#wAroR

W moim domu nie było haseł do telefonu, komputera, wszystko było dostępne dla wszystkich. Jak urządzenia elektroniczne zaczęły wymuszać ustawienie hasła, rodzice ustawili sobie w smartfonach proste do zapamiętania hasła, takie same dla jednego i drugiego, znane wszystkim w domu. Moi rodzice zawsze mieli wspólność majątkową i mój tata nigdy nie dał odczuć mojej mamie, że wnosi mniej do wspólnego budżetu, mimo że ma pensje z 6 razy większą. Przeciwnie, zawsze jak pytałam, jaki jest sens w tym, że mama pracuje, mówił, że mają ten komfort, że z jej pensji opłacą wszystkie rachunki i inne opłaty stałe, a jego pensja w całości zostaje na inne wydatki i że to dużo wnosi. I że niejeden raz ta jej pensja była czynnikiem decydującym, pozwalającym im coś zrobić. Moi rodzice dzielą się obowiązkami domowymi względem predyspozycji — w sezonie letnim, gdy jest jakaś cięższa, bardziej specjalistyczna praca do wykonania na ogródku, mama przejmuje od taty część jego sprzątania. Jeśli mama musi zostać dłużej w pracy, tata przejmuje część jej obowiązków. Nie mają przyjaciół przeciwnej płci, którym narzekają na partnera — problemy w związku starają się rozwiązywać między sobą. 
Rodzice są dla mnie wzorem udanego małżeństwa i w swoim podejściu do związku wymagam tego samego. Dodatkowo cisnę na bezpośrednią komunikację, bo z tym rodzice czasem mieli problem. Znalazłam kogoś, kto spróbował wejść w ten tryb i odnalazł się w tym bardzo, ale jak widzę, jak wielu ludzi taki model związku przeraża, to ja jestem przerażona. Rozumiem stawianie granic i zachowanie indywidualizmu w związku, ale mnóstwo osób teraz powołuje się na to, usprawiedliwiając brak zaangażowania w związek. Osobne konta i składka na czynsz, bo „będzie łatwiej zrobić podział w razie rozwodu”. Przyjaciel przeciwnej płci do zwierzeń i jako opcja awaryjna, jakby nie wyszło z partnerem. Dbanie na każdym etapie, żeby się za bardzo nie uzależnić od partnera, żeby mniej bolało w razie rozstania. A potem płacz, bo nie mogą utrzymać związku i nie wiedzą, co robią nie tak, nie mogą liczyć na partnera, nie czują, że partner się w 100% angażuje. Jak na każdym kroku rozważa się wszystko pod kątem potencjalnego rozstania, to jak ten związek ma wyjść? Trzeba trochę wyjść z tzw. strefy komfortu, pójść na kompromisy, skoczyć na głęboką wodę. Myślę, że w pewnym momencie trzeba po prostu pójść na całość, bo inaczej to nie ma sensu. Można albo żyć, albo się całe życie bać. Ja znalazłam kogoś, kto się odważył, ale jak patrzę, jak to postępuje (choć może tylko ludzie więcej o tym mówią), to boję się o swoje dzieci, jak znajdą partnera.
TuPaczanga Odpowiedz

Mam przyjaciela płci przeciwnej. Znamy się już prawie 25 lat, a oboje mamy już prawie 40 i przez cały ten czas nawet jeden raz nic nie zaiskrzyło. On mi się zwierza, a ja jemu. I to świadczy wg Cb źle o moim związku, bo co? Bo nie jest laską? Co to za jakieś dziwne wymysły

Nie chodzi o sam fakt posiadania przyjaciela płci przeciwnej. Chodzi o posiadanie przyjaciela płci przeciwnej, któremu nadajesz na swojego partnera, zamiast przyjść z problemem do samego partnera. To zresztą nie jest tylko moja opinia, wielu psychologów mówi, że to pierwszy krok do zdrady

Powiemnie

Ja wgl sadze, ze na partnera sie nie narzeka, to zwyczajne obgadywanie tej osoby za plecami. Rozumiem narzekanie na SYTUACJE/KLOTNIE, ale nie na partnera.

