#ywrdx
Mam ledwie 14 lat, od zawsze byłam gruba, ale w końcu wzięłam się za siebie. Jakoś schudłam te wymarzone 30 kg, przez chwilę byłam szczęśliwa, ale pojawił się problem. Zaczęłam jeść trochę więcej, ale wciąż powoli chudłam, nie podobało mi się to, że wystają mi kości, ale zbyt bałam się efektu jojo i powrotu nadwagi. Przyznaję, że się głodziłam, ale miałam już dość ciągłych wyzwisk w szkole, chciałam jak najszybszych efektów. Mam skłonności do tycia, dlatego po tym wszystkim po prostu bałam się znowu zacząć jeść normalnie.
Rodzice zauważyli, że coś jest nie tak, gdy moje BMI sięgnęło 16. Głupio było mi się przyznać, ale w końcu zwierzyłam się im i wytłumaczyłam, co się ze mną działo. Poprosiłam, żeby zabrali mnie do dietetyka, aby ułożył mi dietę, która pomoże mi zdrowo przytyć, a potem utrzymać wymarzoną wagę. Zamiast tego zabrali mnie do psychiatry, a ten w trybie pilnym skierował do psychiatryka, bo anoreksja. Sto razy tłumaczyłam, że jestem zdrowa, że widzę, że jestem za chuda, że chcę przytyć, ale boję się, że utyję za dużo. Jak grochem o ścianę. Wszyscy uznali, że kłamię.
Przy zaburzeniach odżywiania nie dostaniesz specjalnej diety, jesz to co wszyscy, czyli najczęściej ziemniaki i kotlety, to co robią, aby cię do tego zmusić, pominę. Stało się to, czego się bałam, półtora miesiąca odsiadki i osiem kilo w górę, nie było tragedii, ważyłam mniej więcej tyle, ile chciałam (choć zrobiła się mała oponka), ale jeśli dalej bym jadła w ten sposób, znowu byłabym gruba. Musiałam znaleźć sobie lepszą dietę.
Bardzo spodobała mi się wysportowana sylwetka jednej z pacjentek. Tak jak ona, chciałam wyrzeźbionego brzucha i ładnej pupy, zamiast talerzy biodrowych wystających jak u krowy, które do niedawna miałam. Uznałam, że to dobre wyjście, aby ogarnąć moje problemy z wagą.
Po wyjściu ze szpitala po raz kolejny poprosiłam o konsultacje dietetyka. Rodzice powiedzieli, że mam nie wydziwiać i jeść normalnie. Postanowiłam poradzić sobie sama, w internecie poszukałam diety, która sprzyjała budowie tkanki mięśniowej i nieodkładaniu się tłuszczu, pokrywała dzienne zapotrzebowanie, więc chyba było w porządku. Zaczęłam ćwiczyć A6W i Mel B.
W domu awantura, bo niby znowu się odchudzam i chcę doprowadzić rodziców do grobu. Psychiatra grozi, że jeśli schudnę chociaż kilogram, to wracam na oddział. Nikt mnie nie słucha. Nie chcę schudnąć, bo teraz jest niemal idealnie, ale nie chcę też przytyć. Chcę mieć ładną i wysportowaną sylwetkę. Nikt nie rozumie, zdefiniowali mnie jako anorektyczkę i wariatkę i cały czas się tego trzymają.
Czytam i nie potrafię zrozumieć jak można nie ufać własnemu dziecku, nawet nie dać mu szansy udowodnić, że jego intencje są prawdziwe. Dla mnie wytłumaczenie jest jedno - twoi starzy w młodości to były niezłe przekretasy i teraz oceniają Cię swoją miarą.
I w ogóle to, że traktują jej anoreksję jako jakieś przewinienie, że musi udowadniać i tłumaczyć się, że ma „dobre intencje”. Straszne.
