#P35gO

Chciałbym podzielić się moją historią, bo wśród rodziny i znajomych każdy bagatelizuje mój problem i nie chce mnie słuchać…

Mam 35 lat, żonę, dwójkę dzieci, duży dom, psa i dobrą pracę na wysokim stanowisku w jednym z dużych, zagranicznych banków (dla znających strukturę korpo VP), a co za tym idzie bardzo dobrą pensję. Problem polega na tym, że szczerze nienawidzę swojej pracy – wykańcza mnie ona psychicznie, nie radzę w niej sobie, ciągle chodzę zestresowany, potrafię cały dzień nic nie jeść. Wydawałoby się, że rozwiązanie jest proste – zmień prace. Wierzcie mi, że próbowałem, ale pracę na moim stanowisku można dostać tylko jak ktoś przejdzie na emeryturę albo umrze. Tak swoją drogą było w moim przypadku – szef miał wylew i umarł. Jako że trzeba zachować ciągłość procesu, powierzono mi tymczasowo jego zadania, a że dobrze mi szło, postanowili nie prowadzić rekrutacji na jego stanowisko, tylko powierzyć je na stałe mnie. Wtedy byłem dumny z siebie i przeszczęśliwy, szybko wzięliśmy kredyt na wymarzony dom (grubo ponad milion złotych, ale raty rozłożone na 25 lat z moją pensją nie były odczuwalne), żona zaszła w drugą ciążę, spełniały się nasze wszystkie marzenia.

Po jakimś pół roku od objęcia nowego stanowiska przestano mnie traktować ulgowo i zaczęto mi dokładać nowe zadania, przestano przymykać oko na drobne błędy moje i mojego zespołu, coraz częściej lądowałem na dywaniku. Przez to zacząłem osobiście sprawdzać wszystkie raporty osób z mojego zespołu, bo koniec końców to ja dostaję ochrzan za jakiekolwiek błędy. Wykracza to poza mój zakres pracy, więc ciągle muszę siedzieć po godzinach, do tego nie wyrabiam się z własnymi zadaniami, wiec siedzę w pracy nawet po 12-14h. Do tego doszło mi dużo zadań administracyjnych, spotkań dla managerów, które niewiele wnoszą, a zajmują dużą część mojego czasu. Mam już tego dość, marzę o prostej, bezstresowej pracy, ale wtedy byśmy musieli sprzedać dom, stracilibyśmy na kredycie. Swoją drogą przez Nowy Ład moja pensja znacznie zmaleje, a rata kredytu i koszty utrzymania domu znacznie wzrosły, wiec tym bardziej nie ma mowy o zmianie pracy na znacznie gorzej płatną, a tylko taką bym pewnie znalazł. Próbowałem nawet sugerować szefowi, żeby mnie zdegradował do poprzedniej pozycji, na której byłem szczęśliwy, ale potraktował to jako szantaż z mojej strony i zrobiła się tylko wielka afera.

Żona bagatelizuje moje problemy, mówi, że nie mam na co narzekać, bo wiele osób by chciało być na moim miejscu (szybka kariera, praca w zawodzie). Twierdzi, że gdyby było tak źle jak mówię, to by mnie dawno zwolnili, wiec na pewno dobrze sobie radzę i przesadzam. Ja jednak jestem kłębkiem nerwów, boję się, że będę miał zawał albo skończę jak mój były szef. Pracy nie mogę zmienić, choć próbuję. I tak z pozoru idealne życie jest dla mnie koszmarem.
Walkorbowy Odpowiedz

