#zKrur
Moja siostra stwierdziła, że to jeszcze nie było dziecko i ona potraktowałaby to poronienie jako spóźniony okres i nie robiła „dramy”. Teściowa stwierdziła: „Gdybyś straciła późną ciążę, to mogłabyś rozpaczać. Teraz nie ma po czym płakać”.
Rozumiem, że dla niektórych osób ciąża na tym etapie to tylko „zlepek komórek”, ale dla mnie to były moje dzieci. Większość kobiet starających się o dziecko skacze z radości, widząc te dwie kreski na teście i słysząc słowa ginekologa potwierdzające ciążę. Miałam się wtedy nie cieszyć? Bo to tylko jakieś tam komórki? Jeżeli jednak miałam prawo do radości, to czy nie mam prawa do smutku? Naprawdę staram się być tolerancyjna. Nie porównuję też swojego bólu do bólu matek, które tracą dzieci zaraz po urodzeniu. Ale czy naprawdę nie mogę odczuwać bólu tylko dlatego, że było „za wcześnie”?
Piszę to wyznanie tylko po to, aby powiedzieć, że strata wczesnych ciąż TEŻ BOLI. Dlatego jeśli Wasza siostra, partnerka czy przyjaciółka traci wczesną ciążę, nie odmawiajcie jej prawa do przeżycia żałoby. Dla Was to może być tylko zarodek, ale dla tej kobiety to może być już dziecko. Dziękuję wszystkim za przeczytanie.
Babki potrafią się popłakać, bo im się paznokieć złamał albo fryzjerka źle włosy obcięła. Dramat, że ho ho. Ale strata długo wyczekiwanej ciąży to przecież nic takiego, udawajmy, że nic się nie stało.
Tak, masz prawo do swojego cierpienia. Masz prawo płakać do woli. Masz prawo być zła, czuć gniew, rozczarowanie, ból, frustrację itd. Masz prawo do żałoby. I nikomu nic do tego.
Z drugiej jednak strony, czasem bywa tak, że cierpienie zaczyna zamieniać się w cierpiętnictwo (nie piszę o Tobie, ale ogólnie, o zjawisku jako takim. Nie bierz tego do siebie). Wówczas po pewnym czasie otoczenie ma dość obchodzenia się z kimś jak z jajkiem, ciągłego stąpania na paluszkach, uważania na każde słowo itd. Bo cierpiętnik dupy na terapię nie ruszy, ale latami będzie zamęczał otoczenie swoim nieszczęściem. I wówczas ludzie potrafią powiedzieć mu wprost parę prostych zdań. I ktoś słucha z boku i myśli: ale chamy! Tymczasem oni zwyczajnie się bronią przed jojczeniem nieszczęśnika, który każdego chce ściągnąć w dół, do swojego poziomu.
Każdy medal ma dwie strony. Dlatego bardzo ważne jest szanowanie cudzych uczuć i emocji. Rzecz jednak w tym, że to obowiązuje WSZYSTKICH. Nie tylko tych, którzy cierpią, złoszczą się czy frustrują, ale też tych, którzy muszą się z cudzymi emocjami mierzyć.
Bo to nie jest tak, że ten, kto cierpi, zyskuje raptem specjalne prawa. I jemu wolno niszczyć radość otoczenia, za to ono musi uważać na każde wypowiadanie zdanie, żeby tylko nie urazić cierpiącego.
Mnie się bardzo podoba zwyczaj jakiegoś plemienia, nie pamiętam skąd: gdy członka plemienia spotka nieszczęście, wszyscy się zbierają i go wysłuchują. On wypowiada cały swój ból, wyrzuca wszystkie emocje. A oni słuchają, pocieszają, wspierają. Jeśli cierpi nadal, zbierają się ponownie i proces się powtarza. I tak do trzech razy, jest to jakoś rozłożone w czasie. Potem, przy każdej próbie jego użalania się, ludzie odwracają się i bez słowa odchodzą. Piękne.
Dlatego zasada jest taka, że ogłaszać komukolwiek (nawet rodzicom) możesz pod koniec pierwszego trymestru i dopiero wtedy możesz się zacząć nastawiać. Wcześniej zarodek jest tak niepewny, że wiedzieć o nim powinniście tylko Ty i partner i sami powinniście jeszcze się wstrzymać że skakaniem z radości, bo takich poronień jest mnóstwo. Wiem, że trudno jest być z tym samemu i że nie powinno tak być, ale niestety zazwyczaj tak to działa. Szukajcie oparcia w sobie nawzajem z partnerem
Owszem, poronienie najczęściej dokonuje się w pierwszym trymestrze. Ale nie wynika z tego żadna „zasada” kiedy wolno mówić o ciąży. Dla niektórych kobiet nie ma znaczenia, na jakim etapie ciąży były, bo od zobaczenia dwóch kresek na teście już wiedzą, że mają dziecko. I nie da się nic poradzić na to, że człowiek się „nastawi”. Dwie kreski = ciąża = dziecko. Taki ciąg logiczny powstaje w ułamku sekundy. I żałoba po stracie nie będzie mniejsza, jeśli się wcześniej nikomu nie mówiło.
Może żałoba nie będzie większa, ale nie będzie niezręcznego tłumaczenia wszystkim co się stało
Akurat rodzice czy rodzeństwo może zauważyć, że człowiek jest w żałobie. Zresztą nawet koleżanki z pracy mogą zauważyć, że coś jest mocno nie tak. Nie ma co na siłę robić tajemnicę.
Też słyszałam uwagi, żeby traktować poronienie jako „spóźniony okres”. Nie da się. Albo raczej: dla niektórych kobiet to jest niemożliwe. Te same osoby próbują też bagatelizować stratę na późniejszym etapie ciąży. W moim przypadku wiem, że takie osoby przez zaprzeczenie mojemu cierpieniu próbowały tak naprawdę ulżyć mi w bólu. Zdradzę, że nie pomogło. Takie komentarze tylko dobijają. Każdy ma prawo do żałoby i to na każdym etapie ciąży. Nie trzeba się z tego nikomu tłumaczyć. Ciekawe, że niektórzy ludzie wciąż nie wiedzą, że mówienie cierpiącej osobie „inni mają gorzej” jest bezsensowne i przykre.
Nie jest powiedziane, że nie będziesz miała jeszcze tego wymarzonego dziecka. Może poświęć czas leczenia także na jedno czy drugie spotkanie z terapeutą, żeby przepracować żałobę? Polecam też skorzystać z usług naprotechnologów, mają sporą wiedzę w leczeniu niepłodności
Łączę się w bólu. 5 lat i kilkanaście tzw. ciąż chemicznych. Mi nie udało się nigdy doczekać nawet do USG. Tylko blady pozytywny test (albo i nie), a potem lipa. Sama sobie tłumaczę, że taką kilkumiesięczną, a nawet po prostu skanowalną ciążę byłoby dużo trudniej stracić. Ale prawda jest taka, że hormony buzują już od implantacji. Uczucia i emocje aktywują się momentalnie. Ta strata to jest ból, którego nie da się wytłumaczyć moim zdaniem. Zwłaszcza taka wielokrotna. Ściskam Cię mocno z podobnego miejsca i trzymam kciuki, żeby Ci się udało <3
Mądrze piszesz. Dziecko to dziecko nie ważne w którym okresie ciąży i ma taką samą godność jak każde inne.