Przy tym, że dziewczyna dostała pilne skierowanie do szpitala psychiatrycznego (gdzie w Polsce brakuje szpitali psychiatrycznych dla dzieci i ciężko jest znaleźć miejsce, na tych oddziałach, które zostały) i musiała przytyć 8 kg a schudła ogólnie 30 (nie wiemy jaka była waga startowa, bo to mogło być 70 kg i dziewczyna mogła schudnąć do 40 kg a mogła zacząć z wagi 65 kg) bym była ostrożna w ocenie sytuacji. Tym bardziej, że anoreksja jest trudną chorobą i nie wiemy co oznacza, że "była gruba", bo anoreksja polega na zaburzonym obrazie widzenia swojego ciała. Pamiętajcie, nikt osoby o wadze 50 kg nie przyjmie w Polsce pilnie na oddział psychiatryczny z powodu anoreksji, bo nie ma miejsc dla dzieciaków po próbach. Także ja nie łykam tej bajki o złych rodzicach tylko tam w grę wchodziło ratowanie organizmu, bo w najgorszym scenariuszu przy zbyt wygłodzonym ciele organy się wyłączają i człowiek umiera.
Coztegoze rozumiem, że rodzice się wystraszyli jak ich córka nagle była taka chuda, ale z dziećmi trzeba rozmawiać. Zorientowali się, że nie dojada dopiero jak schudła 30 kg? Jak była lżejsza o 20 kg to jeszcze nie zauważyli nic. Zakładając, że dziewczyna czuła, że przesadziła tak jak pisze i ma lęk przed efektem jojo to rzeczywiście można było pokusić się o tą konsultacje dietetyczną, chociażby na równi z psychiatryczną, albo chociaż po leczeniu w szpitalu, wziąć dziecko do dietetyka, żeby wspierać je w budowaniu zdrowych nawyków. Tak przy okazji, znalezione na necie. BMI nie jest jedynym wyznacznikiem anoreksji, jest nim też zaburzona ocena swojej cielesności:
anoreksja łagodna – BMI >17 kg/m2,
anoreksja umiarkowana – BMI 16–16,99 kg/m2,
anoreksja ciężka – BMI 15–15,99 kg/m2,
anoreksja bardzo ciężka – BMI <15 kg/m2
BMI nie jest żadnym wyznacznikiem anoreksji, jest wyznacznikiem niedożywienia. W drugą stronę nawet nie bardzo się nadaje, bo umięśnieni ludzie mają BMI wskazujące nadwagę przez mięśnie. Autorka wypierała się anoreksji i... Dokładnie to samo zrobiłaby anorektyczka. Niestety, tutaj można się łatwo pomylić.
Też tak bym wcześniej pomyślała, ale ostatnio zaczęłam czytać o osobach chorych na anoreksję i jednak nie jest to tak oczywiste, że w tym obszarze można słuchać swojego dziecka, bo takie osoby mówią wszystko to co inni chcą usłyszeć, mimo że czyny świadczą o czymś zupełnie innym. Bardzo manipulują. I tak jak ktoś niżej napisał to, że przyjęli ją na oddział psychiatryczny to znaczy, że to nie było takie "oj trochę za mocno mi się schudło" tylko było mocno alarmujące, bo miejsc jest bardzo mało i trudno się dostać. I mało, która chora na anoreksję przyzna, że jest chora. Wręcz to jest jeden z podstawowych i najtrudniejszych kroków leczenia, żeby pacjentka zaczęła zauważać swoją chorobę.
Ale chaos w komentarzach… coztegoze podaje jako przykład lżejszej anoreksji 40 kg. Dla mnie taka waga to BMI 13,7. Więc według karlistowski już bardzo ciężka anoreksja. Ale to i tak nie ma zastosowania do dzieci, bo BMI to skała dla dorosłych. Dla dzieci stosuje się inne normy. Druga rzecz, że to, że nie ma miejsc dla kogoś po próbach nie znaczy, że nie znajdzie się miejsce dla kogoś z inną chorobą. Próba to nie jest nadrzędne kryterium. Uważam, że stan autorki był bardzo poważny, zwróćcie uwagę, że on ledwie skończyła 14 lat. W takim wieku schudnięcie 30kg, nagle, sama z siebie, bez pomocy rodziców jest niepokojące i groźne dla organizmu, dla dojrzewania.
Ja w liceum niestety miałam anoreksję, miałam BMI 14,5. Sama nie wiem kiedy tak nagle schudłam, stres, poważne choroby w rodzinie zrobiły swoje, nieważne. I też nie mogę potwierdzić tego co pisze @82337 i @anonimowe. Anorektyczki bardzo często zdają sobie sprawę ze swojej choroby, tworzą społeczności w internecie, albo nawet w szkole. Rozmawiają o skutkach choroby. Ja pamięta, że zanim sama zauważyłam, że chudnę, to już wyczaiły mnie podobne koleżanki i podsyłały linki, płyty. Nie korzystałam oczywiście, ale no ciężko powiedzieć, że nie zdawałam sobie sprawy co mnie dopadło.