W pewnym momencie mojej zawodowej kariery doszło do mnie, że muszę stać się trochę h.... (tą częścią ciała która warunkuje o byciu facetem ) żeby wszystko grało, albo moje miejsce zajmie ktoś inny, a ja wylecę. Tobie też polecam zacząć od potrzesienia podwładnymi. Pracę mam stresującą, wymagającą i podobnie jak w Twoim przypadku moja żona też mnie nie rozumie. Twierdzi, że już powinienem przywyknąć i mam tego nie przynosić do domu i nie chce o tym słuchać. Zaszedłem do takiego życiowego momentu, że jest na tyle kijowo, że nie stać mnie żeby zarabiać mniej i żyć bez tego stresu. Mam kredyt na 4 ściany i żonę w ciąży której umowa o pracę wygasa w marcu i będę miał za chwilę na utrzymaniu dodatkowo 3 osobową rodzinę za 6659 zł miesięcznie, bo tyle zarabiam. Czy to dużo? Miesieczne stałe rachunki to już ponad 2600 zł, a WIBOR jeszcze urośnie. Wsparcia z nikąd, wszędzie pretensje, roszczenia i boje się, że moje małżeństwo zmierza w zła stronę, bo ni cholery od pewnego czasu nie potrafię się porozumieć z żoną. Mam 36 lat, czasami kłuje mnie serce i ostatnio kiepsko sypiam. Ale nic, trzeba być silnym, bo słabość mężczyźnie nie przystoi....

Lunathiel

@Walkorbowy - Ajj, strasznie smutny ten komentarz. Najbardziej przykre jest to, że nie rozumie cię nawet żona, osoba, która teoretycznie powinna być ci najbliższa i cię wspierać jak coś się psuje. Masz rację, że jak się ma w pracy ludzi pod sobą, to trzeba się nauczyć bycia stanowczym (a czasem wręcz dupkowatym), żeby nie weszli ci na głowę. Ale jeśli to nie jest twoje naturalne zachowanie, to zawsze będzie cię stresować takie udawanie dupka. I w tej sytuacji powinieneś móc wrócić do domu i tam jakoś wyrzucić z siebie te negatywne emocje (inaczej będą się kumulować). Ja jestem zdania, że właśnie od takich zwierzeń, żalenia się czy obśmiewania problemów codzienności, powinni być partnerzy i przyjaciele. Ale jak nie ma się komu wygadać, to warto poszukać jakiejś innej formy ekspresji. Różne rzeczy mogą pomóc, np. na mnie dobrze działało pisanie dziennika/ pamiętnika. To jest takie win-win situation, bo niby wyrzucasz z siebie to co chcesz powiedzieć, ale nikogo nie obarczasz swoim jęczeniem (zwłaszcza, jeśli wiesz, że jest tego dużo i nikt nie będzie miał ochoty tego słuchać - tak też mi się zdarzało xD). Ale jak nie to, to jest mnóstwo innych sposobów, choćby bieganie, rower (polecam!), albo nawet zwykłe jeżdżenie autem z muzyczką jak nie lubisz sportu. Albo medytacja? Albo sporty/ sztuki walki? Cokolwiek lubisz albo myślisz, że mogłoby cię odstresować.

A z tym, że "słabość mężczyźnie nie przystoi" to gówno prawda. To nie płeć decyduje o tym ile i jakich odczuwasz emocji czy jak sobie z nimi radzisz.

Walkorbowy

Chciałbym aby to była gówno prawda. Doświadczenia uczą inaczej. Kiedyś straciłem płynność finansową
i pojawiły się długi, nie wiem czy moja była wytrzymała chociaż miesiąc mojego załamania. Zostawiła mnie. Rok zajęło mi psychiczne poradzenie sobie z tym, dwa lata wychodziłem z finansowego dołka. W obecnej sytuacji gdybym przyznal się do że mam teraz gorszy okres w życiu i z czymś sobie nie radzę, mój szef prawdopodobnie zaczalby mnie bacznie obserwować czy poradzę sobie na zajmowanym stanowisku, podwładni może nie stracili, ale uszczupliliby szacunek. Niektorzy znajomi pewnie uczyniliby sobie temat do pośmiania i dopieczenia niewybrednym komentarzem. A kobieta jak to kobieta, po co jej słaby facet? Kobiety niestety najszybciej tracą szacunek. Nie wyjalem tego z kapelusza, ani z opowieści. Mówię to po wlasnych doświadczeniach. Kobiecie która padła ofiarą gwałtu się współczuję, mężczyznę w tej samej sytuacji by wyśmiano. Często widać to po komentarzach na internecie. Nie ma domu samotnego ojca, jest dom samotnej matki. Mężczyźni wstydzą się zgłaszać przemoc ze strony kobiet, w obawie przed wyśmianiem i napiętnowaniem. Dużo, dużo jest nierówności gdzie kobiecie wypada, a facet albo jest jak skała, albo nie jest facetem.

