Mam gdzieś minusy od gownno wiedzących na temat pracy gimbow. Podtrzymuje swoje zdanie, kupno fajek w kiosku, a mieszkania to kolosalna różnica, tu się trafiają dopiero ciężcy klienci którym ciężko dogodzić.
AegonTargaryen: Nie wątpię. Paczka dajek nie kosztuje stu tysięcy i więcej.
ZaHajsMatkiBaluj: świetny nick. Dlaczego ja na niego nie wpadłam? :-)
Moja znajoma pracowała na stacji benzynowej i w wigilię po południu przyszedł pan z awanturą,że do czego to podobne,że oni kapusty kiszonej nie mają w asortymencie!
W zeszłym roku jechałam na wigilię do rodziny i po drodze umówiona byłam z siostrzenicą,na parkingu nieczynnego już tesco. Stoję i czekam,podjeżdża jakaś pani,leci do drzwi sklepu,szarpie je i biegiem wraca do samochodu biadoląc: "Ojezusiemaryjobożejedyny! Psu nic pod choinkie nie kupiła! Obrazi się bydle!".Po czym wsiadła do samochodu i z piskiem opon odjechała...
Popłakałam sie ze śmiechu :D
To jeszcze nic. Ja pracowałam w zoologicznym. Kilka dni przed Świętami pomagam Pani wybrać ubranko dla pieska. Tak "na oko" ciężko coś dopasować, więc proponuję, żeby Pani przyszła do nas z psiakiem, poprzymierzamy wtedy itd. A Pani na to: "Oj nie! On nie może tego widzieć, bo to prezent pod choinkę ma być."
Ja co prawda pracuje w Decathlonie, sklep niemały, ale rodzice i ich dzieci to koszmar. Dzieciaki po całym sklepie jeżdżą na hulajnogach itd przez co robią się wypadki, bo wpadają na innych albo w regał, rzucają piłkami które są wszędzie pod nogami, a rodzice? W innej alejce sobie coś patrzą i maja gdzieś co robią ich pociechy. Zawsze staram sie upominać rodziców i dzieci, ze jeździć mogą tylko w alejce do tego przeznaczonej, ale jak grochem o ścianę. Jeden rodzic się oburzy jak mogę zwracać mu uwagę a drugi przeprosi i zrozumie. Albo kiedy dziecko zdemoluje pół regału, kto to musi potem poprawiać? My, pracownicy, bo rodzic ma kompletnie gdzieś, ze jego maluch tak się zachowuje
Do decathlonu chodzę w ostateczności. Omijam go jak mogę, przez tych dzikusów. Małpiszony niszczą wszystko. Myślałam, że to polityka sieci, pozwala wypróbować sprzęt.
Ja czasem dopytuje 2 razy o daną rzecz. Okazuje się, że są na stanie. Niedawno produkt był 2 m od sprzedawcy
Pracowałam kiedyś w centrum handlowym. Pamiętam czasy, kiedy musieliśmy przychodzić do pracy w drugi dzień świąt, a także w Nowy Rok. Dziś te dni są ustawowo wolne, ale wtedy nasi szefowie, a także klienci, w dupię mieli tradycję i humanitarne traktowanie pracowników.
Wolne ale np. u mnie na osiedlu jest mały Carreffour Express, one chyba wszystkie sa we franczyzie i ten sklepik otwarty jest każdego - dosłownie każdego, bo jak się zorientowałam to chodziłam spacerkiem sprawdzać - dnia. Tylko ewentualnie krócej albo później otwarty. I bynajmniej nie pracuje w nim właściciel sklepu. Chamstwo kompletne.
joshspookyjim U mnie na osiedlu również jest taki market otwarty każdego dnia. W Wielkanoc, Boże Narodzenie i inne ustawowo wolne dni. Jest również mały sklepik, czynny całą dobę, 365 dni w roku.