Solange

anonimowe6692, czym zatem różni się przyjaciel tej samej płci od przyjaciela płci przeciwnej? Piszesz o pierwszym kroku do zdrady, ale co jeśli taki przyjaciel jest gejem? A z drugiej strony, co jeśli przyjaciółka lesbijką? Dla mnie absolutnie bez różnicy, komu się narzeka na partnera, jest to tak samo niefajne niezależnie od płci przyjaciela. A pierwszym krokiem do zdrady może być wszystko, a zarazem nic. Bardzo zależy od konkretnej sytuacji albo osoby.

MaryL2 Odpowiedz

Jeśli Twoi rodzice poświęcają dokładnie tyle samo czasu i wysiłków, to nic dziwnego, że nie mają potrzeby się zabezpieczać. Gdyby nagle jedno z nich zaczęło mieć wywalone, to też by się zabezpieczali. Mylisz skutek z przyczyną: szczęśliwy związek z równym zaangażowanie daje poczucie bezpieczeństwa, więc nie musisz oglądać się za siebie. A ty mówisz, że trzeba zaryzykować, „pójść na całość, nie bać się” i to da szczęśliwy związek, z równym podziałem.

adave Odpowiedz

Myślę, że błędnie zidentyfikowałaś czynniki sukcesu związku Twoich rodziców. To, że poświęcimy swoją odrębność i niezależność wcale nie gwarantuje sukcesu w związku. Czy uważasz, że jakby Toi rodzice mieli osobne konta, to ten związek by się rozpadł? Gdyby byli bardziej niezależni? Nie, on trwa dlatego, że Twoi rodzice się wzajemnie szanują, wspierają, kochają, lubią, mają podobne wartości. To są podstawy sukcesu każdego związku. Jeśli tego by nie było, to i wspólne konto, i brak narzekania na partnera, i brak przyjaciół przeciwnej płci, i duże uzależnienie od partnera nie sprawiłoby, że ten związek byłby udany. Ja na przykład bardzo lubię kompletny brak zależności w związku. Totalna odrębność finansowa, osobne mieszkanie. To jest wspaniałe, cudowne uczucie, że ktoś jest z Tobą bo każdego dnia tak wybiera, tego chce. Kompletnie Cię nie potrzebuje, ale CHCE. Dzieli się z Tobą, bo chce. Wiesz, jak łatwo byłoby Wam się rozstać, ale tego nie robicie, bo chcecie być razem. Bo warto. Ufacie sobie tak, że nie przejmujecie się, że jego przyjaciel jest Twojej płci. Nie masz potrzeby mieć dostępu do jego telefonu. I to właśnie takie podejście to rzadkość. Poza tym uważam, że mądre jest myślenie o tym, co będzie jak byśmy się rozstali. Ludzie się zmieniają, drogi rozchodzą, i tkwienie ze sobą bo jesteśmy od siebie uzależnieni to nie jest sytuacja godna romantyzowania. Ale najpiękniejsze jest to, że każdy ma prawo do własnego podejścia w tej sprawie, byle zgadzało się z podejściem partnera/ki. Tylko po co w Tobie tyle poczucia pogardy i wyższości co do ludzi, którzy podejście mają inne? Ciesz się swoim związkiem i związkiem swoich rodziców. A Twoje dzieci? Po co się tym stresować, mogą mieć zupełnie inne podejście niż ty, pójść do zakonu albo być aromantyczni. Taki głupi strach na zapas to chyba tylko wymówka, żeby znaleźć pretekst do ponarzekania.

raj001

Myślenie o tym, co będzie jakbyśmy się rozstali, jest wskazane także z tego powodu, że, jak to się mówi "wypadki chodzą po ludziach".
Dzisiaj żyję, jutro może mnie przejechać samochód i moja partnerka zostanie sama. Albo to samo w odwrotną stronę. Warto na takie sytuacje też być przygotowanym.