CzerwonaRurza

@ Walkorbowy; fajnie by było gdyby to co piszesz było bzdurą.
Jest jak jest, może się zmieni. Kto wie, może nawet nie na gorsze. ..

tortczekoladowy

Walkorbowy
Myślałeś może o terapii? Będziesz mógł wyrzucić z siebie wszystko, co Cię męczy, bez obaw, że ktoś odbierze to za słabość.
Wiem, że prywatnie nie jest to tania sprawa, ale może na NFZ się uda. Warto przemyśleć sprawę i zrobić krok w kierunku poprawy swojego zdrowia psychicznego.

Walkorbowy

Przeszlo mi to przez myśl. Na NFZ czeka się ponad rok i opinie o takiej terapi pozostawiają wiele do życzenia. Prywatnie 250 zł za spotkanie. Spotkan przypada 4-5 w miesiącu. W obecnych warunkach, nie udzwignę tego finansowo.

tortczekoladowy

Walkorbowy
Mimo, że faktycznie czeka się tyle czasu, to warto spróbować, a nuż wpadną wolne terminy.
Z terapeutą jest tak, że po prostu musi coś "kliknac", ten który jednemu będzie pasował, drugiemu nie musi.

Trzymam kciuki za Ciebie, trzymaj się tez.

Lunathiel

@Walkorbowy - Aj, coś mi się wydaje, że to co napisałam na samym końcu odebrałeś zupełnie inaczej niż ja odbierałam to przy pisaniu. Ja totalnie ci wierzę, że masz takie doświadczenia. Sama widzę te nierówności, o których piszesz (takie "kobiecie wypada, a facetowi już nie"). Ba, one idą w każdą ze stron, jeśli weźmiemy pod uwagę różne sytuacje (ale w razie gdyby ktoś chciał zacząć - nie ma sensu licytować się "kto ma gorzej" w kwestii płci, bo do niczego konstruktywnego to nie prowadzi; każdy z nas ma takie problemy i jest ich zbyt dużo żeby obiektywnie to zmierzyć). Mi chodziło właśnie o to, że zupełnie się nie zgadzam z takim chujowym traktowanie facetów, którzy są akurat na jakimś życiowym zakręcie, ogólnie są bardziej wrażliwi, emocjonalni czy tam podatni na stres. Ja się w życiu kieruję logiką a to jest absolutnie nielogiczne. Typowy konstrukt społeczny. Nie ma żadnych biologicznych uwarunkowań, które pozwalają facetom jakoś magicznie lepiej znosić stresowe sytuacje. Po prostu mnóstwo osób tego nie rozumie i nie zauważa. Ale to, że tych osób jest tak wiele, to nie znaczy, że tacy są wszyscy.

I wiem, nie zmieni się to z dnia na dzień, ale powoli, małymi krokami, będzie się zmieniać. Przypominam, że jeszcze bardzo niedawno kobiety nie miały dostępu do urn wyborczych czy edukacji. I dlaczego tak szybko (choć też nie od razu!) nastąpiły te zmiany? Bo zajęły się tym mądre, odważne kobiety, które głośno i publicznie przyznały, że im to nie pasuje. Więc spokojnie, jestem praktycznie pewna, że przyjdą w końcu czasy, kiedy np. wspomniane wyśmiewanie gwałtu na mężczyźnie czy zostawienie kogoś, bo stracił pracę, będzie zachowaniem patologicznym i godnym pogardy - dla większości, a nie tylko dla części osób, jak teraz.

