Jestem przewodnikiem na pewnym obiekcie turystycznym i często w grupie turystów mam rodziców ze swoimi małymi pociechami. Zwiedzanie trwa ponad godzinę. 99% tych maluchów nie wytrzymuje spokojnie całego zwiedzania. Już po kilku minutach zaczynają się krzyki i płacze. Co na to rodzice? Większość nie odejdzie, aby uspokoić dziecko, tylko stoi dalej (często mi nad uchem, bo przecież nic nie słyszy) i zakłóca zwiedzanie innym. Ja jestem już odporny i mogę oprowadzać w każdych warunkach, ale najbardziej szkoda mi pozostałych turystów, którzy kupili droższe bilety z przewodnikiem (jest też tańsza opcja zwiedzania samemu), poświęcili swój czas i nic z tego nie mają...
To wyznanie to mój apel do rodziców i przyszłych rodziców: NIE JESTEŚCIE NAJWAŻNIEJSI NA ŚWIECIE!! Dla takiego malucha to przecież żadna atrakcja, tylko wręcz męka. Nie lepiej pojechać z nim do zoo albo na basen? Niech dziecko też ma radochę, a na zwiedzanie można przyjechać, jak dziecko podrośnie i będzie więcej rozumiało z tej wycieczki.
Eh, w końcu to z siebie wyrzuciłem.
Dodaj anonimowe wyznanie
Znam problem od drugiej strony. Czasami człowiek sam też chce coś zobaczyć. Nawet mając dzieci, rodzice mają dorosłe potrzeby. A czekanie parę lat, aż znowu może znajdę się w tej miejscowości na drugim końcu Polski i wciąż będzie ta wystawa…
Wybieramy zawsze atrakcję turystyczną, która powinna się dziecku spodobać, tak żeby było zadowolone. I trochę zależy od szczęścia. Zdarzało nam się zwiedzać tak, że dzieciom rzeczywiście się podobało, więc trasa udana. Zdarzało nam się również, że niestety nie trafiliśmy… Ale wtedy to był nasz problem. Jeden albo drugi rodzic trzymał się na uboczu i zagadywał dziecko, tak żeby nie przeszkadzać innym. Zdarzyło się też wychodzić z dzieckiem podczas trasy. Było to trudne (bo naprawdę, zwiedzamy tylko wtedy, kiedy naprawdę nam zależy na danym miejscu), trzeba było się mocno trzymać w ryzach, żeby nie dać odczuć dziecku swojego rozczarowania (bo powodem złego zachowania był zawsze wiek).
Nie przyszłoby nam do głowy, żeby z marudzącym dzieckiem wisieć nad przewodnikiem i przeszkadzać jemu oraz innym.
Raz tylko nam się zdarzyło, że trasy nie dało się opuścić. Akurat to miał być pewnik, dokładnie pod zainteresowania dziecka, ale dziecko miało zły humor i mu się odwidziało w trakcie… Mega dużo wysiłku nas kosztowało, żeby utrzymać względną ciszę, trzeba się było trzymać ciągle za grupą, ale to była podziemna trasa, więc z kolei niezbyt daleko, żeby się nie zgubić. Najgorsze zwiedzanie w życiu, stawaliśmy na głowie, żeby coś z tym zrobić, ale i tak przeszkadzaliśmy.