#xgvuc
Z czasem coraz ciężej mi wytrzymać. Zdarza mi się być agresywnym i nie wiem co na to poradzić. Później jestem w stanie przez trzy dni wymiotować po każdym posiłku z samego obrzydzenia sobą. Chciałbym choć w najmniejszym stopniu siebie akceptować. Chciałbym mieć męskie ciało. Od roku jestem na tabletkach antydepresyjnych i chodzę na terapię, ale wciąż z dnia na dzień mam mniejsze chęci do życia. Niby za kilka dni idę do seksuologa, ale diagnoza sama w sobie też trochę trwa, a ja nie wiem, jak długo wytrzymam.
Po co to piszę? Nie, nie dla atencji i nie chcę żadnych rad. Po prostu nie umiem już trzymać tego w sobie, a nie za bardzo chcę martwić moich znajomych.
Szczerze mówiąc, nie rozumiem tego. Nie, że nieakceptuję, tylko nie rozumiem jak zaimki mogą wpłynąć w takim stopniu na psychikę. Wydaje mi się, że gdyby się do mnie zwracano jak do kobiety, miałbym wywalone. No bo jakie to ma właściwie znaczenie? Jeśli możesz być sobą, zachowywać się jak chcesz, mówić jak chcesz i ubierać się jak chcesz a społeczeństwo to akceptuje to genialnie, tak powinno być. Jeśli do tego dochodzi jedynie zwracanie się niewłaściwym zaimkiem i Ty się chcesz zabijać, to może to nie jest powód. Może po prostu lubisz robić z siebie ofiarę. Cecha znana wśród młodzieży płci wszelakich.
NieChceLoginu
Ja z kolei rozumiem doskonale. Jednak uważam, że problem jest dużo głębszy, niż te nieszczęsne zaimki. I dotyczy kompletnego braku akceptacji siebie, co zresztą autor wyraźnie napisał.
Jeśli ktoś brzydzi się siebie, to zawsze znajdzie powód do karania i krzywdzenia siebie na wszelkie możliwe sposoby. Depresja jest tu oczywiście w pakiecie.
Dlatego moje zdanie jest takie, że NAJPIERW powinno się wyleczyć psychikę, uzdrowić traumy, nauczyć się pracy z emocjami - a dopiero potem rozważać tranzycję. W odwrotnym przypadku tranzycja przynosi jedynie rozczarowania i frustracje, bo wbrew oczekiwaniom nie okazuje się cudownym rozwiązaniem problemów emocjonalnych. Płeć zmieniona a nienawiść do siebie nadal w człowieku tkwi...
Dodatkowo mamy tu ogromne zmiany hormonalne, niesamowicie silnie wpływające na umysł. Czyli idealny przepis na katastrofę.
Rzecz w tym, że problem osób trans nie zaczyna się wcale w ciele. Takie ciało funkcjonuje sprawnie, to psychika ma z nim problem. To ona nie może pogodzić się z obecną płcią. Dlatego to tu problem powinien być najpierw uzdrowiony. Bo nienawiść do swojego ciała, wstręt, uczucie uwięzienia w nim - to wszystko są EMOCJE. A emocje nie mieszkają w narządach. Dlatego obcięcie penisa nie jest równoznaczne z odcięciem całej nienawiści do siebie. Penisa brak a nienawiść jak była, tak jest. Stąd tak wiele rozczarowań po tranzycji.
Całego tego cierpienia związanego z tranzycją można by było uniknąć, gdyby zacząć od uwolnienia traum i bezwarunkowego pokochania siebie. Wówczas tranzycja byłaby tylko kolejnym krokiem do pełnego, swobodnego wyrażania siebie, a nie ostatnią deską ratunkową dla potężnie cierpiącej psychiki.
