W gimnazjum miałam otyłego wychowawcę, którego cała klasa nazywała Boczkiem. Moja mama miała się kiedyś zgłosić na spotkanie z nim i w pokoju nauczycielskim uparcie prosiła o zawołanie pana Boczka. Dowiedziała się, że nikogo takiego nie ma. Jakiś czas później nauczyciel zadzwonił do niej z pretensjami, że nie stawiła się na spotkaniu. Po dłuższej dyskusji wyjaśniono kwestię nazwiska.
Od tej pory na wywiadówki chodził tylko ojciec :)
Dodaj anonimowe wyznanie
Nierealne. Powiedziałaby w tym pokoju że chodzi o wychowawcę jej córki z klasy takiej a takiej. Śmieszna historia, ale nigdy się nie zdarzyła.
Dokładnie. Poza tym pierwsze, o co by spytała dziecka, po usłyszeniu nazwiska „Boczek”, to czy on się naprawdę tak nazywa.
Poza tym na początku września są wywiadówki i rodzice wiedzą, jak się nazywają nauczyciele dzieci. A już na pewno jak się nazywa wychowawca.
Dziecko mogłoby potwierdzić, że się tak nazywa. Dla żartu.
Pierwsze spotkanie w szkole odbywa się między rodzicami i wychowawcą.
Na tym zakończę.