#sMeMa

Jestem nauczycielem ostatnich klas podstawówki, mam 34 lata i nie wyobrażam sobie pracować gdzieś indziej, ponieważ ja po prostu kocham swoją pracę. Codziennie poświęcam swoje przerwy w pracy na rozmowę z uczniami, ponieważ uważam ich za swoje dzieci. I jest mi niezwykle przykro, kiedy słyszę: „Rodzice mają mnie gdzieś, więc przyszedłem do pana”. To, że uczniowie nie są dorośli nie oznacza, że nie mają nic do powiedzenia, bo mają – i to dużo.
Wiem, że to nie moja sprawa, tylko rodziców, ale rodzice, błagam, dajcie swoim dzieciom trochę swego cennego czasu.
K19922023 Odpowiedz

Tu nie chodzi o czas na jakąkolwiek rozmowę ale na wysłuchanie, nawet jak taki nastolatek gada durnoty trzy po trzy to też jest człowiekiem i należy mu się chwilą uwagi. Inną sprawą są właśnie buzujące hormony - nastolatki nie potrafią rozmawiać spokojnie, bez nerwów, albo wybuchną płaczem albo się drą przez co rozmowa jest utrudniona. Ciężko rozmawiać z kimś na argumenty jak ktoś sam nie wie czego do końca chce i czego ma się spodziewać. Inaczej rozmawia uczeń z nauczycielem bo jest dla niego osobą obcą z którą nie ma zbyt dużych więzi społecznych a inaczej z rodzicami które są dla niego ludźmi bliskimi

Postac Odpowiedz

Jesteś nauczycielem nastolatków. I na podstawie ich słów oceniasz rodziców? Nie wiesz, że w tym wieku hormony buzują? Przecież nastolatek może powiedzieć takie słowa po jednej kłótni. A jedna kłótnia zupełnie nie oznacza, że rodzice nie poświęcają dziecku czasu.

zimoidzjuzstad

Wkurza mnie takie podejście. Tak łatwo dorosłym mówić "hormony buzują, okres buntu" itd.
Podam na swoim przykładzie: jako nastolatka byłam przez 3 lata wyśmiewana w klasie, tak po prostu - za bycie. Przestałam się odzywać w szkole, bo każde moje słowo było powodem drwin. To rzutowało na zachowanie w domu, na żarty w moim kierunku reagowałam nerwowo - co było kwitowane tym pięknym "okres buntu ma". Bałam się powiedzieć, co się dzieje w szkole, bo gdy tylko próbowałam wspomnieć, że jest mi źle, to słyszałam "będziesz starsza, będziesz mieć prawdziwe problemy". Do tego wszystkiego dołączyło porównywanie z siostrą, bo na niej można polegać, a na mnie nie.
Byłoby cudem, gdybym po tym wszystkim nie była nerwowa i się nie kłóciła.
Ale według dorosłych to hormony ;)

Więc może z łaski swojej warto spojrzeć jednak na tego nastolatka i porozmawiać, czy coś się dzieje, zamiast bagatelizować i go zbywać.

PS. Mam 34 lata i nadal czasem przechodzę ten "okres buntu".

Postac

Mój komentarz był o tym, aby nie ocenić relacji rodzic - dziecko na podstawie jednego zdania, które powie dziecko, w dodatku przechodzące dojrzewanie.
A Tobie przeszkadza określenie, jakie użyłam na wyrzut hormonów do mózgu podczas okresu dojrzewania.
Spokojniej trochę.

Dramaturgia

@Postac
Ciężko byłoby zmieścić wszystkie rozmowy Autora z uczniami w jednym wyznaniu. Nie wydaje mi się, by przychodzili do dorosłego, któremu ufają, mówili wszyscy dosłownie „Rodzice mają mnie gdzieś, więc przyszedłem do pana.”, odwracali się na pięcie i wychodzili.

Wiem, że nie każdy ma takie doświadczenia, ale w moich szkołach zawsze byli nauczyciele, z którymi dało się pogadać - o problemach w klasie, czy w domu. O problemach z samym sobą. O dziwo, nie pamiętam, żeby którakolwiek z pedagożek szkolnych kiedykolwiek rozmawiała z kimkolwiek 🧐
Dużo "-kolwiek".
Naprawdę głęboko żałuję, że to nie jest po prostu normą, ale zgadzam się z zimoidzjuzstad, też wkurzają mnie pojęcia "hormony buzują", czy "okres buntu", bo są najczęściej używane po to, by machnąć ręką i zbyć problem.

Emocje nastolatków nie są w najmniejszym stopniu mniej ważne, czy prawdziwe, tylko dlatego że "to wina hormonów" - akurat ich należy najbardziej wspierać i wysłuchiwać, bo na tej podstawie kształtuje się całe ich dorosłe życie. Kobiece potrzeby w trakcie miesiączkowania też powinniśmy ignorować? Ciążowe? Albo męskie, gdy układ hormonalny się rozreguluje? Tyle pytań...

Dragomir Odpowiedz

Lepiej się nie spoufalaj, bo zostaniesz oskarżony o zbytnią bliskość z uczniami, a to w Twojej pracy oznacza zawodowy koniec, a to może być tylko początek nieprzyjemności.

Postac

Czyli jak nauczyciel nie pomaga, to źle. Jak pomaga to też źle, bo ma swojego nosa pilnować. Widać, że zawsze ktoś będzie niezadowolony.

StaryCap Odpowiedz

Zgadzam sie, później takie dzieci są uwodzone przez takich hmm na przykład 34letnich nauczycieli 😅

Dodaj anonimowe wyznanie