Czaroit może źle to ująłem. Rozumiem problemy osób trans (pewnie powierzchownie, ale jednak). Tyle, że wyznanie jest tu opisane tak, jakby katalizatorem były te nieszczęsne zaimki. Nie brak akceptacji ojca a to, że ktoś się zwraca jak do dziewczyny. Dopiero po tym nadchodzi wzmożone obrzydzenie do siebie itd. I tego nie rozumiem. To jest naprawdę błaha sprawa. To tak jakby kobiety miały się ciąć, bo ktoś nie używa feminatywów. Wygląda na to, że autor osiągnął niemal pełną akceptację, tylko babcia i nauczyciele nie mogą się przestawić w mowie, więc on będzie się zabijał. Nie sądzisz, że to gruba przesada i on po prostu chce być w takim stanie więc czepił się ostatniej możliwości żeby zrobić z siebie ofiarę? Tak właśnie działają mózgi młodzieży. Młodzież przeżywa największe dramaty, cierpi jak nikt nigdy nie cierpiał i jest niezrozumiana w stopniu, w którym nigdy nikt nie był. Wiem, przerabiałem ;) Problem w tym, że trzeba znaleźć złoty środek między głaskaniem po głowie a potrząśnięciem delikatnie, bo odchyły w obie strony są-jak zawsze- szkodliwe.
NieChceLoginu
Rozumiem Twój punkt widzenia. A ja widzę to tak: Te zaimki są tylko wyzwalaczem tego, co w autorze tkwi. Wytrychem, otwierającym drzwi do całej tej nienawiści w sobie.
Zdrowy nastolatek, kochany przez rodziców, szanowany, uznawany, nie ma potrzeby wymiotować z obrzydzenia sobą. Nie ważne, jak bardzo hormony mu walą na mózg, on tego nie poczuje, gdy nienawiści do siebie w nim NIE MA.
Tylko ten, kto już ją w sobie nosi, może ją odczuć przy jakiejś okazji. A te okazje dla każdego będą inne, w zależności od przeżytych traum i obecnych problemów. Dla nastolatka trans to będą zaimki. Dla kogoś innego to może być krzywe spojrzenie nauczyciela albo złośliwy komentarz kolegi o grubej/chudej dupie, czy czymkolwiek innym.
I zgadzam się, że nastolatki są nadreaktywne, egzaltowane, przewrażliwione itd. Jednak nie do tego stopnia, by wymiotować z nienawiści do siebie. Za tym stoi bardzo poważna rana i cierpienie, których absolutnie nie wolno bagatelizować.
Egzaltowane nastolatki robiąc z siebie ofiarę muszą mieć publiczność. Ich dramat jest zawsze na pokaz, a ich emocje są płytkie i zmieniają się co 5 minut.
Ten, kto cierpi naprawdę, publiczności nie potrzebuje. A autor jest od roku na lekach antydepresyjnych, chodzi na terapię. To nie jest głupiutki nastolatek, który z nudów szuka atencji.
Ale problem w tym, że jeśli ktoś zwraca się do ciebie innymi zaimkami, to właśnie świadczy o tym, że nie ackeptuje tego, kim jesteś. W akceptacji nie chodzi o to, co kto mówi, bo powiedzieć "akceptuję cię" jest łatwo. Tu chodzi o to, jak ta osoba cię traktuje, czy szanuje twoje prośby i potrzeby.
1. Płci nie określa to kim się ktoś czuje czy też nie czuje, to informacja zapisana w chromosomach.
2. Istnieją wady chromosomów. Wtedy można jak najbardziej powiedzieć o problemie natury somatycznej.
3. Istnieją też problemy natury psychicznej, a jednym z nich jest nieumiejętność pogodzenia się z różnymi ważnymi dla nas rzeczami. Z odejściem, stratą kogoś bliskiego, z jakimś traumatycznym przeżyciem, z naszą tożsamością (jak w wyznaniu). To problem natury psychicznej i magiczne powiedzenie przed lustrem sto razy "jestem chłopakiem" nie sprawi, że tak się stanie.
4. Doczepię się spraw genitalnych, z lekką drwiną: jeżeli czyjejś tożsamości nie określają genitalia, to dlaczego transwestyci zmieniają je?
Pani Batory, jeśli założenie jest błędne, to wynik też nie będzie prawidłowy. Twoje założenie jest takie, że inni nie akceptują tego, kim autor/autorka jest. A tak naprawdę to autor/ka nie akceptuje tego, kim sam/a jest i chce na siłę poprawiać naturę. Rozumiem że jest to jej osobisty dramat, ale powtórzę że dużo lepiej byście wyszli na odcięciu literek na prawo od "B".