Skoro nie chcemy pracować w święta to chyba trzeba poszukać sobie innej pracy. Nie czepiam się ale na prawdę jest dużo możliwości. Nie spodziewajmy się ze każdy szef jest miły i na święta odeśle Was do domku.
yakisirek: Jak dziecko dorośniesz i zamiast wakacji i świątecznych przerw będziesz miał w ciągu całego roku zapierdzielu TYLKO 20 dni urlopu, a jeszcze do tego będziesz zapierdzielał w weekendy oraz święta podczas, gdy Twoi znajomi będą melanżować albo spędzać czas w spokoju ze swoją rodziną to wiesz, co? To wtedy przyjdę do Ciebie i Ci to przypomnę. Że takie idiotyzmy bezmyślnie wypisywałeś.
Ja pracowałam w restauracji i nie było dnia, żeby kiedykolwiek ona była zamknięta :) Nowy Rok? - pracujecie do 21 (do 21 obsługiwanie klientów, wychodzenie po 22). 3 maja? - to nie wasze święto, pracujemy normalnie do 23. I tak każdy dzień :) dlatego się zwolniłam bo też nikogo nie interesowało to, czy jest wigilia czy inne ważne święto. Często jak restauracja była otwarta np. w Wigilię, dostawałam opiernicz (od klientów ma się rozumieć, a później po skardze od nich od szefa), że jakim prawem nie odbieram firmowego telefonu służącego do rezerwacji. Nie miałam czasu gdyż mimo, że to Wigilia to ludzie siedzieli praktycznie cały dzień w restauracji i na dość delikatną prośbę czy mogliby wczesniej wyjść, reagowali oburzeniem, że taką mam pracę i mam siedzieć i nie marudzić. Także pracowanie w takie dni powinno być karane bo każdy chciałby chociażby święta spędzić z rodziną :)
IWannaMore
Już dawno jestem po szkole. Mam zajebista prace i mamy zapiernicz cały rok,ale właśnie siedzę sobie w rodzinnym domku i nikt mi nie robił problemów . Bo mam super szefa. Tylko ze wcześniej tak nie miałam ale zamiast narzekać,zmieniłam prace.
yakisirek: to się ciesz i siedź z gębą cicho. Nie każdy ma takie szczęście, a wypisywanie głupot w stylu "ja nam to i wy możecie mieć tylko się weźcie do roboty" świadczy o niskiej świadomości sytuacji społecznej w kraju i krótkowzroczności w myśleniu. Ale nie martw się. Masz całe życie przed sobą, jeszcze się nauczysz myśleć nie tylko o sobie.
Z pomarańczowego i białego nie wyjdzie żółty :0
Widocznie 6lat doświadczenia to za mało.
Ale trochę pomarańczowy się rozjaśni - jeśli chodzi o farby. W sumie z tymi bibułkami to była przenośnia, ale co ja tam wiem :F
Ja natomiast uważam, że jest wiele niekompetentnych ekspedientek. Będąc na zakupach spodobał mi się szalik z wystawy. Zapytałam się ekspedientki, czy mogę go zobaczyć. Pani ekspedientka mi go tylko pokazała, nie pozwoliła nawet dotknąć i powiedziała, że nie może mi go sprzedać, bo to ostatni i że muszę poczekać kilka tygodni, aż do zmiany wystawy. Prawdopodobnie chciała go zostawić dla siebie. Po czym zapytałam się innej ekspedientki o ten sam szalik. Okazało się, że jest jeszcze kilka sztuk i bez problemu mogłam go kupić. To tylko jedna z wielu takich sytuacji. Poza tym to chyba sprzedawca jest dla klienta, a nie klient dla sprzedawcy. Jeśli praca nie odpowiada, to trzeba ją zmienić, a nie narzekać na klientów. Jak widać nie każdy się nadaje do pracy z ludźmi.