@82337, jak najbardziej w takiej właśnie sytuacji TRZEBA słuchać swojego dziecka. To jest choroba psychiczna, tego nie wyleczysz zmuszając kogoś do przytycia, ani farmaceutykami. Jedyny skuteczny sposób to terapia, rozmowa. Anorektyczki, jak to piszesz, manipulują, kiedy są atakowane, czują, że znalazły się w opresji, że ktoś je zmusza, ocenia, obwinia.
A niestety w kwestii leczenia anoreksji wygląda to tak jak napisała autorka. Wszyscy wmuszają ci jedzenie, w ogromnych ilościach, niezdrowe. Wgl nie uwzględniają tego, że taka osoba ma skurczony żołądek i nie jest przystosowana do jedzenia smażonych kotletów. Ostatecznie po takiej „terapii” boli cię żołądek, puchniesz, hormony ci buzują. A problem w głowie zostaje. Jesteś anorektyczką, tylko ważysz 20kg więcej, więc wszyscy się cieszą jak bardzo ci pomogli.
Gdyby autorka poszła do tego dietetyka (dobrego!) to byłoby to zdrowsze i dla jej organizmu i dla psychiki.
Niestety nikt nie chce rozmawiać z anorektyczkami, traktowane są jak głupie dziewczyny, co chcą być modelkami. Jak ktoś, kto narozrabiał, jest ciężarem, problemem i trzeba jak najszybciej przywołać go do pionu. I zamiast skupić się na sobie, na swojej połamanej psychice skupiasz się na udowadnianiu ludziom, że nie „masz dobre intencje” :(
Moja siostra miała podobną historię, tylko nasi rodzice mieli inne podejście niż ci autorki.
Nie czuła się dobrze ze swoją wagą i zaczęła się odchudzać. Zaczęła mieć problemy zdrowotne i w jakiś sposób, nie pamiętam jaki, trafiła w końcu do psychiatry i usłyszała, że ma anoreksję. Tragedia, wszyscy załamani, ale i w szoku. Dietetyk ustalił jej menu długoterminowe. I siostra sobie to sama gotowała, jadła bez problemu. Zdrowie szybko wróciło do normy, figura ją satysfakcjonowała nadal. Po jakimś czasie psychiatra przyznała, że w sumie to chyba jednak nie anoreksja i ona w zasadzie to nie była pewna, ale powiedziała, celowo jakby tak było. Mój tata zrobił jej aferę. Naprawdę ta diagnoza wprowadziła nerwową atmosferę w rodzinie, mimo wsparcia rodziców i tak popsuła na jakiś czas relacje między nimi a siostrą. Która przez cały czas od wizyty u dietetyka jadła bez żadnych problemów. W czym moja siostra po prostu jadła mniej i wykluczyła z diety mięso. Rodzice obserwowali sytuację, więc gdy pojawiły się problemy od razu zareagowali lekarzem.
Autorka być może jest anorektyczką, ale teraz jest na etapie, że właśnie chce jeść i iść do specjalisty, żeby jej przygotował dobry jadłospis. To jest najlepszy moment, by autorce naprawdę pomóc. Prosi o coś, co realnie jej pomoże, czy ma tą anoreksję, czy nie. To naprawdę dojrzałe z jej strony, że chce iść do dietetyka, żeby poradził jej, co powinna jeść. Zwłaszcza, że od razu, gdy tylko doszło do rozmowy z rodzicami powiedziała, że chce pomocy dietetyka, który pomoże jej ogarnąć zdrową wagę. Ona mi brzmi bardziej na osobę, która chciała sobie poradzić sama, ale zupełnie nie wiedziała, jak się za to zabrać i odchudzała się w najbardziej szkodliwy sposób, a potem przestała sobie z tym radzić. Wyzwiska są naprawdę świetnym motywatorem do kiepskich rozwiązań. Nie chciała już chudnąć, ale bała się, że znowu będzie gruba. Stawiam, że gdyby wylądowała od razu u dietetyka, to nawet by nie trafiła do szpitala.