NAUS Odpowiedz

Wszystko fajnie, ale na rodzaj zaufania jakim darzą się Twoi rodzice, można sobie pozwolić w życiu tylko raz. Oni mieli szczęście, trafili na siebie, dogadali się, nie zrujnowali siebie nawzajem - super. Jednak w wielu wypadkach jest inaczej. Wyobraź sobie, że przed Twoją matką Twój ojciec znałby inną kobietę, która nie byłaby do niego tak dobrze dopasowana, wykorzystałaby jego dobre chęci i intencje oraz całe to zaufanie, szkodziła mu, później wzięła rozwód i jeszcze ograbiła z części majątku. Myślisz, że po czymś takim relacja Twoich rodziców wyglądałaby tak, jak wygląda? Ja w to wątpię.

Dlatego też niech nie przeraża Cię zachowawcze podejście innych do relacji, gdy otoczeni jesteśmy przez ludzi toksycznych, o zerowej dojrzałości emocjonalnej, nikłym poczuciu odpowiedzialności, ale i wysokiej potrzebie atencji. Więcej relacji jest nieudanych i skazanych na śmierć, niż udanych. Mówię w ogóle, a więc uwzględniając też relacje ludzi w wieku Twoich rodziców. Jakbym miał oszacować relacje ludzi młodych, poniżej 30stki, to może z 5% przekształci się w trwałe małżeństwa, które się nie rozpadną.

Ciebie dziwi ta ostrożność i zachowawczość, a mnie dziwi Twoja beztroska i naiwność. Dlaczego tak jest? Ponieważ oboje jesteśmy produktami różnych środowisk. Ty widziałaś cukierkową relację swoich rodziców, ja widziałem rozwód moich. Myślisz, że znalazłaś już tego jedynego? Trzymam kciuki, żeby tak było, ale jeśli mimo wszystko Wasz związek rozleci się za dwa miesiące, moje zaskoczenie będzie zerowe.

Notaka

Ale samo podejście do związku autorki jest lepsze. Może w przyszłości ktoś ją zdradzi, ale bez zaufania, że tak nie zrobi nie ma nawet poco budować związku.

raj001

A ja najpierw znałem inną kobietę, która niestety nie była do mnie tak dobrze dopasowana, wykorzystała moje chęci i intencje i w końcu się z nią rozstałem. A kiedy spotkałem moją obecną partnerkę, to między nami "zaskoczyło" na tyle, że mamy do siebie właśnie takie pełne zaufanie, jak to opisuje autorka posta. I tak już będzie z ponad 10 lat :)

Powiemnie Odpowiedz

Ludzie zwyczajnie wchodza w zwiazki z nieodpowiednimi ludzmi lub sami sie do nich nie nadaja. Moj chłopak jest po prostu idealny, w jego oczach ja jestem idealna. Nigdy nie mamy siebie dosc, nigdy siebie specjalnie nie krzywdzimy. Nigdy nie mielismy problemow i mamy takie samo zdanie w najważniejszych kwestiach życiowych. Nawet nie wyobrazasz sobie jak ludzie sa o to zazdrosni, a zwlaszcza kobiety, mimo, ze nie sa brzydkie, nie sa glupie, ale nie moga znalezc normalnego faceta lub denerwuje je, ze ktos ma naprawde szczesliwy i zdrowy zwiazek.

