#zBSie

Jako dziecko miałam skarbonkę. Małą, plastikową skrzyneczkę. Chowałam do niej pieniądze, które dostałam np. na urodziny.

Pewnego razu wstałam szybciej niż zwykle i nakryłam mamę na podbieraniu mi pieniędzy. Tłumaczyła się, że odda itd. Oddała, owszem, ale stare pieniądze. Myślała, że pięcioletnia dziewczynka się nie zorientuje. 
Do dziś mam taki uraz, że nie umiem oszczędzić pieniędzy. Muszę wydać wszystko co zarobię, do ostatniego grosika. Mam z tym problem, chodzę do psychologa i mam nadzieję, że uda mi się w końcu coś oszczędzić.
furiami55 Odpowiedz

Moja matka dawała mi skromne kieszonkowe, np. jakieś 20 zł tylko po to, żeby za tydzień powiedzieć że mam jej to oddać, bo potrzebuje na jakieś ważne rzeczy. Kiedy zdążyłam przez ten czas chociaż trochę z tego wydać, była wściekła. Rozumiem więc, że jako dziecku mogło być Ci przykro, mi też było... ale bez przesady, żebym miała z tego powodu traumę na całe życie lol.

MaryL2

U mnie było kieszonkowe 40 zł, dopiero gdzieś tak od gimnazjum (mimo, że miałam wysokie stypendium od miasta za wyniki w nauce). I zawsze było „masz kieszonkowe, to z tego kup kurtkę”, „potrzebujesz na podkład do twarzy? Podpaski? Prezent na szkolne Mikołajki? No po coś wam to kieszonkowe daje”. Wiesz, jakby 480 zł rocznie mogło wystarczyć na WSZYSTKO czego potrzebujesz. ;) większość kieszonkowego i tak szło na takie okazje jak dzień mamy, taty, babci, Boże Narodzenie. Nie wiem czego to mnie miało nauczyć…

Dragomir

Liczenia na siebie i tego, że życie jest twarde. Jednak rozumiem że to było przykre.

MaryL2

No ale jak masz liczyć na siebie i mając te 14 lat zarobić na swoje potrzeby? Ja tam chodziłam czasem na jakieś truskawki, korki dawałam, ale to były naprawdę grosze, od czasu do czasu. Bo jednak rodzice nie zgadzali się, żebym gdzieś pracowała na stałe, bo „nauka najważniejsza”. Takie zmuszanie do życia w wiecznym niedoborze czegoś… No i fajnie, dowiedziałam się, że życie jest twarde. Mija kolejny rok, i co, dalej uczysz się, że życie jest twarde? I potem masz 16 lat i dalej, że życie twarde? No dobra, już rozumiem, możemy teraz pouczyć się czegoś innego ;P na tej zasadzie można dzieciom robić najgorsze świństwa i tłumaczyć „uczę go, że życie bywa trudne”.

Wracając do autorki - w ten sposób uczy się dzieci, że mogą być chujowo traktowane. Że to jest zupełnie normalne, że ktoś najbliższy ich oszukuje, okrada. Że im się nie należy nic. Że rację ma ktoś z silniejszą pozycją, a ty się musisz na to godzić.

MalinoweGofry

Skąd u ciebie przeświadczenie, że możesz określać co dla kogo może być traumatyczne?

3210

Dragomir, bez przesady. To rodzice mają kupić dziecku kurtkę czy podpaski. Kolorowe kosmetyki czy prezent na Mikołajki to już kwestia umowna, ale sorry ubrania czy podstawowe środki higieny?

3210

Jak najbardziej traumę - poczucie krzywdy i niesprawiedliwości. No i właśnie, jeśli autorka oszczędzała to nie miała nic, jeśli od razu wydała to miała. Z założenia nie po to dziecko ma kieszonkowe, tylko właśnie po to żeby uczyć się gospodarować pieniędzmi.

ArabellaStrange Odpowiedz

Przeraża mnie czasem, jako rodzica, że można zrobić jakąś rzecz, która mi wydaje się mało ważna, a dziecko będzie miało traumę na lata. Każdy człowiek czasem zrobi albo powie coś głupiego. A potem się okazuje, że dziecko to pamięta na całe życie i jakiś kiepski żart może zaważyć na całej relacji.

Okradanie dziecka to oczywiście nie jest żart. To świadome działanie. Ale wyżej było wyznanie, że ojciec wpadł do pokoju niby ratować córkę, a ona tylko śpiewała - i nie zaśpiewała nigdy potem. Albo coś się dziecku obieca i zapomni, a ono straci zaufanie. Albo coś się skrytykuje, a dziecko przez lata będzie miało potężny kompleks.

I taka jedna głupia sytuacja może przesłonić całe lata troszczenia się o to dziecko…

MaryL2

Nie zgodzę się, jedna mała sytuacja absolutnie nie przesłania całej relacji! Owszem, są żarty czy krytyka, które mogą zaboleć na tyle, że się ktoś zniechęci na dobre. Ale tak już jest, to nieważne czy rodzic, czy nauczyciel, czy inne dziecko powie.

Takie sytuacje, gdy ktoś opisuje jak zachowanie rodzica zmieniło postrzeganie siebie czy świata, czy że ktoś stracił zaufanie do rodzica to zupełnie co innego. Moim zdaniem to nie jest pomyłka, że coś się wydarzyło niechcąco. To jest tak, że rodzic ma głęboko w dupie uczucia dziecka, nie traktuje go jak równorzędnego człowieka, a jak kogoś podrzędnego, głupszego, komu nie należy się szacunek, albo czyje sprawy nie są aż tak ważne. Bo jeśli rodzic ma szacunek do spraw dziecka, to to wybrzmi. I nawet jak się popełni błąd, to zaraz zobaczysz minę dziecka, zmianę zachowania i szybko temat naprawisz. Nie wiem jak było u autorki, ale matka mogła mieć podejście „no zabrałam i co z tego, nie dramatyzuj, to było dawno, marne grosze”. Wydaje mi się, że dzieci, zwłaszcza małe, zajebiście dużo są w stanie wybaczyć swoim rodzicom. Rodzic będzie pił, krzyczał, ale jak się podniesie z tego i przytuli, to znów będzie kochanym tatą. Chyba, że już do 18-stki będzie twierdził, że nic takiego się nie stało.

Dodaj anonimowe wyznanie