Pewnego wrześniowego dnia pracowałam jako hostessa przy otwarciu nowego marketu w pewnej miejscowości. Na wejściu moim zadaniem między innymi było zachęcanie klientów do skosztowania szampana i innych przysmaków. Dana sytuacja miała związek z tym pierwszym, a dokładniej z kieliszkami, w które wlewany był ów szampan. Kieliszki nie były szklane, tylko plastikowe, jednak całkiem dobrej (jak na plastik) jakości. Na stoisku miałam ich niewielką liczbę, a jako że całkiem nadawały się do ponownego użytku, to gdy klienci oddawali mi kieliszek po wypiciu, to myliśmy je i podawaliśmy w nich ponownie trunek. Byli tacy, którzy chcieli ten kieliszek „na pamiątkę” — nie ma sprawy, nie jestem taka zła, żeby się kłócić o kieliszek.
W pewnym momencie jedna pani spytała: „Te kieliszki to jednorazowe? Można sobie brać?”. Powiedziałam jej, że tak, bo pomyślałam, że niech sobie kobiecina weźmie ten kieliszek, jak szampana wypiła, od jednego nie zbiednieję. Ale okazało się, że cebula w pani tkwiła mocno, bo rzuciła szybciutko: „To da mi pani sześć”. W pierwszej chwili aż mnie zatkało, ale po sekundzie powiedziałam, żeby sobie poczekała, aż inni wypiją, to może jej oddadzą. Poczerwieniała, obróciła się na pięcie i sobie poszła, widocznie nie miała czasu ;)
Dodaj anonimowe wyznanie