#23M5S
Już zapach, który rozszedł się po przebiciu wieka, był dość kontrowersyjny. Zawartość jednak zaszokowała wszystkich zebranych – faktycznie, rybka, ale chyba w całości – z łbem, flakami, ogonem. W dodatku miało toto ogromne ostre zęby w wielkiej paszczy. Nigdy takiego potwornego stwora przedtem nie widziałem. Nikt nie pokusił się o spróbowanie i wszystko wylądowało na podwórzu, niby dla kotów. A one po prostu uciekły w popłochu. Za to puszka rozpoczęła nowe życie. Miała taką właściwość, że nic nie czepiało się jej ścianek, było ją bardzo łatwo umyć i była dość lekka. Przez długie lata służyła za poidło dla ptactwa domowego, potem jako miska dla kilku pokoleń psów. Kuzyn ją kiedyś przejechał ciągnikiem, lecz wcale jej to nie zaszkodziło. Gdy 30 lat później odwiedziłem rodzinę, okazało się, że puszka dalej żyje – niezniszczalna i czysta. Zwierząt już nie ma, ale syn kuzyna używa jej, gdy rozkręca jakiś samochodowy silnik – odkłada tam i myje wszelkie drobne elementy.
Wot gniotsja, nie łamiotsja…
W latach 80. w nieco podobnych puszkach sąsiad przywoził ruską chałwę. Nieco, bo też nic nie czepiało się ścianek, ale czy była taka pancerna, to albo nikt nie sprawdzał, albo ja nie pamiętam.