Tuż po studiach wyjechałam za granicę. Zmywak, kelnerka, sprzątanie — łapałam się wszystkich prac. Tyrałam jak wół i ledwo dawałam radę. Po parunastu miesiącach nieśmiało aplikowałam do korporacji. Pamiętam moje niedowierzanie, gdy zaprosili mnie na rozmowę. Pożyczyłam od współlokatorki żelazko i wyprasowałam koszulę, którą przywiozłam z Polski. Dostałam tę pracę! Byłam taka wdzięczna losowi za to, że nie muszę już pracować na nogach... Starałam się, jak tylko mogłam, żeby udowodnić, że jestem solidną pracownicą. Często nawet zostawałam po godzinach. To nie jest Polska — tutaj doceniają pracowników, dlatego też zaczęłam awansować, powolutku byłam „coraz wyżej”. I tak po paru latach wyrzeczeń i braku życia prywatnego zarabiałam naprawdę dobrze w młodym wieku. Wynajęłam piękne mieszkanie, żywiłam się dużo lepiej i kupiłam kamerę, żeby móc nagrywać filmy dla rodziny. Sprawiało mi to taką frajdę, że postanowiłam wrzucić coś na YouTube. Z perspektywy czasu widzę, jak płytkie to były filmy — po prostu cieszyłam się z ludźmi tym, że mogę sobie coś kupić (wszystkie zakupy pokazywałam potem w domu, tak jak to do teraz jest modne w internecie). Chodziłam do kosmetyczki i opowiadałam o zabiegach. Myślałam, że to pozytywne; dorobiłam się i pokazuję, że można coś osiągnąć nawet w młodym wieku. W moich filmach nigdy nie wyśmiewałam nikogo, po prostu dobra energia.
Oczywiście mój kanał udostępniałam na Facebooku... i to był błąd. Zaczęło się — wiadomości od obcych ludzi, z którymi podobno „się kiedyś przyjaźniłam”... Na ogół zaczynało się wiadomościami neutralnymi typu co u mnie, czym się zajmuję itd. Wszystkim chodziło o jedno: pomóż, pożycz, dej. Kulturalnie odpisywałam, że jak ktoś chce, to mogę doradzić, jak szukać mieszkania, pracy, może jakie kursy. NIE! Najchętniej wszyscy do mojego mieszkania i żebym im pracę załatwiła, bo przecież tyle lat się znamy! Wtedy mówiłam, że nie – i się zaczęły chamskie komentarze pod filmami. Szczytem było, jak moja mama zadzwoniła z pytaniem, czy to prawda, że pracuję w nocnym klubie, bo tak usłyszała od koleżanki. Ręce mi opadły. Tak smutno jeszcze nigdy mi nie było. Żeby własna mama mi nie wierzyła... Usunęłam obydwa konta, na Facebooku mam nowe z fikcyjnymi danymi i najbliższymi osobami. Zero pasożytów w moim życiu i tak jest mi dobrze.
Dodaj anonimowe wyznanie
Lej na to ciepłym strumieniem! Powodzonka!
Reakcja "znajomych" była żenująca.
Z drugiej strony publikujesz puste filmiki z cyklu "patrzcie mordeczki ile mam kasy i co to nie kupiłam". Na prawdę sądziłaś, że takie treści wzbudzą u innych zachwyt i pokask?
Trzeba było wybrać jedną osobę która nie jest zwykłą kurewką czy pijaczyną i ma w sobie jakiś potencjał. I tej osobie realnie pomóc , nawet na początku przyjmując do mieszkania. Tobie też na początku ktoś pomógł.
Nigdzie nie napisała, że ktoś jej pomagał. I czemu miałaby pomagać pasożytom?