#SZCx8

Przedstawię wam historię, która wydarzyła się ponad 30 lat temu. Jako jeszcze mały chłopiec często jeździłem do babci. Mieszkała w maleńkiej miejscowości niedaleko od Łodzi. Uwielbiałem babcię i to miejsce, wszędzie lasy, łąki, rzeka. Ale do rzeczy.

Miałem wtedy przyjaciela, Jaśka, to była taka przyjaźń od kołyski. Wszystko zawsze robiliśmy razem. Było jeszcze wiele innych dzieci, ale za jednym z nich nie przepadaliśmy. Pewnego dnia postanowiliśmy pójść wszyscy nazbierać jeżyn i malin. Oczywiście zbieranie owoców lasu w większości kończyło w naszych brzuchach, ale najważniejsze było to, że dobrze się bawiliśmy. Nasz nielubiany kolega trochę marudził, więc razem z Jaśkiem wpadliśmy na świetny pomysł, naszym zdaniem oczywiście. W lesie i na łące nie brakowało zajęcy, więc też ich produktów przemiany materii. Wmówiliśmy koledze, że te bobki to są leśne rodzynki. Nie przewidzieliśmy tylko, że on zacznie je zbierać. Było dużo śmiechu, ale nikt nie pisnął ani słowa.
Po skończonej wyprawie wszyscy wróciliśmy do domów i zapomnieliśmy o sprawie. Ale tylko do wieczora...

Ojciec kolegi przyszedł do domu mojej babci i powiedział mojemu tacie, jak to namówiliśmy jego syna na leśne rodzynki. Okazało się, że młody przyniósł do domu pełne kieszenie rodzynek dla rodziców.
Do dziś pamiętam, jak tata dał mi kilka klapsów w tyłek, tłumacząc, że tak się nie robi. Ale to nie bolało, bo płakał ze śmiechu jak to robił.
Oburzony ojciec kolegi już nigdy więcej nas nie odwiedził.
Dragomir Odpowiedz

Bo to były kulki neskłika.

Dodaj anonimowe wyznanie