#ytOpO

Będąc za granicą, wybrałam się zwiedzić jakieś nowe miasto. Po kilometrach łażenia zachciało mi się siku, po drodze widziałam toaletę miejską, więc wróciłam w to miejsce — toaleta czynna do godziny 12:00. Była 12:08. Wiedziałam, że długo nie wytrzymam, a że w niedziele wszystko tu pozamykane, postanowiłam wracać na pociąg (w pociągach są kibelki). Miałam mało czasu, więc zaczęłam biegiem lecieć na małą podmiejską stacyjkę tylko po to, by zobaczyć tył mojego odjeżdżającego pociągu. Następny za godzinę...

Usiadłam na ławce na peronie i zaczęłam kombinować: dookoła mnie kilka niewielkich krzaków, jakieś małe drzewko, jakiś mały budyneczek chyba ze stacją trafo, który też na niewiele mi się zdał, bo po obu stronach miał ulicę i ciągle ktoś albo przejeżdżał, albo przechodził z jednej i z drugiej strony. Na peronie nikogo, ale przechodnie na pewno by mnie widzieli, gdybym zaczęła sikać na peronie. Nie miałam wyjścia, wzięłam szalik i zwinięty włożyłam w spodnie i siedząc, popuszczałam troszeczkę, żeby choć trochę uwolnić pęcherz.

Kiedy w końcu przestałam czuć bolesna parcie, postanowiłam połazić trochę w oczekiwaniu na pociąg. Zbliżyłam się do domniemanej stacji trafo... a ta okazała się toaletą.
JoseLuisDiez Odpowiedz

Nawet w mniej cywilizowanych krajach na stacjach kolejowych są kible. Osobną kwestią jest ich stan.

Dodaj anonimowe wyznanie