#iJ1XX

W wieku 14 lat wpadłam pod samochód. Obrażenia były na tyle poważne, że chodzić zaczęłam o kuli dopiero po 6 miesiącach. Przez ten czas okropnie się roztyłam. Przytyłam 20 kg przez rok. Nie będę ukrywać, że jadłam co popadnie. Rodzice chcąc mi jakoś wynagrodzić ból kupowali mi słodycze, kabanosy, chipsy tonami.

Od tamtej pory była to równia pochyla. Jestem całkiem wysoka, więc nawet wtedy, gdy waga dobiła do 86 kg, nadal wyglądałam OK. To znaczy byłam nabita, ale tłuszcz ulokował się w większości w biodrach i w biuście. Miałam nawet fajna figurę, głównie dlatego, że bardzo dużo się ruszałam.

Potem poznałam chłopaka, po roku zamieszkaliśmy razem w mieście wojewódzkim. Chłopak zawsze był szczupły, nigdy nie miał problemów z nadwagą, więc jadł to na co miał ochotę. Bardzo często na kolację była pizza, kebab, frytki, a i nawet kotlet schabowy o 22, bo czasami dopiero wtedy wracałem z pracy. Na uczelni też tylko hot dog z żabki, bo szybko, jakaś czekoladka. Słodycze też były normą, jego mama jest lekarzem, więc co rusz mieliśmy dostawę czekoladek.

Roztyłam się strasznie. Dobiłam do 120 kg. Wyglądałam i nadal wyglądam jak potwór. Chłopak też się roztył. Zaczęliśmy popalać zioło, jeść przy tym, nie ruszać się, dosłownie koszmar.

Potem nagle zaczęły się w oskarżenia w moja stronę, że to niby ja namawiałam na jedzenie (zdarzało się, ale rzadko). Zaczął ode mnie i od siebie wymagać karkołomnych diet (ducana, oxy, fit6, liczenie kcal). Braliśmy się za to z zapałem, jednak po tygodniu znowu mówił, że a może by coś zamówić. Jak udało mi się schudnąć 10 kg, a jemu 5 (ja się zawsze bardziej pilnowałam), to on nagle zamawiał pizzę albo proponował wyjście na miasto. Po takim jedzeniu zawsze następowało przerwanie diety, powrót do startych nawyków, tycie do poprzedniej wagi i od nowa dieta. Od 5 lat moje życie wygląda jak huśtawka. Chłopak zaczął mnie oskarżać, że zanim mnie poznał był szczupły, a ja go spasłam. A mi się wydaje wręcz odwrotnie.

Wielu z Was może się śmiać z problemów grubasów, ale mnie to już wykańcza psychicznie. Nie mogę już patrzeć na twarogi, jajka, słodziki, wieczne liczenie kalorii (Teraz jestem na diecie keto). Po 5 latach ciągłej, nierównej walki, dorobiłam się rozstępów, depresji i ogólnego zniechęcenia. Jak sobie pomyślę o kolejnej diecie, to aż ryczeć mi się chce.
Mng Odpowiedz

Lol, nie katuj się dietami, tylko zmień styl żywienia.
"Najprościej" jest nie jeść fastfoodów, słodyczy i ultra przetworzonego jedzenia. Piszę "najprościej" w cudzysłowie, bo to tak naprawdę często jest uzależnienie, z którym trzeba zerwać. O ile pizza czy kebs raz na tydzień Cię nie zabije ani nie utuczy, to później trzeba znów jeść zdrowo. Pociesz się tym, że po około miesiącu zmieni Ci się Flora bakteryjna jelit, a to te bakterie w dużej mierze dyktują na co mamy ochotę.
Dodaj do tego ruch, nawet nie intensywny (na bogów, nie zaczynaj od siłowni! Chodzenie albo nie za trudne ćwiczenia w grupie) i waga zacznie lecieć.
Jeśli nie zacznie, to trzeba zbadać np. tarczycę, tak na wszelki wypadek.
Co do chłopaka, to pogadajcie poważnie, ale spokojnie. Może macie po prostu inne wizje diety, żywienia, życia?
Powodzenia i nie poddawaj się!

Czaroit Odpowiedz

Jeśli na keto wpierdzielasz słodziki, to bardzo prawdopodobne, że sama sobie podstawiasz nogę.
Niestety, ale są badania, że już sam słodki smak w ustach powoduje wyrzut insuliny. Dlatego na keto najlepiej w ogóle zrezygnować ze słodzików.

Na początku się człowiek troszkę męczy, jak to na odwyku. Ale potem chęć na słodkie znika CAŁKOWICIE. Po adaptacji to około 3 dni od zjedzenia czegoś słodkiego. Nie ciągnie już ani na widok ani nawet na zapach czekoladek czy ciasteczek. W dodatku w ustach ciągle jest słodki smak. Człowiek chodzi syty, humor dopisuje, energia jak nigdy w życiu.