@Solange, a to też ciekawa sprawa, że zepsuły im się relacje po takiej diagnozie. Masz jakieś podejrzenia czemu? Fajnie, że u Twojej siostry poszło to w dobrą stronę
@MaryL2, wiem, ale nieco trudno to wyjaśnić. Coś w stylu zaufanie do rodziców bardzo spadło, bo jednak uwierzyli w diagnozę, w końcu podał ją specjalista (teraz wiadomo, że "specjalista"). Uwierzyli to trochę za dużo powiedziane, ale przecież olanie tego było ryzykowne. Mimo wszystko brzmiało to dla nas absurdalnie, szczególnie dla mnie, w końcu to absolutnie na anoreksję nie wyglądało, ale z drugiej strony, to tak naprawdę na tym się nie znamy. No wyszło, że jednak wątpliwości były słuszne. Po wszystkim relację się naprawiły, a może tak naprawdę nic się nie popsuło, a nerwowa atmosfera po prostu sprawiła, że to tak wyglądało. Sytuacja bardzo nieprzyjemna, ale dała mi inną perspektywę na to wyznanie i przypomina mi to, jak to wyglądało u siostry, a autorka idąc tym tropem tej anorekcji może właśnie w ogóle nie mieć. W głowie jej jednak nie siedzę, ale tak czy siak ona ekspresowo potrzebuje dietetyka, który dopasuje jej dietę do jej potrzeb i figury jaką chce osiągnąć, a jeśli uzna, że to nie brzmi, jak zdrowa sylwetka, to zwróci na to uwagę. Przy anoreksji to powinna być podstawa! Poza tym rodzice autorki nie pozwolili jej sprawdzić, czy jej słowa mają pokrycie i czy są manipulacją. Wyszłoby to właśnie po konsultacjach z dietetykiem, kiedy przyszłoby do stosowania tej diety.
Ps. Siostra zrezygnowała z mięsa również dlatego, że jej nie smakowało, a dietetyk zaproponował jej jadłospis pełnowartościowy, ale wegetariański.
@MaryL2 A co do tego, że anorektyczkę boli brzuch jak zaczyna jeść. To jest niestety normalne. Im bardziej by zaczęła jeść zdrowo: dużo warzyw a już w ogóle kiszonki ciemny chleb itp tym byłoby tylko gorzej. Układ pokarmowy osoby chorej na anoreksję przeszedł bardzo dużo, pracuje dużo gorzej, bo nie trawił normalnego jedzenia w normalnych ilościach. Mikrobiota w jelitach jest nie taka jak trzeba.
Nie ma nic niezdrowego w ziemniaku i kotletach. Normalny posiłek. Byle nie jest smażonego non stop.
@MaryL2 absolutnie NIE podałam 40 kg jako przykładu lżejszej anoreksji!!
Zwróciłam uwagę jak autorka manipuluje swoją historią nie podając w ogóle swojej wagi startowej. A to może całkowicie zmienić wydźwięk tej historii i to już powoduje dla mnie, że to brzmi jak wyznanie anorektyczki, która no niestety ale manipuluje żeby osiągnąć konkretny skutek.
Polecam Ci też zainteresować się sytuacją polskie psychiatrii dziecięcej. Nie ma czegoś takiego jak "miejsca trzymane na inne choroby". Jest tak źle, że rodzice błagają w całej Polsce żeby przyjąć dziecko po próbie, bo nie ma miejsc. Niektóre szpitale potrafią nawet wstrzymać przyjęcia na oddział psychiatrii dziecięcej, bo miejsc jest 46 a i tak mają 76 pacjentów przyjętych (tak było w przypadku Wojewódzkiego Szpitala Pomorskiego w pewnym momencie) . A żeby się dostać na konsultację prywatnie do psychiatry dziecięcego się czeka miesiącami, bo w ogóle psychiatrów zajmujących się w Polsce dziećmi i młodzieżą jest na cały kraj 419.
