#23M5S

Działo się to w czasach, gdy w sklepach były puste półki, a ja chodziłem do podstawówki. Wakacje często spędzałem u cioci na wsi. Z jakiejś okazji zawitał tam pewien wujek, który często podróżował do ówczesnego naszego wschodniego sąsiada, i przywiózł kilka prezentów stamtąd. Dary były głównie w płynie, z bardzo wymyślnymi etykietkami, ale nie tylko. Oprócz tego była też puszka. Ogromna, jak mi się wtedy, fąflowi, wydawało, owalna, dość płaska. Nie było na niej żadnej etykiety, ale wujcio zachwalał, że to taka dobra rybka. Wujcio wyjechał, a ciocia postanowiła przy jakiejś donioślejszej okazji otworzyć puszkę. Próba z otwieraczem do konserw nie powiodła się, ostrze prysło, jakby było ze szkła. Drugi także padł w boju. Wojskowy bagnet z kolekcji kuzyna wyszczerbił się sromotnie. Co ciekawe – pucha nie była stalowa, ale aluminium to też nie było. Teraz wydaje mi się, że był to jakiś pancerny dural, chyba! Pomógł dopiero przecinak (także radziecki) i spory młotek.

Już zapach, który rozszedł się po przebiciu wieka, był dość kontrowersyjny. Zawartość jednak zaszokowała wszystkich zebranych – faktycznie, rybka, ale chyba w całości – z łbem, flakami, ogonem. W dodatku miało toto ogromne ostre zęby w wielkiej paszczy. Nigdy takiego potwornego stwora przedtem nie widziałem. Nikt nie pokusił się o spróbowanie i wszystko wylądowało na podwórzu, niby dla kotów. A one po prostu uciekły w popłochu. Za to puszka rozpoczęła nowe życie. Miała taką właściwość, że nic nie czepiało się jej ścianek, było ją bardzo łatwo umyć i była dość lekka. Przez długie lata służyła za poidło dla ptactwa domowego, potem jako miska dla kilku pokoleń psów. Kuzyn ją kiedyś przejechał ciągnikiem, lecz wcale jej to nie zaszkodziło. Gdy 30 lat później odwiedziłem rodzinę, okazało się, że puszka dalej żyje – niezniszczalna i czysta. Zwierząt już nie ma, ale syn kuzyna używa jej, gdy rozkręca jakiś samochodowy silnik – odkłada tam i myje wszelkie drobne elementy.

Wot gniotsja, nie łamiotsja…
didja Odpowiedz

W latach 80. w nieco podobnych puszkach sąsiad przywoził ruską chałwę. Nieco, bo też nic nie czepiało się ścianek, ale czy była taka pancerna, to albo nikt nie sprawdzał, albo ja nie pamiętam.

Dodaj anonimowe wyznanie