Lunathiel

A, no i ostatnia rzecz: rada z zapisaniem się na terapię jest bardzo dobra, zwłaszcza jak sam już o tym myślałeś. Spróbuj iść na NFZ. Dlaczego? Po pierwsze: bo czemu nie? Lepiej spróbować, niż nie spróbować. Po drugie: nie wszędzie czeka się ponad rok. Zależy od placówki, od osób, które tam przyjmują i wielu losowych czynników. Możesz podzwonić po różnych miejscach i sprawdzić, może trafi się gdzieś wolny termin wcześniej. Po trzecie: na NFZ przyjmują często ci sami terapeuci, którzy prowadzą też praktykę prywatnie, więc sporo osób ma taki sposób: znajdują osobę, idą parę razy prywatnie i sprawdzają, czy w miarę ok im się razem pracuje, a potem zapisują się do nich na NFZ i czekają w kolejce na kolejne spotkania już w ramach ubezpieczenia. Taki hat trick, jeśli ktoś dałby radę uciułać kasę na parę pierwszych spotkań, ale nie stać go na przerobienie prywatnie całej terapii (co może trwać parę miesięcy albo i parę lat).

Also, @tortczekoladowy, pozdrawiam, bo widzę że usiadłyśmy/usiedliśmy odpisać w tym samym czasie 😄

ohlala

Jeżeli faktycznie masz tak stresującą i wymagającą pracę to zarabiasz tak naprawdę mało. Po Twoich komentarzach widać, że nie tylko jesteś zestresowany, ale masz też inne problemy, więc naprawdę przydałaby Ci się terapia. Tak, na NFZ się czeka, ale skoro i tak nic nie robisz w tym kierunku, to co Ci za różnica?
A z żoną porozmawiaj na spokojnie i dokładnie jej wytłumacz, w czym problem. Bo skoro nauczyłeś się udawać, że wszystko ogarniasz, to może żonie też nie do końca przedstawiasz prawdziwy obraz sytuacji.

(Zupełnie niepotrzebnie wszedłeś w temat gwałtu, ale zauważę, że mężczyzn, którzy padli jego ofiarą, najczęściej wyśmiewają inni mężczyźni.)

Tyctarara

Ej, sory, ale to co piszesz trochę nie ma sensu.
Kobiety w ciąży nie można zwolnić z pracy. Wg kodeksu musi mieć przedłużona umowę do dnia porodu. A po porodzie idzie na zasiłek macierzyński- 100% podstawy przez pół roku, i 60% przez kolejne pół, albo od razu 80% przez cały rok.
Jeżeli ma gownoumowe, to i tak przysługuje jej „kosiniakowe”. Może to niewiele, ale zawsze więcej niż nic.

Zobacz więcej odpowiedzi (2)
Znahorka Odpowiedz

Mam wrażenie, że twoja kobieta i żona np. Anonimowego o niku walkorbowy to ten sam typ kobiety. Z jednej strony rozumiem że boją się o dzieci, ale ja bym wolała mieszkać w mniejszym domu, może i być biedniejsza ale żeby mój mąż był szczęśliwy i spokojny. Kredyt trochę utrudnia sprawę bo uwiązuje was do tego danego domu :( nie wiem czy jesteście wierzący ale są np poradnie małżeńskie przy niektórych parafiach i można trafić na mega pomocnych ludzi którzy serio sie znają i pomagają rozwiązać taki problem braku porozumienia z żoną. Nie wiem, może są też takie niekatolickie poradnie… trzeba by poszukać.

Ckawka

Są. Terapia dla par się to nazywa.

budyn4 Odpowiedz

Skoro nie możesz zmienić pracy na inną, zmień pracę. Przeorganizuj zadania pracowników kawałek po kawałku tak, żebyś miał mniej problemów.

