Byłam prześladowana w podstawówce. Nadal nie wiem dlaczego, ale podejrzewam, że przez to, iż byłam wysoka i grubsza niż reszta (ale nadwagi nie miałam), może też dlatego, że byłam dość cicha, nieistotne. Unikałam szkoły, rodzicom mówiłam, że źle się czuję, boli nie brzuch itp. Nie zliczę, ile razy miałam robione USG jamy brzusznej w dzieciństwie... Mama na siłę ciągnęła płaczącą mnie do szkoły (do tej pory robi sobie o to wyrzuty). A ja po prostu bałam się komukolwiek powiedzieć o sytuacji w szkole. Nauczyciele to widzieli, nie mam co do tego wątpliwości. Dopiero na początku 5 klasy powiedziałam, w zaufaniu, o wszystkim mojej starszej siostrze - jak ja jej wtedy nienawidziłam, że powiedziała o tym rodzicom... Mama poszła ze mną do szkoły, ale zamiast na lekcje poszłyśmy do mojej wychowawczyni, nauczycielka udawała zdziwioną, wtedy ja się jej zapytałam, czy nie słyszała nigdy jak się ze mnie śmieją pod salą lekcyjną, kiedy ona siedziała w środku i nie reagowała. Wychowawczyni skierowała nas do psychologa szkolnego. Rozmawiałam z psycholog w obecności mamy, opowiadałam o wszystkim (słabo to pamiętam, pamiętam najbardziej jej wredną minę i usprawiedliwianie wszystkich). Wtedy kazała mi wyjść, bo chciała porozmawiać z mamą. Długo siedziałam na schodach do jej "gabinetu". Wtedy wyszła moja mama, już nie ta kochana, milutka i dobra kobietka, ale wkur*iona kobieta z szalonym wzrokiem. Zapytałam co się stało, powiedziała tylko "nigdy więcej nie przyjdziesz do tej szkoły".
Nie wiem kiedy i jak załatwiła, ale z dnia na dzień przeszłam do innej podstawówki. Tam życie było idealne. Najlepsze dwa lata młodości. Wtedy zaczęło się gimnazjum i chociaż moja nowa wychowawczyni zadbała, żebym w klasie nie była z prześladowcami, to i tak na korytarzach się z nimi mijałam. Wszystko zaczęło wracać, dziwne plotki na mój temat, agresja słowna i czasem fizyczna, dalej nie mieli większych powodów niż to, że byłam raczej spokojnym i cichym dzieciakiem (chociaż wtedy już miałam na tyle odwagi, żeby pobić chłopaka, który ostro przesadził z prześladowaniem mnie). Poszłam do psychologa szkolnego, niestety nie pamiętam jak ta pani się nazywała, najchętniej poszłabym do niej teraz i wręczyła ogromny bukiet kwiatów i podziękowała. Mimo że to wszystko dało mi jedynie nerwicę i napady lękowe, które trzymają się mnie już od x lat, to gdyby nie ona, pewnie było by ze mną dużo gorzej. Nauczyła mnie z tym żyć, nie kłamała, że będzie lepiej, radziła co robić, żeby sobie radzić. Cud-miód kobieta.
Razem z gimnazjum wszystko się skończyło, oprócz nerwicy oczywiście. I na zakończenie dodam: wiecie co powiedziała mojej mamie psycholog w pierwszej podstawówce, kiedy ta chciała mnie stamtąd zabrać? "To nie wina tych dzieci, pani córka powinna być w psychiatryku". Tak, to prześladowane dziecko powinno być zamknięte...
Dodaj anonimowe wyznanie
Możesz być z siebie dumna, pozbierałaś się po naprawdę ciężkiej sytuacji. Z nerwicą też sobie poradzisz, zwłaszcza, że potrafisz dać sobie pomóc. Dobrze, że masz troskliwą Mamę.