Płeć biologiczną nie określają tylko chromosomy, ale też gonady i genitalia. Nikt się nie kłóci, że biologicznie mamy dwie płcie i nikt nie twierdzi, że BIOLOGICZNYCH płci jest więcej. Ale nauka już na tyle się rozwinęła, że obecnie wiemy, że posiadamy jeszcze mózg, a co za tym idzie - psychikę. I że jest coś takiego jak płeć psychologiczna, która może się zgadzać z tą biologiczną, ale nie musi.
Wiemy też, że to co się dzieje w naszym mózgu niekoniecznie musi korespondować z naszym ciałem i biologią i niekoniecznie to z mózgiem jest coś nie tak. Jeśli czujesz, że jest ci zimno, to się ubierasz. Jeśli czujesz, że jest ci ciepło, to się rozbierasz. Jeśli czujesz ból, to go uśmierzasz i szukasz jego źródła w ciele. Nie idziesz na terapię, by nauczyć się akceptować ciepło, zimno czy ból. Mamy całe mnóstwo przykładów, gdy mózg wysyła nam sygnał, że coś jest nie tak z naszym ciałem i trzeba to naprawić. Dlaczego więc tak trudno jest wam zaakceptować, że mózg mózg wysyłać niektórym ludziom sygnał, że ich chromosomy, gonady czy genitalia są źle ukształtwone/wytworzone?
Skoro chromosomy mogą ulegać mutacjom, co sam napisałeś w punkcie 2, to czemu nie możesz zaakceptować, że z chromosomami określającymi określającymi płeć coś poszło nie tak i tam, gdzie powinno być XX zrobiło się XY lub na odwrót?
Skoro gonady mogą źle funkcjonować (np. dysgenezja gonad), to dlaczego nie mogą być też nieprawidłowo wytworzone?
I wreszcie, skoro dobrze wiemy, że z genitaliami też bywają problemy, bo np. rodzą się osoby z podwójnymi, czyli tzw. obojnaki, to dlaczego nie jesteście w stanie zrozumieć, że równie dobrze komuś mogą wykształcić się całkowicie złe genitalia?
Ludzie, macie tyle przykładów na to, że biologia nie zawsze działa tak jak powinna, a i tak niektóre rzeczy wykraczają poza wasze zdolności poznawcze.
Jakoś nikt nie kwestionuje, że zespół Downa powstaje w wyniku aberracji chromosomowej, ale już aberracja chromosomów określających płeć jest dla was niemożliwa do zaakceptowania.
W punkcie 3 porównujesz ze sobą czynniki zewnętrzne (odejście kogoś bliskiego, traumatyczne przeżycie) z czynnikami wewnętrznymi (własna tożsamość), co jest błędem, a jak sam napisałeś, gdy założenie jest błędne, to wynik też nie będzie prawidłowy. Nie można porównywać ze sobą czynników zewnętrznych i wewnętrznych, bo moją one zupełnie inne podłoże i w inny sposób oddziałują na psychikę. Nie zmienisz tego, że ktoś umarł czy spotkało cię coś traumatycznego, terapia w takich przypadkach jest jedyną opcją. Natomiast korektę płci robią tysiące osób i żyją po niej normalnie, a ich dysforia płciowa znika. Jest to uznane za skuteczny sposób leczenia, bo wielu osobom pomogło. Ty nie możesz negować tego, że ludzie po tranzycji odzyskują swoje życie i w końcu są szczęśliwi, tylko dlatego, że tobie to nie pasuje.
Twój 4 punkt też zawiera błędne założenie. Genitalia są jednym z czynników określających płeć biologiczną. Ale genitalia mogą zostać źle wykształcone, o czym już pisałam i po prostu nie współgrać z płcią psychologiczną. I wtedy można je zmienić.
