#JPa5f
Wszystko zmieniło się, gdy podarowałam jej kociaka. Był bardzo młody, jeszcze potrzebował karmienia mlekiem, choć sam człapał. Jeśli chcecie mnie skrytykować, doczytajcie proszę do końca. Przyniosłam go do babci prosząc ją o pomoc w jego odratowaniu, bo "ja nie umiem, nie znam się, mam problemy z czasem (praca plus uczelnia)". Babcia mimo swojego stanu zajęła się nim, bo prędzej by sama padła, niż zostawiła potrzebującego na pastwę losu.
Chociaż na imię dostał Pruszek (od swojej mizerności) i był tak nazywany przez babcię od dwóch miesięcy, reagował tylko na zdrobniałe imię dziadka. Miejscówki dziadka natychmiast stały się jego ulubionymi miejscami. Potrafił miauczeniem prosić, by wsadzić go na wyściełany fotel albo ławeczkę przed domem. Gdy coś przeskrobał, np. zbojkotował narzutę na kanapie, babcia z przyzwyczajenia groźnie wołała "FELICJAN, coś ty zrobił, na litość boską?!" natychmiast przepraszał, przymilając się, na co babcia reagowała jeszcze większą miłością niż zwykle.
Rodzina uznała to za coś w rodzaju cudu/reinkarnacji/znak od dziadka. Babci wrócił dawny wigor i chociaż wciąż cierpiała po dziadku, stała się dawną sobą. Gdy wołała "Feluś", zawsze był odzew. Z czasem znów gotowała, sprzątała, gadała jak katarynka, Feluś stał się dla niej wszystkim.
Teraz część anonimowa. Kociak nie był taki sam z siebie. Ukradłam go kocicy, która mieszkała od lat na naszym osiedlu, ale była tak nieudolną matką, że każdy jej miot ginął i ludzie tylko znajdowali trupki na jezdni/w piwnicach. Próby pomocy kończyły się marnie, nawet fundacja nie dała sobie z tym dzikusem rady. Gdy zobaczyłam, że znowu ma małe, podstępem jednego ukradłam (nie chciałam zabierać wszystkich), gdy był jeszcze maleńki. To ja nauczyłam go reagowania na Felusia/Felicjana. Potajemnie spryskiwałam miejsca dziadka zapachem, do którego go przyzwyczaiłam i dopiero dałam babci. Bałam się efektu bardzo, ale byłam zdesperowana widząc cierpienie babci.
Jego rodzeństwo znów nie przeżyło. Podejmujemy kolejne próby ogarnięcia tej kotki, ale spełzają one na niczym. Poprosiliśmy o pomoc kogoś, kto może ją uśpić strzałkami i zabrać na sterylizację, ale nie wiemy, czy odpowie.
Babcia odżyła, a koteczek ma dom. Super :-)
Nie rozumiem czasu... najpierw zabierasz kociaka, który jeszcze musi pić mleko (czyli max 3 tygodnie) do siebie, potem go uczysz reagowania na imię i zapach (już widzę jak takie małe kocię nauczysz czegokolwiek), w tym czasie zajmujesz się swoimi sprawami, ukrywasz kota przed rodziną, a dopiero później, jak kot jest wytresowany dajesz go babci... i on nadal potrzebuje pić mleko. Wcale nie zdążył podrosnąć, ale zdążył się nauczyć kliku sztuczek, tak?
kolejny raz jest to zmyslone opowiadanie, a nie anonimowe wyznanie, bardzo szkoda, że nawet tu ludzie tak oszukuja. Im dłużej jestem na tej stronce, tym lepiej potrafię rozpoznać zbyt idealna opowieść, czasem wręcz jest to naciągane jak amerykańskie filmy klasy b.
babcia miała go już dwa miesiące i zwał się Puszek. Zgaduję, że widząc w jakim stanie jest babcia po śmierci męża (nie najlepszym delikatnie mówiąc) jednak nie zostawili jej samej sobie tylko odwiedzana była często. Więc autorka miała dwa miesiące na nauczenie kota sztuczek. Biorąc pod uwagę, że to kot- trudne, ale nie niemożliwe.