Rownież byłem prześladowany za młodych lat. Wyszedłem z tego i powodzi mi się dość dobrze, choć echo tamtych czasów wciąż znajduje się głęboko w głowie. Wiem co mogłaś czuć. Stres przed pójściem do szkoły, strach przed zejsciem do szatni lub przejściem przez korytarz gdzie stoją oprawcy. Wyśmiewanie, poniżanie i fizyczne znecanie się. Pamiętam to wszystko. Tzw. lepa nawet podczas zajęć lekcyjnych nie była niczym niezwykłym. Kopanie plecaka, zabieranie pieniędzy, niszczenie moich rzeczy. A wszystko to w akompaniamencie braku reakcji nauczycieli. Połączenie z biedą w domu dało reakcje w postaci jąkania się, wycofania, poczucia bycia gorszym. Wiele musiałem zrozumieć i się nauczyć. Choćby to, że bycie słabym jest ósmym grzechem głównym.
Nie roztrząsaj dlaczego - takie umysłowe miernoty nie potrzebują powodu, robią to z jakiegoś zakrzywionego poczucia bycia lepszym. Ważne, że w miarę sobie z tym poradziłaś i byli ludzie, którzy ci pomogli.
Nie roztrząsam, to było dość dawno. Chociaż napady nerwicy lubią wracać w najmniej oczekiwanym momencie to jakoś sobie z nimi radzę. Do psychologa nie mam potrzeby chodzić. Choć nie ukrywam, jak nieraz spotkam jednego/jedną z oprawców na ulicy to mam ochotę wrzucić pod nadjeżdżający samochód. :-D
Byłam prześladowana całe przedszkole podstawówkę gimnazjum. Obecnie mam trzydziestkę na karku własne dzieci ale kiedy mam iść na wywiadówkę do córki czuję się tak samo jak wtedy wszystko wraca na widok szkoły.
Oho, brzmi jak moja podstawówka. Też byłem prześladowany przez osoby z klasy, z wychowawczynią włącznie, która przed całą klasą uważała mnie za jedynego agresora, zwracając uwagę kiedy reagowałem, a odwracając wzrok, gdy byłem dręczony. I również w moim przypadku szkolna "pani psycholog" próbowała wmówić moim rodzicom, że to moja wina, bo jestem zbyt agresywny i trzeba mnie odseparować.
I teraz mi nikt nie wmówi że na wychowanie dzieci mają wpływ największy rodzice. A gdzie były te przeklęte nauczycielki które nigdy nic nie slyszałam albo koledzy z klasy. No ale przede wszystkim dorośli czyt nauczyciele. W dupie wszystko a czasem stoją po dłonie oprawców bo jak cię wyzywają to pewnie jest z Tobą coś nie tak.
Osobiście, to bym się postarał o dane tych osób, kiedy istniała NK, jest FB, generalnie szperanie w sieci i zaopatrzyć się w pręt stalowy 60 centymetrowy i przejść się po ich okolicach. Zobaczyłbym z ciekawości ich miny. Zawsze przecież pręt metalowy do betonu zbrojonego mogłaś kupić w markecie budowlanym. To oczywiście tylko historyjka SF ale mówię miny mieli by lepsze jak te przeciwczołgowe. Jeszcze jest kwestia, że ty ich z pewnością dobrze pamiętasz a oni już ciebie zapomnieli. Tak to jest, że oprawca zapomina a ofiara pamięta.
I tak pewnie nie uwierzysz ale, to już nie mój problem, pierwszy raz od wczoraj wieczora, mam tutaj konto. Wiarą i religią się nie zajmuję, może dla tego.
Pozdrawiam, Niosący Światło - stąd skrót 3 literowy.
Możliwe, że potrzebowałaś wtedy profesjonalnej pomocy, a nawet hospitalizacji. Ale to nigdy nie usprawiedliwia bullyingu. To była wina tych dzieci, że Cię dręczyły, nawet jeżeli byłaś już wcześniej chora. Bardzo możliwe, że ich zachowanie pogorszyło Twoje naturalne skłonności do nerwicy.