Jeśli chodzi o transpłciowość, to nie można powiedzieć, że sama w sobie jest chorobą czy zaburzeniem, bo nie tak klasyfikuje się choroby i zaburzenia. Żadne zjawisko nie może być chorobą samą w sobie, musi wykazywać negatywne objawy somatyczne lub psychiczne. Przy transpłciowości zaburzeniem jest dysforia płciowa, której jedynym obecnie znanym sposobem leczenia jest tranzycja. Ale nie każda osoba trans doświadcza dysforii płciowej. Czyli tu chodzi o to, o czym napisałeś w 4 punkcie. Nie wszyscy transwestyci zmieniają wygląd narządów płciowych, bo nie wszyscy odczuwają z nimi dyskomfort, czyli tę dysforię płciową. A dlaczego niektórzy zmieniają? Właśnie dlatego, że cierpią na dysforię płciową, która już jest klasyfikowana jako zaburzenie. Natomiast samo czucie się osobą innej płci nie niesie ze sobą kompletnie żadnych negatywnych objawów, więc nie może być chorobą. A skoro te osoby po prostu sobie żyją, nie odczuwają bólu w związku ze swoją transeskualnością, nie słyszą głosów, których nie ma, nie cierpią psychicznie z tego powodu, nie wypadają im włosy, nie mają wysypki, nie gorączkują, nie kaszlą, a badania krwi są w normie, to na jakiej podstawie określasz to jako chorobę? Poza swoimi własnymi poglądami oczywiście. Jeśli podasz mi jeden sensowny argument wskazujący na to, że transpłciowość jest zaburzeniem, to przyznam ci rację. Od razu uprzedzając, "bo to nienormalne", "bo są mniejszością", "bo facet to facet a baba to baba" i podobne tego typu, to nie argumenty.
Musi być jakiś, choć jeden, negatywny objaw psychiczny lub somatyczny, który dotyczy całej grupy trans. Czucie się jakąś konkretną płcią samo w sobie zaburzeniem być nie może. Bo chyba ty czujesz się mężczyzną i nie świadczy to o twoim zaburzeniu, prawda? Ja czuję się kobietą i w żadnym wypadku nie jestem zaburzona. Więc skoro ustaliliśmy już, że samo czucie przynależności do konkretnej płci zaburzeniem nie jest, a także, że chromosomy, gonady i genitalia mogą ulegać mutacjom i być wadliwe, to musisz mieć jakiś inny argument.
W pierwszym komentarzu miało być "że mózg może"*
Po tranzycji wiele osób żałuję co zrobiła, ale jest za późno, tak samo te osoby tracą płodność. Dobrze poszukać na prawdę dobrego specjalisty, który za priorytet uzna uznanie płci z którą się urodziło. Na serio nie chcę Ci zrobić na złość tym komentarzem ale przed jakimikolwiek operacjami warto to rozważyć.
Podaj mi oficjalne statystyki mówiące że wiele osób żałuje tranzycji. Kiedyś znalazłam stronę ze zdjęciami osób trans, które ponoć żałowały. Tylko dziwnym trafem wszystkie te osoby to były trans mężczyźni. Nie wszystkie osoby trans tracą płodność, bo nie każda osoba trans decyduje się na wycięcie narządów rozrodczych (a jeśli się decyduje, to zdaje sobie sprawę, że po tym już nie będzie mogła mieć biologicznych dzieci). Stąd są przypadki trans mężczyzn, którzy zaszli w ciążę i urodzili. Oczywiście w przypadku trans mężczyzny zajście w ciążę nie wygląda jak u cis kobiety, tylko taki mężczyzna najpierw musi przestać brać hormony, poczekać aż wróci mu okres, a i powrót okresu nie gwarantuje od razu, że zajdzie w ciążę. To w takim razie podaj namiary na tego ,,na prawdę (to się pisze razem tak swoją drogą) dobrego specjalisty", bo jakoś mimo wielu lat prób stosowania różnych metod, żaden psychiatra nie odkrył innego skutecznego leczeni dysforii płciowej niż tranzycja, a jestem pewna że zarówno autor, jak i wiele innych osób trans zamiast tranzycji, która jak każda operacja niesie ze sobą ryzyko, woleliby żeby coś mogło im pomóc sprawić, że będą się czuli na płeć przypisaną im przy urodzeniu.
Diddl oficjalne statystyki gdzieś tam istnieją ale to na zasadzie sondaży wyborczych czy opinii publicznej na jakiś temat niby statystyki są ale nie od większości Polaków. Jest dużo osób, które żałują tranzycji można o nich poczytać i takich ewentualności nie można pomijać. A specjaliści najpierw powinni próbować te osoby jakoś obserwować i jakoś próbować ich przekonywać o swojej płci biologicznej, a nie na dzień dobry nieodwracalna tranzycja.