321start321meta Odpowiedz

Rozumiem, popieram ...i też tak mamy :), i też nie wierzyłam, że poznam takiego mężczyznę i podobnie widziałam i widzę to w Rodzicach ...życzę szczęścia i kibicuję :)

raj001 Odpowiedz

Jeżeli komputer jest twoim narzędziem pracy, to NIE MASZ PRAWA ujawniać innym osobom - nawet najbliższej rodzinie - haseł do systemów, do których tylko ty, z racji wykonywanej pracy, masz prawo mieć dostęp. Podobnie nie masz prawa ujawniać hasła np. do swojego konta bankowego, bo łamiesz w ten sposób umowę zawartą z bankiem. Hasło jest twoją sieciową tożsamością - nawet przy pełnym zaufaniu do partnera/partnerki nie pozwalasz mu/jej przecież posługiwać się twoim nazwiskiem i dowodem osobistym, prawda? Posługiwanie się cudzym kontem i hasłem (nawet najbliższej osoby) jest dokładnie tym samym. Możesz to ewentualnie i wyjątkowo zrobić na jej wyraźną prośbę, ale nie w żadnej innej sytuacji. Nie pomyślałaś o tym?
Co do reszty - pełna zgoda, to oczywiste.

Ale kto mówi o służbowym komputerze? Co do danych konta to tak jak wspominałam - wspólność małżeńska, wspólne konta.

Solange

Uważam, że udostępnianie komuś swojego telefonu/komputera w 100% jest bardzo niekulturalne wobec ludzi, z którymi korespondujemy. Sama nie mam nic przeciwko, żeby osoba mi bliska znała pin/hasło do moich urządzeń, może sobie przeglądać internet, zdjęcia, filmy cokolwiek, ale wiadomości są między mną, a drugą osobą, która może sobie nie życzyć, by ktoś obcy dla niej je czytał. To moja dodatkowa uwaga.
Osobne konta mają za to ten plus, że mogę kupić drugiej osobie prezent i faktycznie jest ode mnie, a nie ze wspólnej kasy, bo takie coś prezentem ode mnie w ogóle by nie było - równie dobrze partner może sobie sam kupić, co chce. Ale w mojej wizji jest jedno konto wspólne + każdy ma swoje dodatkowo. Wtedy nikt mnie nie rozlicza z tego, co kupuję dla siebie, a moje hobby są dosyć kosztowne, więc nie wyobrażam sobie też przerzucać tego na drugą osobę, która też przecież może mieć swoje hobby, czułabym się egoistką wtedy. To jednak moje zdanie, moje odczucie, każdy robi co chce. Nie uważam, żeby ktokolwiek miał tu złe zdanie.

Co do przyjaciół płci przeciwnej. Mam tylko takich. Nie dogaduję się z kobietami, każda której zaufałam potraktowała mnie jak śmiecia. Z mężczyznami sprawę stawiam jasno, żaden ustalonej granicy nie przekracza. Jeśli liczą na coś więcej, to ich problem, nie mój (a jestem singielką!), ale nasze stosunki sugerują, że nie liczą na nic więcej. Czy rozmawiałabym z nimi o problemach związkowych? Tylko w sytuacji, gdy potrzebowałabym spojrzenia z zewnątrz, ale ta totalnie z zewnątrz i raczej przedstawiłabym to jako hipotetyczną sytuację nie wiążąc jej ze mną. Ale to musiałaby już być naprawdę grupa sprawa, gdzie rozmowa z partnerem nie byłaby wystarczająca (typu zdrada nie w sensie romantycznym i erotycznym) i potrzebny byłby naprawdę dystans. Bez narzekania, ale czasem faktycznie są problemy, w których rozmowa z partnerem to za mało, i dalej nie wiemy co robić. Nikomu takich problemów nie życzę, ale mi się zdarzały. Szczęśliwie tamten związek minął.

raj001

Samo konto bankowe może być wspólne, ale i tak każde z was ma swój indywidualny login i hasło do niego.
Udostępnianie loginów i haseł komukolwiek, nawet najbliższej osobie, to zło. Zbagatelizowanie kwestii cybersecurity w tej jednej sprawie powoduje, że przyzwyczajasz się do tego, że dobre praktyki bezpieczeństwa można traktować z przymrużeniem oka, tak jak nam wygodnie, i zaczynasz zaniedbywać inne rzeczy, aż w końcu ze zdziwieniem odkrywasz, że ktoś ci się gdzieś włamał.