Warto też zwrócić uwagę na jeden fakt: żeby leczyć skutecznie terapią też trzeba być w odpowiedniej formie do tego i mieć siły. Jeśli ciało jest wycieńczone terapia nie będzie skuteczna. Tak samo jeśli ktoś się zagłodzi na śmierć to też nie będzie szansy na skuteczną terapię i wyjście z choroby. Więc tak, fajnie pracować z dzieckiem. Natomiast pytanie pojawia się co zrobić jak dziecko/ nastolatka/ nastolatek waży tyle, że zagraża to jego życiu i nie ma czasu w tym momencie na wypracowanie współpracę z jego strony? Czy byście wybrali karmienie sondą i potem zmuszanie do jedzenia żeby uratować życie swojemu dziecku? Czy byście stawiali żeby nic wbrew niemu nie robić i by się skończyło to śmiercią z zagłodzenia?
Ale to nie zmienia faktu, że autorka TERAZ jeść chce, ale utrzymując obecną wagę. Skoro oczekują od niej tylko tego, że nie schudnie, to teraz już źle z jej wagą nie jest i ma po prostu jeść bez wydziwiania. Teraz jest stan autorki PO KRYZYSIE, jej waga początkowa nie ma znaczenia, skoro już jest na innym etapie niż krytycznym (inaczej by jej z oddziału nie wypuścili raczej).
Wszystko rozchodzi się o to, co dalej?
Autorka chce iść do specjalisty, który jej przygotuje jadłospis, dopasowany do jej choroby, upodobań i stylu życia (skoro chce mieć wysportowaną sylwetkę), żeby autorka nie chudła, nie tyła, ale miała wymarzoną sylwetkę - obecną. Dietetyk naprawdę nie zaprogramuje jej pod to diety, jeśli ta wymarzona sylwetka okaże się zła dla zdrowia autorki i zaproponuje lepszą. I powinno to się odbywać pod kontrolą rodziców, którzy pilnowaliby autorkę, jeśli autorka nie manipuluje, to robiłaby wszystko zgodnie z zaleceniami. Poza tym, skoro już wyszła z tego szpitala, to właśnie teraz przydała by się terapia. Teraz jest ten moment dla autorki na wypracowanie współpracy i rozmowy, ale nadal pod obeserwacją rodziców.
A i zdrowo w jej przypadku będzie znaczyło zupełnie co innego, niż przypadku twoim czy moim, co jest rzeczą normalną. Właśnie od tego jest dietetyk, żeby ocenić jej stan z punktu widzenia jej ciała, a nie psychiki, bo w przypadku anoreksji to powinno się uzupełniać. Nie bez powodu moja siostra, po (fałszywej, ale jednak) diagnozie trafiła właśnie tam. I prośba autorki o pójście do dietetyka była bardzo sensowna, a jej odmowa zwiększa właśnie ryzyko powrotu do stanu krytycznego.
I pytanie:
Jeśli jej stan zdrowia byłby tragiczny, zagrażający życiu, to czy nie otrzymałaby sensowniejszej pomocy w zwykłym szpitalu na odpowiednim oddziale, potem trafiając do psychiatry i dietetyka lub szpitala psychiatrycznego, a potem dietetyka? To pytam z ciekawości, bo u mojej siostry była właśnie droga lekarz -> psychiatra -> dietetyk (choć obyło się bez szpitali).
Mi to brzmi bardziej na sytuacje, w której rodzice zauważyli problem po 30kg (gdzie byli wcześniej?), córka w stanie krytycznym bądź nie (nie wiemy, faktycznie) trafiła do szpitala psychiatrycznego, gdzie wmusili w nią jedzenie (co być może było konieczne, nie przeczę!) i zamknęli temat. A autorka nie wie, co robić dalej, psychika dalej nie naprawiona tylko ciało, które jej się podoba, z którym ją zostawili po wszystkim, a ona nie chce go stracić. No terapia i dietetyk w takiej sytuacji to powinna być podstawa!
Moi rodzice natomiast byli zainteresowani odchudzaniem siostry, gdy pojawiły się problemy poszli do lekarza, trafili do psychiatry, tam pojawiła się diagnoza, dalej dietetyk i dalej psychiatra. Wyszło, co wyszło, ale z diety była akurat zadowolona, wagę zachowała, jaką chciała, wyniki wychodzą dobre.