@zxzxzx ooo jakie długie zdanie i żadnego pytania :))
(tak widzę też drugie)
Bandziorek, tam jest napisane, że babcia dostała kota po tym jak został wytresowany.
Cud! 😂
Co więcej.. Spryskiwała miejsca po dziadku.. A babci nie było w tym momencie? Kot nie miauczał jak go przemycałaś do dziadków?
Chybs przemycała "do babci" a noe "do dziadków". Raczej obaj dziadkowie razem nie mieszkali, a nawet jeśli to rozmawiamy o czasie, kiedy dziadek (co najmniej jeden) nie żyje.
"Potajemnie spryskiwałam miejsca dziadka zapachem, do którego go przyzwyczaiłam i dopiero dałam babci"-mogło to potrwać dzień- dwa. Zwłaszcza tak młody kotek. Nawet i niech tydzień się przyzwyczaja do zapachu- skoro zabrała go bardzo młodego od matki i dalej ciamajda by był. Uczenie reagowania na imię mogło trwać w międzyczasie podczas wizyt u babci. A i tak dziękować kotu, że łaskawie zachciał się nauczyć ;) dalej uważam, że jest to możliwe. Najmłodszy kot pod moją opieką miał może ze 4 tygodnie. Szybko przyzwyczaił się do zapachu bo już po pół godziny próbował za mną biegać (próbował- bo ledwo chodził.. za to darł się niemiłosiernie żeby na niego czekać.. a pierwszej nocy już właził do łóżka żeby spać obok). Nie- niekradziony kotce.. znaleziony podrzutek na podwórku.
Czterotygodniowy kot je samodzielnie (ale powinien być z matką jeszcze kolejnych 8 tygodni), więc to nie jest ten przypadek.
zxzxzx- nie mam pojęcia ile miał... mieścił się w dłoni. chybotał się jak stał. chodził ledwo. zgaduję, że miał ok tych 4 tygodni.
Dobra z Ciebie wnuczka, a i kociakowi wyszło to na dobre. Trzymam kciuki, żeby udało się pomóc kotce.
Ta kotka może nie mieć pokarmu (bo na przykład sama głoduje), proszę Cię, spróbujcie ją złapać zanim będzie miała kolejny miot, bo nie dosyć że maluchy znów umrą, to matka też się zaraz wykończy.
Gratuluję pomysłu! I to działa!
@VucullusRex To działa. Sprawdziłem, nie podstępem, a przypadkiem.
Polecam prostą pułapkę, są takie zywolapki na lisy, nawet wystarczy transporter z jedzeniem jeżeli rozkminicie jak zamknąć drzwiczki (czasem klasyczna metoda na pociągniecie sznurka daje radę, ale nie w każdej konstrukcji) inna metoda to na kota szybko zarzucić duży gruby koc i złapać rękami (koniecznie w bardzo grubych rękawicach, dziki kot walczy całą swoją siłą, to silniejsze zwierzę niż może się wydawać, będzie walczył na śmierć i życie, przegryzie wszystko co nie jest grubsze niż jego zęby, a te są jak igły), możecie też przykryć kocem ten transporter i wtedy ogarnąć jego drzwiczki. Ogólnie, szybkość działania jest najważniejsza.
Dobra z Ciebie wnuczka.
A z kotkiem to był dobry pomysł - nie od dziś wiadomo, że człowiek lepiej radzi sobie ze swoimi trudnymi sytuacjami, kiedy sam może komuś pomóc.
Jakos mi sie cieplej na sercu zrobilo :)
Fundacja nie wpadła na tak oczywisty pomysł, jakim jest sterylizacja?
Uratowałaś dwa życia, podziwiam