#y36i5

Mam stwierdzoną tokofobię. Ciągłe znerwicowanie i strach utrudniają życie, zwłaszcza jeśli chodzi o sferę publiczną. Jakiekolwiek wyjścia na basen, skorzystanie z publicznych czy nawet domowych toalet, przymierzanie ubrań, bielizny, a nawet noszenie podpasek czy tamponów to katorga. Bez przerwy mam wrażenie, że na czymś może być sperma i chociaż racjonalnie wiem, że zapłodnienie w takiej sytuacji jest niemożliwe, panicznie się boję. W ciągu tych dwudziestu paru lat jakoś się przyzwyczaiłam, chodzę do psychologa, na "niebezpieczne wyjścia" się nie godzę, ubrania piorę po kilka razy, podpaski zamieniłam na kubeczek i stres jest nieco mniejszy. Mam męża od czterech lat, brałam tabletki antykoncepcyjne, używaliśmy prezerwatyw, ogółem w miarę się ogarnęłam.

Trzy lata temu Luby oznajmił, że chciałby zostać ojcem. Pomyślałam, że może to dobry pomysł, umówiłam z psychologiem sesje na okres ciąży. Pierwsze starania o dziecko skończyły się na niczym, bo uciekałam w ostatniej chwili. W końcu, po wielu próbach, udało się. Ciąża trwała w najlepsze, mąż zadowolony, rodzina mnie chwaliła i tylko ja czułam się okropnie. Miałam wrażenie, że byłam postrzegana jako maszynka do spełniania zachcianek, sama dla siebie byłam jak inkubator. W czwartym miesiącu poroniłam, ze stresu. Moja psychika podupadła do tego stopnia, że trafiłam do psychiatry. Wtedy też razem stwierdziliśmy, iż najlepszym wyjściem będzie adopcja. Zgodziłam się i po powrocie do stanu, w którym mogłam zrobić więcej niż wstać, zjeść i wrócić do łóżka, złożyliśmy wniosek. Tym sposobem pod nasze skrzydła trafił maleńki aniołek.

Dziewczynka obecnie ma roczek, a my staramy się jak możemy, żeby zapewnić jej jak najlepsze warunki. Jedynym problemem są komentarze od rodziny czy znajomych. Od teściów ciągle słyszę, że mogłam nie wydziwiać i urodzić jak każda kobieta, bo mąż teraz się opiekuje "cudzą robotą", koleżanki żartują, że taka ze mnie matka, a przewijam sierotę. Najsmutniejsze są jednak słowa starszych pań, które niby niechcący wtrącają, że dziecko będzie skrzywione bez biologicznych rodziców.
Małą zajmuję się jak tylko potrafię i nie przeszkadza mi, że nie jest ze mną spokrewniona. Kocham tę kruszynkę i nie mam zamiaru jej zostawić, jednak bezustanne plotki są irytujące.
Ultraviolett Odpowiedz

Dziecko bedzie skrzywione przez brak witaminy D a nie biologicznych rodzicow.
Choc mozna temu zapobiec.
Tak samo nalezy postepowac z ludzmi. Korzystny wplyw dopuszczac, niekorzystny odsuwac.

Czaroit Odpowiedz

Głupota, wpierdalactwo i zwykłe chamstwo. Teściowa to obleśne babsko i powinniście z mężem ustawić ją do pionu. Natomiast koleżankom powiedziałabym wprost, że sobie takich uwag nie życzę. A moje dziecko ma dwoje kochających rodziców.
Gdyby nie poskutkowało, zakończyłabym znajomość.
Fora ze dwora.

AnonimADHD

Teściowa ma rację!
Twój Mąż wychowuje nie swoją krew!
Ty Mu powinnaś Urodzić Dziecko!

Dragomir Odpowiedz

Ja chyba mam tiktokofobię.

Dodaj anonimowe wyznanie