#ZId8S
Mieszkaliśmy dom obok domu i wszystkie obiady jadaliśmy wspólnie. Jak to dziecko, czasem wybrzydzałem – a to żur mi nie smakował, a to ziemniaki się znudziły i tak dalej. Wtedy mój dziadzio, który był najwspanialszym i najłagodniejszym człowiekiem na świecie, przybierał bardzo srogą minę, zmieniał ton głosu i – patrząc mi prosto w oczy – mówił, bym zjadł obiad i nie wybrzydzał i przeprosił babcię. Zawsze działało.
Dziadzio odszedł, a ja nie zastanawiałem się nigdy nad tym, dlaczego tak reagował.
W końcu zacząłem się tym interesować i rozmawiać z moim tatą. Opowiedział mi historię, po której włos zjeżył mi się na głowie.
Dziadek pochodzi z Kresów, uciekł wraz ze swoim ojcem po śmierci mamy w głąb Polski, był doświadczony niewyobrażalnym głodem, ale i obrazami, których na pewno nigdy z pamięci nie wyrzucił – będąc nastolatkiem, żył w miejscach, gdzie ludzie z głodu zjadali ludzi.
Jak ogromne piętno musiało to zostawić w jego psychice ? Nie wiem. Ale wiem, że nigdy nie zostawił ani okruszka na talerzu, nie powiedział żadnego negatywnego komentarza odnośnie do jedzenia i zawsze miał w swojej piwnicy kopczyk ziemniaków i dziesiątki słoików z wekami na półkach.
Wyrzucać jedzienia oczywiście nie należy, ale można zostawić sobie na później :)
Kiedy i gdzie w Polsce panował niewyobrażalny głód?