Gdy chodziłam do podstawówki, katechetka opowiedziała nam pewną historię sparaliżowanego człowieka. Przytoczę. Otóż człowiek ten leżał w łóżku w swoim domu, a pielęgnowała go jego żona. Zawsze blisko jego łóżka stało krzesło, pewnego dnia małżonka chciała owe krzesło przesunąć, bo jej przeszkadzało. Jednak mąż krzyknął, by tego nie robiła! Kompletnie nie rozumiała dlaczego. Wyjaśnij jej, że to krzesło dla Pana Jezusa, który siada przy jego łóżku. Ona się tylko zaśmiała i wyszła do sklepu kupić pączki. Gdy wróciła, jej ukochany nie żył, jednak znajdował się w takiej pozycji, że jego głowa leżała na krześle...
Ja rozumiem, że tu niby chodzi o to, że tam serio siedział Jezus, ale ta historia przeraziła mnie tak bardzo, że mimo moich ponad 18 lat nie zasnę, kiedy jakieś krzesło jest chociaż troszkę zwrócone w moją stronę. Boję się, że ktoś tam siedzi... i się na mnie patrzy.
Dodaj anonimowe wyznanie
Możesz to sobie prosto wytłumaczyć, że katechetka chciała przekonać was poprzez tę anegdotę do wiary w Jezusa. W trochę kiepski sposób.
Cieniści ludzie stoją przy ścianie lub w rogu, oknie lub drzwiach i też się patrzą.
Spokojnie, tylko spokojnie.
Za chwilę siostra Pratchett przyniesie tabletki i cieniści ludzie sobie pójdą.
No tak, Ty i Twoje "szkiełko i oko".
Pogodzę was, boście jeszcze gotowi burdę jaką wszcząć.
Cieniści ludzie stoją i się patrzą. Nic im to jednak nie daje, dopóki spojrzenie nie zostanie odwzajemnione. Dopiero wtedy splata się więź informatycznej interakcji.
Tabletki siostry Pratchett nie tylko rozplątują warkocz połączenia a wręcz uniemożliwiają nawiązanie kontaktu wzrokowego.
Tak to szkiełko i oko chemika farmaceuty ma realny wpływ na świat duchowo niematerialny.
Taka dialektyka spirytualno chemiczna.
O_o ja się jednak pójdę napić, na trzeźwo nie ogarniesz splątania kwantowego, przestrzeni n-wymiarowych i bytów niematerialnych.
Albo wezmę tabletkę...
Zastosuj jedno i drugie, czyli popij tabletkę setą. Lepiej zrozumiesz zawiłości tego splątania.
Albo kopnę w kalendarz po wymieszaniu psychotropów i gorzały :)
W obu przypadkach problem rozwiazany, wiec metoda skuteczna.
Choc raczej nie polecam.
Wiadomo, że Jezus patrzy na okna i poziom ich czystości.
Jezus i Jego Aniołowie to ostatnie osoby, której należy się bać. Oni zawsze są z nami. Nie tylko na krześle i nas kochają i nie chcą nas straszyć.
Z aniolami to bylbym ostrozny. Przeszlo 3 metrowe, opancerzone i ciezko uzbrojone istoty moze i sa dobre w glebi serca, ale i tak wolalbym nie sciagac na siebie ich uwagi.
Ultraviolett
Pismo nie jest zbyt precyzyjne co do formy anioła. Bywają światłem, gdzie indziej połączone ze sobą skrzydła (bez reszty ciała).
Skrzydlaty rycerz z długimi włosami to artystyczna wizja ze średniowiecza.
Ultraviolett, są anioły upadłe, ale one nie mogą aż tyle, co te święte anioły.
Świętych Aniołów nie musimy się bać, bo one są wojownikami i wysłannikami Boga, a co pochodzi od Boga jest zawsze czystym dobrem, tak jest i w przypadku Aniołów. Każdy z nas ma Anioła Stróża, który zawsze jest z nami, szanuje naszą wolną wolę, ale zawsze chce nas naprowadzać w stronę świętości i chce być naszym przyjacielem.
Matko, jak dobrze, że moje dzieci nie chodzą na religię i nie wysłuchują takich bredni.
Na Twoim miejscu nie obawiałbym się mitycznego Jezusa tylko Ciszy, to jest prawdziwe zagrożenie.