Jakby co, na okres przejściowy możesz sobie kupić chrom, on hamuje apetyt na słodkie.

Co do liczenia kalorii są dwie szkoły. Ja jestem z tej, która uważa, że na sensownie prowadzonym keto jest to zbędne. Ale przekonywać nikogo nie będę. Dla mnie akurat to po prostu styl żywienia a nie czasowa dieta, po której się wraca do śmieciowego żarcia.

A co do chłopaka. Hmm. Popatrz sobie na niego ogólnie, nie tylko w kontekście diety. Na ile on bierze odpowiedzialność za własne czyny? Na ile potrafi się przyznać do błędów? Na ile jest konsekwentny w swoich decyzjach? Bo wiesz, w kwestii diety zawalacie niestety oboje. I tak naprawdę nie ma znaczenia, kto pierwszy ją łamie. Nikt nie każe drugiej osobie dołączać do wypasu, to ZAWSZE jest jej decyzja.

Jednak jeśli ten brak konsekwencji i brak odpowiedzialności przenoszą się też na inne dziedziny życia, to ja bym tę relację bardzo dokładnie sobie przemyślała. Bo życie z niedojrzałym chłopcem kosztuje o wiele więcej, niż tylko dodatkowe kilogramy.

Ambra Odpowiedz

Imo o ile nie jest się pasjonatem zdrowego odżywiania, to samą dietą za wiele się nie zdziała. Ewentualnie można się nabawić "depresji". Mi np w zeszłym roku udało się zejść 15kg z 96 do 81, bez trzymania diety. Ograniczyłem tylko "śmieciowe" jedzenie, do weekendowych wyjść. I najważniejsze, najrzadziej co drugi dzień była siłownia, trening na rowerku (np 50km, nie mylić z rekreacyjną przejażdżką niedzielną), bieganie. Po 10h za biurkiem, godzina konkretnej aktywiści to coś świetnego. Zjedzenie maka, czy zamówienie pizzy nie jest problemem, o ile bilans kaloryczny jest na minusie.

truskaweczek

Ze wszystkich czynności zmiana diety daje obiektywnie najmniej. Więcej ruchu działa lepiej, ale też nie zawsze, nie u wszystkich i niekoniecznie na długo. Podstawa to kompleksowa diagnostyka gospodarki hormonalnej z naciskiem na tarczycę. Potem, jeśli trzeba, psycholog lub psychiatra. Może się po prostu okazać, że z powodu jakiegoś zaburzenia w psychice kompensujemy to niekontrolowanym podjadaniem. Wyeliminowanie przyczyny pomoże też na skutek, a zbyt dużo ludzi chce usunąć skutek (nadwagę) zamiast zająć się jej przyczyną.

MaryL2 Odpowiedz

Szczerze, wydaje mi się, że taka nadwaga mocno rzutuje na całe życie. Chodzisz sfrustrowana, wiele rzeczy nie możesz zrobić, jesteś mało pewna siebie. Gdyby chłopak utrudniał mi powrót do zdrowia i nie dałoby się nic z tym zrobić, to myślę, że rozstałabym się z nim. Wynajęła coś sama i w spokoju popracowała nad swoimi nawykami żywieniowymi, psychiką itd. Na spokojnie, bez katowania się.

Jeśli chodzi o keto, to jest to raczej zdrowa dieta, nie powinna kojarzyć się z katowaniem. Możesz spróbować też lżejszej wersji, czyli LCHF. Dodaj sobie intermitent fasting. Wywal niezdrowe rzeczy z domu. Trudno, że kosztowały, twoje zdrowie i samopoczucie jest ważniejsze. Ja jak się rozpędzę i nakupuję słodyczy „bo znajomi przychodzą”, a potem zostają to wywalam :)

3210 Odpowiedz

Jeśli tylko was stać to idźcie do dietetyka. I siedźcie i przedyskutyjcie wasz związek, bo wzajemne pretensje i oskarżenia do niczego dobrego nie doprowadzą.

keanna Odpowiedz

Weź idź do psychodietetyka najpierw. To przede wszystkim. Niech ci dietę ułoży normalny dietetyk, zamiast bezsensownych diet typu keto właśnie.

truskaweczek Odpowiedz

Nie zaczynajcie od dietetyka. Ci ludzie najczęściej mają zerowe pojęcie o psychice człowieka, a bardzo dużo przypadków zaczyna się właśnie w psychice. Poszukajcie dobrego psychiatry, który powinien zacząć diagnozę od depresji i ADHD.

Dodaj anonimowe wyznanie