Owszem, czasami sprzedawcy się mylą :) ale to nie zmienia faktu, że pomimo tego, że jest mnóstwo paskudnych ekspedientek, to klienci są gorsi, ze względu na ich ilość, na 100 klientów, zawsze znajdzie się sporo prawdziwych, rozczeniowych/ upierdliwych chamow, którym najgorsza kasjerka do pięt nie dorasta ;D
Pracowałam kiedyś w sklepie i jak sprzedawca nie chce sprzedać klientowi towaru z wystawy to znaczy, że nie może! W 99% sklepów nie można sprzedawać rzeczy z wystawy do czasu jej zmiany, choćby klient błagał i groził. W moim sklepie była możliwość rezerwacji rzeczy z wystawy. Poza tym, na szybach większości sklepów jest informacja, że towar z witryny podlega sprzedaży dopiero po jej zmianie. Wystarczy przeczytać :)
Sama pracuje w sklepie spożywczo-przemysłowym i powiem szczerze - jest ciężko.
Zdarzają się klienci "zboczuszki" - mam koszulkę, która na lewej piersi ma napis "Korzystaj z natury". Jest to koszulka z Kompanii Piwowarskiej konkretnie z firmy Żubr. Cóż teksty "a mogę z Twojej natury skorzystać?" itp. są na porządku dziennym.
Albo przychodzi Pan chce skrzynkę piwa. Mamy wystawione pięć rodzai po trzy skrzynki przed lodówka. Mówię do Pana że pierwsza skrzynkę Pan ściągnie a druga śmiało można brać. Cóż... Musiałam podejść ściągnąć pierwsza skrzynkę gdzie mamy ustawione butelki na butelki i podać Panu druga. Może to nie jest duży problem ale ja nosić za bardzo ciężarów nie mogę ze względu na kręgosłup. A Pan widać było że nie sprawiłoby Mu to problemu gdyby dźwignął jedna skrzynkę.
Klienci naprawdę potrafią być straszni. Czasem przychodzą o godzinie 20, a sklep mamy do 21 i pytają "czy pieczarki dziś jeszcze będą?".
Ale znam także osoby które są nie miłe dla klientów. Także tu się to wyrównuje :)
Jednak z tymi skrzynkami piwa to nie masz racji. Jeśli klient by je zrzucił musiałby za nie zapłacić może się tego bał? A jeśli masz problemy z kręgosłupem to nie pracuj w sklepie, bo tylko się narażasz na sytuacje nie dobre dla twojego kręgosłupa.
@Niezmieniona łatwo powiedzieć nie pracuj w sklepie, a to póki co jest jedyne miejsce pracy gdzie chcą zatrudniać ludzi. Gdzie indziej mam pójść niż do sklepu? Mieszkam w małym mieście, gdzie perspektywy są małe, a na dojazdy do większego miasta mnie po prostu nie stać. Daje z siebie tyle ile mogę.
Skrzynki piwa są wytrzymałe i stabilne. Przecież nawet są przewożone po 10 w górę. Więc nic by się nie stało. Są klienci którzy po prostu chcą mieć przynieś, podać, a najlepiej wejdź mi w tyłek. A nasz sklep jest samoobsługowy.
Specjalnie zalozylam konto zeby to napisac. Klient musi zaplacic za to co rozbil, upuscil itd? Nie! Sama pracuje w sklepie i wiem, ze nie musi. Wpisuje sie to w tzw. straty konsumenckie. Nie dajcie sie oszukac.
A wracajac do tematu, to co zrobil ten facet to przyklad zwyklego chamstwa i braku kultury. Widzac kobiete sam powinien wziac sobie te skrzynke, a poza tym co to za roznica czy ona mu ja poda? Do auta czy do domu mu nie zaniesie, wiec go nie zbawi jesli sam sobie ja podniesie.
A gdyby klient uszkodził sobie kręgosłup podczas dźwigania podwójnie obciążonej skrzynki piwa?