To nie jest takie proste. Osoba pode mną tez jest nowa, przyszła na moje miejsce, jeszcze nie zdążyła się zupełnie wdrożyć i nabrać doświadczenia. Sprawdzam jej raporty, bo sam się nimi wiele lat zajmowałem, potem tłumacze gdzie były błędy itd., wiec jest szansa ze z czasem będzie lepiej, ale to wciąż tylko mała cześć moich nadgodzin. Najwiecej wynika z moich własnych zadań, z których tez nie zostałem dobrze przeszkolony (szef nagle umarł, a ze zajmował to stanowisko przez wiele lat, to nie ma innej osoby, która by znała proces i mnie mogla wdrożyć). Ode mnie tylko się wymaga

Lunathiel

@CoCokolwiek - Pomyślałam o tym samym co budyń, w tym na przykład o wymianie ludzi z twojego zespołu na nowych, być może lepszych specjalistów. Ale jeśli mówisz, że osoba bezpośrednio pod tobą też jest dosyć nowa, no to chyba masz rację, że z czasem powinno być lepiej. Jak dla mnie, warto dać temu jeszcze trochę czasu i zobaczyć jak się to rozwinie. Ale postaw sobie jakiś limit, np. pół roku czy rok - żebyś nie obudził się np. za 3 lata, jeszcze bardziej zestresowany, ale z poczuciem przyzwyczajenia i wrażeniem, że już nie ma sensu nic zmieniać.

Also, a propos tego: "Najwięcej wynika z moich własnych zadań, z których tez nie zostałem dobrze przeszkolony (szef nagle umarł, a ze zajmował to stanowisko przez wiele lat, to nie ma innej osoby, która by znała proces i mnie mogła wdrożyć)", to mam jedno pytanie. Rozmawiałeś o tym z osobami, od których dostajesz zjebki za błędy zrobione z tego powodu? Może zwyczajnie nie wiedzą, że masz pewne braki właśnie przez to, że nie miał kto cię przeszkolić? A kolejna sprawa to to, ile godzin spędzasz w robocie - to nie jest ok, po prostu. I nieważne ile zarabiasz, taki zapierdziel każdego doprowadziłby do załamania. Może są jakieś rzeczy, które robisz z przyzwyczajenia, albo z myślą, że "jak ty nie zrobisz to nikt nie zrobi tego dobrze", a które jednak mógłbyś przerzucić na innych ludzi, żeby bardziej sprawiedliwie to rozdzielić? Zaznaczam, że totalnie się nie znam i nie wiem czy akurat u was to możliwe, ale może sprawę załatwiłoby zatrudnienie kogoś w rodzaju asystenta?

monzStanu Odpowiedz

właśnie dlatego potrzebujemy innych mężczyzn, weźcie się zbierzcie w grupę, mówię serio i spotkajcie się na skype, czy w realu, pogadacie twarzą w twarz, raz na tydzien wyżalicie się i będzie dużo lepiej:) te wyznanie to już wołanie o pomoc, więc to dobrze o Tobie świadczy, że potrafisz prosić o pomoc, niestety nie spotkałes sie ze zrozumieniem.
bardzo dobrze, jeśli nie uciekasz w nałogi, bo to by 'pomoglo na chwilę', a potem jeszcze bardziej rozwaliło Ci życie.
może głupio to zabrzmi, ale jak chcesz zachować zdrowe zmysły trzeba wrócic na luz, przejechać się po lesie, wyjechac z dala od telefonow na weekend
jeśli masz czas chociaż 12 minut dziennie, to zamknij się w środku dnia w salce i klepnij rózaniec po łacinie(nie żartuję!), dzięki tej modlitwie/medytacji schodził ze mnie stres i lęki.
Może to będzie to co Cię będzie trzymało przy życiu! trzymaj się

Pers Odpowiedz

Nikt Ci nie kazał brać kredytu "SAM" zaraz po awansie, a już na pewno nie tak duży skoro Cię nie stać, teraz nie płacz tylko pij piwo które sobie nawarzyłeś, albo zmierz się z bankructwem. Bywa różnie