Wiesz że nie tego dotyczy post? A autorowi współczuję
3210
Dotyczy, bo jest to rada dla osób nie akceptujących płci. Również współczuję
@Bannon, ci specjaliści nie dostaną ani centa za gadanie, ale za terapię hormonalną i ingerencję chirurgiczną, a także farmaceutyczną już jak najbardziej. Rozumiesz już dlaczego jest tak jak jest.
Dragomir, takie osoby powinny też być pod opieką psychologa i ważne jakie będzie miał nastawienie do tej sprawy.
Jesteś dziewczyną i będziesz zawsze dziewczyną, bo nie masz męskich chromosomów. Możesz zrobić sobie operacje plastyczne i brać hormony, ale to będzie tylko lepsza wersja przyklejonej sztucznej brody. I nie możesz zmusić nikogo, by mówił o tobie on, bo to nie do ciebie mówi i jak w ogóle zamierzasz kontrolować, co ludzie mówią o tobie?
Sprawa jest banalna.
Ściągasz majtki, patrzysz co tam masz i już wiesz jakich zaimków używać.
Już rozumiem że ludzie mylą "wsiąść" i "wziąć", "poszłem" i "przyszłem", ale żeby się mylić i nie wiedzieć jakimi zaimkami określać własną osoba. Łolaboga co za czasy. Dysleksja jak nic.
Kolejne wynanie pod gownoburze. Napisz jeszcze o tym ze zrobiłoś sadomaso gangbang z menelami w melinie.
Kolejny przykład na to, że problem z tranzycją to nie niewłaściwe ciało, a coś nie halo z głową.
Proponujesz zatem nagiąć głowę do ciała?
Nie mam propozycji, ale tylko sugeruję by nie traktować chorych psychicznie na poważnie. Jak ktoś ma osobowość mogą to każdy powie co najwyżej - "tak taaak, a teraz juz weź leki". Jak ktoś się czuje kimś kim nie jest, to wszyscy boją się odezwać, żeby nie dostać łatki "foba". A potem jakieś zwykłe gejosy płaczą bo ktoś ich nie toleruje...i tak będzie, dopóki nie odetna sami literek na prawo od B w swoim skrócie.
Na to nie ma leków, więc pozostaje zamknięcie. Później zacznie się dyskusja o kosztach a jeszcze później propozycje ostatecznego rozwiązania problemu.
To już było. Najwyraźniej zbyt dużo czasu spędziłeś w Niemczech.
Zupełnie off wkleję tu piękny cytat z filmu "Tar", z rozmowy (filmowej) sławnej dyrygentki ze studentem, który nie uznaje muzyki Bacha.
"- Czy kiedykolwiek grałeś, lub dyrygowałeś utworem Bacha?
- Jako Afroamerykanin o niezdefiniowanej identyfikacji płciowej, powiedziałbym, że mizoginistyczny życiorys Bacha uniemożliwia mi traktowanie jego muzyki poważnie."
I dla mnie jest to jedno z najlepszych podsumowań "sensów i bezsensów" współczesnego widzenia świata.
Staram się jak mogę.... ale chyba już niezbyt mi się chce nadążać.
Jeżeli są niegroźni dla innych, nie ma potrzeby nikogo zamykać. Po prostu traktować jako swoisty folklor, nie promować w mediach, nie zapraszać do programów, nie obsadzać na siłę w filmach...
Z całą pewnością problem z akceptacją siebie zaczyna się od głowy. Skąd dokładnie w przypadku osób trans pewnie nikt jeszcze do końca nie wyjaśnił, aczkolwiek nie sprawdzałam. Natomiast spłycanie tego do "coś nie halo z głową" jest dokładnie spłycaniem.
To nie jest spłycenie, a raczej wskazanie kierunku gdzie nie znajdzie się przyczyny ani rozwiązania problemu - bo nie ma go w ciele, a w głowie i tam należy szukać. Nie probuj być taki bułkę przez bibułkę, bo właśnie napisałeś to samo co ja tylko tak, że niby delikatnie a ja się nie siliłem na eufemizmy. Wyszło na jedno. Problem leży w psychice, nie w somatyce więc okaleczanie somatyczne przyniesie w najlepszym wypadku zero efektu, a często przynosi efekty ujemne.