@Solange oczywiście, że jej waga startowa ma znaczenie i aktualna waga. Bo jak dziewczyna ważyła 32 kg i teraz doszła po przytyciu do 40 kg i to już jej życiu nie zagraża więc ją wypuścili ze szpitala to jest inna sytuacja niż kiedy ją wypuścili ze szpitala kiedy ważyła 52 kg (oczywiście do tego trzeba by patrzeć na wzrost, a jego też nie znamy). Brak podania wagi to prosta sztuczka manipulacyjna. Dziewczyna spełnia kryteria anoreksji nawet teraz jak "chce jeść", bo nadal pisze, że boi się przytyć (to jest jedno z kryteriów anoreksji), ograniczanie jedzenia było - kolejny objaw anoreksji. Powiedzmy sobie szczerze, że rosnąca nastolatka też potrzebuje składników odżywczych, bo jej ciało się rozwija i nie ma nic złego w tym żeby zjadła ziemniaki i kotleta a tu jest ciągłe pisanie w wyznaniu jak od ziemniaków i kotleta ona się robi gruba - tu zakładam, że mamy kolejny objaw anoreksji: zaburzony obraz swojego ciała.
A teraz po powrocie ze szpitala dziewczyna chce wykorzystać sposób najprawdopodobniej innej pacjentki chorej na anoreksję czyli ćwiczenia. Niektóre anorektyczki się katują ćwiczeniami. To jest klasyczne zagranie z repertuaru anoreksji : wycieńczające organizm ćwiczenia. Nie dziwię się wcale, że bardzo źle zareagowano na tę wieść o ćwiczeniach, bo to znane specjalistom zagranie. A to "Postanowiłam poradzić sobie sama, w internecie poszukałam diety, która sprzyjała budowie tkanki mięśniowej i nieodkładaniu się tłuszczu" - dziewczyna 14-letnia nie może sobie pozwolić na brak tłuszczu, bo jej ciało nie będzie w stanie się rozwijać prawidłowo. Żeby miesiączkować nie można być zbyt chudym, ciało kobiety do prawidłowego funkcjonowania potrzebuje pewnej ilości tłuszczu.
Co do zauważania schudnięcia 30 kg - może dziewczyna nosiła workowate ciuchy, rodzice pracowali całymi dniami, mijali się i nie zauważyli, albo myśleli początkowo, że to zmiany wynikające z dorastania a potem nie potrafili sami tego ogarnąć? Rodzice naprawdę potrafią robić głupoty w tym temacie i nie potrafić zareagować.
Ale co to wszystko zmienia w kontekście dietetyka? Bo może ten kotlet i ziemniaki faktycznie jej nie służą? Piszesz, że brakuje informacji o wadze i wzroście, ale żadne z nas nie jest lekarzem. Dla nas nie ma to znaczenia, ale dla specjalisty już tak. Więc dlaczego nie może do niego iść? Nie znamy wyników, nie wiemy nic. I do dietetyka trafić powinna, bo karmienie jej teraz czymś totalnie losowym jej nie pomoże. Powinna wiedzieć dokładnie co i ile jeść, na ile ćwiczeń może sobie pozwolić i jakich. To informacje także dla jej rodziców, bo ułatwią zdrową kontrolę nad sytuacją. Nawet jeśli autorka nie usłyszy tego, co chce usłyszeć. Ja nie twierdzę, że autorka chora nie jest. Ja twierdzę, że dietetyk i terapia to podstawa w jej sytuacji! W tej sytuacji, gdy wyszła ze szpitala i jej waga nie zagraża już życiu, więc czas na pracę nad paychiką i zdrowym odżywianiem dopasowanym do jej stanu.
I pytanie brzmi: na pewno chodzi o strach przed samym przytyciem? Czy może przed wyzwiskami, które temu towarzyszyły? To kolejny problem do ogarnięcia.
Co ty radzisz? Kazać się zamknąć i jeść? Grozić je psychiatrykiem? Bo to jej na dłuższą metę nie pomoże, a wręcz nauczy kombinować i oszukiwać.
@Solange kiedy dla mnie jej wzrost i waga ma znaczenie. Bo inaczej wygląda sytuacja dla dziewczyny mającej 160 cm i 40 kg wzrostu, która chce ćwiczyć żeby mieć "sportową sylwetkę" a właśnie w szpitalu psychiatrycznym przytyła 8 kg i nie chce żeby jej tłuszczu przybyło. A inaczej wygląda sytuacja dla kogoś kto ma 160 cm i 50 kg. I mówimy o sytuacji typowo zdrowotnej.