Jumalatar

Nie mam prawa ujawnić hasła do swojego konta osobie, której ufam ? I co mi bank zrobi, jeśli ujawnię ?
Owszem, do spraw służbowych - to oczywiste, ale prywatnych - a kto mi zabroni ?

Powiemnie

Wiesz, ze mozna kogos upowaznic zwyczajnie do konta bankowego? 🤦🏻‍♀️ Mama dajaca karte dziecku by kupilo sobie loda to takie straszne przestepstwo.

Powiemnie

Raj, masz trust issues.

raj001

@Jumalatar: teoretycznie, jeżeli bank wykryje, że inna osoba korzystała z konta posługując się twoim loginem i hasłem (oczywiście jeśli robiła to z tego samego komputera, to jest to trudne do wykrycia, ale jeśli z innego, to już niekoniecznie - a systemy bankowe monitorują wszelkie operacje pod kątem potencjalnych odchyleń od "rutyny", czyli sposobu w jaki zazwyczaj z nich korzystasz), to zgodnie z regulaminem może ci zablokować lub nawet zamknąć konto.
Co do rozróżnienia służbowe/prywatne - wiele osób, zwłaszcza pracujących w domu, używa prywatnego komputera także do celów służbowych, nie ma osobnego służbowego komputera. Jeżeli na danym komputerze (nawet prywatnym) jest coś służbowego, to z punktu widzenia cybersecurity taki komputer należy traktować jako "zakażony" (ang. tainted - to jest pojęcie dość powszechnie używane w informatyce) tymi danymi, przez co staje się faktycznie komputerem służbowym i nikt poza uprawnioną osobą nie powinien mieć do niego dostępu.
@Powiemnie: oczywiście, że można kogoś upoważnić do konta bankowego. I taka osoba (pełnomocnik) dostaje swój własny dostęp do tego konta, z własnym loginem i hasłem, a nie posługuje się loginem i hasłem właściciela konta.
Czym innym jest upoważnienie kogoś do konta, a czym innym danie komuś swojej karty żeby zrobił nią zakupy. Tego robić nie wolno, i zgodnie z regulaminem akceptacji kart, jeżeli sprzedawca przypuszcza, że karta należy do innej osoby, to ma nie tylko prawo, ale i OBOWIĄZEK tę kartę zatrzymać i powiadomić bank, który kartę wydał. To, że wielu sprzedawców to zlewa, to inna sprawa. Tu jest Polska i wielu ludzi wiele obowiązków zlewa. Ale za granicą taka mama dająca dziecku kartę, żeby sobie kupiło loda, mogłaby mieć przykrą niespodziankę...
Użycia bzdurnego angielskiego sloganu, który nic nie znaczy, nie będę komentował. Widocznie tylko tyle masz do powiedzenia.

Powiemnie

Trust issues to nie slogan. Angielski to jezyk jak kazdy inny, tylko przez to, ze go nie uzywasz wydaje ci sie sztuczny i kojarzy z tik tokiem i filmami. I co w tym durny? Ktos ma problemy z zaufaniem? To nie slogan, a symptom lub konsekwencje czegos wtf?
Za granicą tez nie zatrzymują i nic sobie z tego nie robia, nawet gdy dobrze wiedza, ze wlasciciel karty nie ten. Tylko w Ameryce moga robic problemy. Wypowiadaj sie prosze o rzeczach, o ktorych masz pojęcie.

Ultraviolett

Trust issues to jest slogan.

Powiemnie

Nie? To nie jest slogan.

Hirex Odpowiedz

W dużej części można się zgodzić, zasadne uwagi. Ale dlaczego ludzie tak robią? Bo się boją rozstania.

Dodaj anonimowe wyznanie