Apollo114 Odpowiedz

Prywatna terapia w kierunku zaburzeń lękowych. Poważnie i to szybko.

atmofreak Odpowiedz

Klasyczny przykład korpoludka. A może bardziej typowego klasycznego Kowalskiego nastawionego na konsumpcjonizm. Słyszałeś o czymś takim jak poduszka finansowa, inwestycje, cokolwiek oprócz wydawania pieniędzy na bieżąco? Nie wiem co to za pieniądze ale skoro VP w jakiejś dobrej korporacji to masz pewnie grubo ponad 10k netto (a może nawet 15-20). Skoro kredytami i bieżącymi kosztami wpakowałeś się w to, ze teraz nie możesz pozwolić sobie na mniej płatne stanowisko to sam sobie to narobiłeś. Sorry, nie jest mi Ciebie żal, poczułeś pieniądze i nie możesz obniżyć standardów i sam świadomie narażasz się na taki stres.

Tylkopoco Odpowiedz

Autorze, po pierwsze to strasznie to przykre, że żona bagatelizuje twoje problemy. Takie gadanie, że inni mają gorzej jest strasznie toksyczne i nie zmienia nic, oprócz tego, że niesamowicie wkurza odbiorce. Uważam, że możesz jej to wprost powiedzieć. "Mówię ci to, bo jesteś moją żoną i chce byś mnie wysłachała i może coś doradziła".

Po drugie, pomyślałam o lepszej organizacji czasu pracy - tak, wiem, łatwo się mówi. Ale może odnośnie sprawdzania pracy zespołu mógłbyś zrobić godzinne szkolenie jak coś zrobić albo "najczęściej popełniane błędy"? Pomyśl czy czegoś nie możesz oddelegować. Może powiedz wprost zespołowi, że potrzebujesz z czymś pomocy i czy ktoś nie chciałby czegoś przejąć?

I najważniejsze, zatroszcz się o siebie. Znajdź sobie coś co cie zrelaksuje. Godzinny spacer, jogging, pływanie, granie na komputerze, cokolwiek. Żeby organizm troche puścił stres i głowa się przewietrzyła. Tylko naprawde niech to będzie czas dla ciebie, bez telefonów i maili. Nic tak nie utrudnia codzienniego funkcjonowania jak natłok myśli i kołowrotek stresu.

Ckawka

Ja tylko dodam, że warto wprowadzić zasadę podwójnego sprawdzania. Czyli ktoś robi projekt, a druga osoba sprawdza czy jest poprawny. I żeby to miało sens to w razie błędu opr zbiera sprawdzająca osoba. Wtedy możesz sprawdzać projekty wyrywkowo tylko.

Swoje obowiązki przekładają powoli na pracowników. A może uda się wywalczyć w firmie zatrudnienie jeszcze jednej osoby, która odciąży Ciebie z części twoich obowiązków.

lukasartsa Odpowiedz

potrzebujesz pomocy w związku z tzw. wypaleniem zawodowym. poszukaj profesjonalisty. I naprawdę - spróbuj zmienić pracę, bądź zatrudnić asystenta chociaż. Szuka się pracy najlepiej wtedy, gdy się posiada jakąkolwiek - przejrzyj oferty pracy, aplikuj na to co Ci się podoba i skoro "masz" pracę, to postaw warunku jakie chcesz :) a nóż widelec się uda. trzymaj się i sięgaj po pomoc jak najszybciej!

PinkRoom Odpowiedz

Serio, osobiście sprawdzać wszystkie raporty i dokładać sobie roboty? To normalne, że od czasu do czasu lądujesz na dywaniku. Ty u tego wyżej, a potem ten co popełnił błąd u ciebie. Obciążasz się na własne życzenie

Zobacz więcej komentarzy (2)
Dodaj anonimowe wyznanie