Pracowałam kiedyś w restauracji. Najgorszy był maj i czas komunii. Jak to bywa w większości tego typu knajp, jest kilka rodzin na jednej sali, oddzielonych parawanami. Dzieciaki, wiadomo – biegają, piszczą, zaglądają na kuchnię. Łeb mi pęka, plecy też... W takiej chwili zawsze modliłam się o koniec zmiany... I nie tylko. Zawsze, ale to zawsze, wyobrażałam sobie, jak jakiś gówniak dostaje drzwiami od kelnera albo ja któremuś podstawiam nogę, kiedy biegnie.
Niefajnie, wiem, ale co ja zrobię, że nie lubię krzyczących dzieci?
Dodaj anonimowe wyznanie
Pracowałem kiedyś w hotelu nastawionym na pobyty rodzin z dziećmi. Wrzeszczące bachory były jednym z powodów, dlaczego odszedłem.
One też Cię nie lubią - dlatego tak krzyczą 🤣