Żadna anorektyczka nie powinna wykonywać intensywnych ćwiczeń. Tym bardziej po przymusowym dożywianiu w szpitalu. To akurat nie jest żadna zagadka. Już nie mówiąc o tym, że dla ciała to jest ogromny stres schudnąć 30 kg, potem przytyć. Nie ma mowy żeby dowalić mu jeszcze intensywnymi ćwiczeniami.
Nie neguję samego pójścia do dietetyka. Neguję łykanie opowieści tej dziewczyny bez żadnej dozy krytycyzmu i mówienie, że jej waga nie ma znaczenia. A Twój argument, że "nie jesteśmy lekarzami" jest dość zabawny w kontekście tego, że zarzucałaś sama rodzicom jak mogli nie zauważyć, że córka schudła 30 kg. No może nie byli lekarzami to nie zdiagnozowali problemu, że tak powiem używając Twojego argumentu.
Ale ja nie łykam jej historii. Mając za to w rodzinie podobną wiem, że nie wszystko jest takie jak się wydaje na pierwszy rzut oka. To historia obcego, nieznanego nam człowieka, który może kłamać, ale też mówić prawdę, może manipulować, ale nie musi.
A co jeśli jest w takiej sytuacji, jak moja siostra? Bo jej wcisnęli chorobę, bo też tylko chciała schudnąć i utrzymać wagę, a przy tym pojawiły się problemy z organizmem.
A dietetyk jej przecież by powiedział, jeśli (intensywne lub jakiekolwiek) ćwiczenia byłoby dla niej szkodliwe.
A jej waga nie ma znaczenia DLA NAS, dla naszych komentarzy, bo i tak nas nie posłuchałaby, gdyby było z nią źle, i tak jej nie wyleczymy, bo lekarzami nie jesteśmy, wyników ani badań nie znamy. Jesteśmy anonimowymi randomami z internetu dla niej. Jej waga ma znaczenie dla niej, jej rodziców, lekarzy. Nam absolutnie różnicy to nie zrobi. A przynajmniej mi, ponieważ dietektyka poparłabym tak niezależne od jej stanu zdrowia, a to dietektyka historia dotyczy przecież, że chce do niego autorka iść.
Natomiast rodzice mają obowiązek opieki nad nią, oni powinni zwracać uwagę na takie rzeczy, bo i tak z nimi musi dziecko iść do tego lekarza! Nie porównuj nas (anonimowych randomów z internetu!) do rodziców, którzy nie zauważyli problemu.
Jeśli zaczęła się inaczej ubierać, to zwrócić uwagę na zmianę (nawet neutralnie czy pozytywnie, "oo, teraz wolisz takie ubrania?" I pociągnąć temat").
Zresztą po twarzy nawet widać spadek wagi. Przypadkiem schudłam kilka kilogramów, a koleżanka w pracy zauważyłam szybciej ode mnie, a jestem poukrywana tam pod kocem i szalem.
I ja rozumiem, że nie jest łatwo, bo praca i inne zajęcia, ale na dziecko trzeba zwracać uwagę, bo nawet jeśli problemu się nie uniknie, to chociaż szybciej się go wyłapie. Nie obwiniam ich przy tym, o to, że nie zauważyli, to po prostu fakt. Ale jak na litość boską można odmawiać dziecku pójście do specjalisty? Jeszcze związanego z problemem, z jakim boryka się dziecko.
@Solange dietetyk nie jest lekarzem. Dietetyki nie trzeba nawet studiować na uczelni medycznej, można się jej uczyć na uniwersytecie przyrodniczym (tak jak weterynarię albo rolnictwo) albo na zwykłym uniwersytecie jak polonistykę. W przypadku anoreksji to akurat należy słuchać zaleceń psychiatry co do ruchu, bo on jest lekarzem prowadzącym.
W przypadku Twojej siostry trzeba było złożyć skargę do lekarza do Izby Lekarskiej. Ale nie każdy przypadek jest przypadkiem Twojej siostry.
I dla mnie jej waga ma znaczenie. Wiem, że nie posłuchałaby ale nie zamierzam utwierdzać chorej dziewczyny w jej chorobie.