Zachorowałam. Na tyle poważnie, że czekała mnie operacja. Po tygodniu spędzonym w szpitalu wróciłam do domu. Zostałam kompletny armagedon, mąż z synem najwyraźniej do tej pory żyli w przeświadczeniu, iż dom „ogarnia” się sam. Szlag mnie trafił!
Przed awanturą uratował ich jeden szczegół. W małżeńskim łóżku znalazłam apaszkę! Moją apaszkę, skropioną moimi perfumami. Mąż z nią spał od momentu mojego pójścia do szpitala...
Rozczulił mnie kompletnie. Teraz już wiem, co to uczucia ambiwalentne.
Dodaj anonimowe wyznanie
Wniosek: mąż chętnie by cię bzykał, ale żeby kiwnąć palcem i coś zrobić to już nie bardzo.
Wszystko można zinterpretować negatywnie.
Wystarczy tylko chcieć.
Zastanówmy się: KTO nauczył męża, że w chacie sprząta jego kobieta? Czyżby żoneczka?
KTO nauczył syna, że dom ogarnia się sam? Może, nie wiem, na przykład mamusia?
Wiesz, ilu facetów słyszy: zostaw! Ja zrobię lepiej/szybciej/inaczej. Nie plącz mi się tu, nie umiesz. Źle kroisz, nie tak. Źle myjesz, źle skrobiesz, źle...
A potem zdziwko, że on leży rozwalony na kanapie, synuś z nosem w kompie, za to spocona mamula jeździ pół dnia na szmacie. No, ale w końcu tylko ONA potrafi w tym domu prawidłowo sprzątać, prać i gotować. Nieprawdaż?
Inna sprawa, że rozpuszczeni przez taką mamusię faceci całkiem często specjalnie robią coś na odwal. Żeby usłyszeć to jakże wytęsknione: zostaw, ja to zrobię. Ty nie potrafisz.
Facet to całkiem cwane stworzenie...
I tym oto sposobem on może ponownie wygodnie zalec. Jednak i ona nie narzeka. Przecież teraz czuje się strasznie ważną, niezastąpioną panią domu.
I wszyscy zadowoleni.
@Czaroit, a może w drugą stronę, kto nauczył żonę, że lepiej/szybciej zrobi sama? Myślisz, że te wszystkie kobiety na codzień wolą same na tej szmacie jeździć, bo tak lubią to robić? Z jakiejś ambicji? Jak nikt się do sprzątania nie bierze, a jak zlecisz zadanie, to będzie zrobione na odwal, powoli, z wielkim oburzeniem, wieloma pytaniami i koniecznością przypominania, to tak to potem wygląda.
Ale nie, najlepiej nie tylko zrzucić całą robotę na kobietę, ale jeszcze obwinić ją o lenistwo męża i syna. Ona jest po prostu domyślnie za wszystko odpowiedzialna. A już fakt, że po operacji człowiek potrzebuje regeneracji i wypoczynku, a dostaje syf… że nawet o niej nie pomyśleli. To jest dramat.
MaryL2
Żona tak jak i mąż wynieśli takie zachowania najpewniej z domu.
Rzecz w tym, że to ŻONIE one przeszkadzają, co widać po wyznaniu. Śmiem przypuszczać, że mąż jest z tego układu całkiem zadowolony.
Zatem to żona jest odpowiedzialna za to, by wprowadzić w swoim życiu zmiany, czyniąc je szczęśliwym i spełnionym. Bo jeśli ona sama siebie nie szanuje, nikt inny szanować jej nie będzie.
To, co wynosimy z domu, to jedno. I niektórzy z nas dźwigają naprawdę potężny bagaż. Jednak to my i tylko my decydujemy o tym, co z tym bagażem zrobimy.
I wierz mi, wiem o czym piszę. Pracowałam z różnymi kobietami, także takimi, które były dosłownie służącymi swoich mężów. I każda z nich nauczyła się wyznaczać granice, oraz na równi dzielić się obowiązkami z mężem i dziećmi. Każda nauczyła się szanować siebie. Ale żeby tak się stało, każda musiała wpierw zrezygnować z roli niezastąpionej pani domu, na której opierała swoje poczucie wartości. I dla każdej właśnie to było najbardziej w tym wszystkim bolesne.
Dlatego przestańmy udawać, że nie mamy z tych ról żadnych korzyści. Że nie smakuje nam bycie niezastąpioną albo, dla odmiany, biedną, skrzywdzoną ofiarą. Przestańmy szukać wymówek: ja nie mogę, bo on...
Inaczej nigdy z tego bagna nie wyjdziemy.
Bardzo ciekawe poglądy masz. Jeśli partner nas krzywdzi to to nasza odpowiedzialność! To my musimy zrobić coś, żeby zmusić partnera do innego zachowania. Ze zdradą też tak działa? To jej przeszkadza, więc ona musi podjąć akcję, żeby on się zmienił? Z opieką nad dzieckiem też, po prostu masz dzieciom nie robić jeść, i czekać, aż mąż pierwszy pęknie? I potem dziwić się, że kobiety nie chcą rodzić dzieci, że ludzie są samotni. Jak mają za uszy ciągnąć drugą osobę, to wolą być sami i nie tracić nerwów myślę, że to częściej jest powodem nie zakładania rodzin, niż jak nam się próbuje wmówić zła sytuacja ekonomiczna.
To co ty mówisz może być powodem w jakichstam związkach, ale może być też masa innych powodów. Nikt nie ma obowiązku ponosić odpowiedzialności za toksyczne czy szowinistyczne zachowania partnera. I jakoś nie widzi mi się, żeby to był dobry kierunek, że gość traktuje ją jak służącą, a ona za wszelką cenę tkwi w tym małżeństwie i uczy się wymuszać na nim robienie czegoś. To nie jest miłość i dobry związek, tylko utrwalanie złych mechanizmów.
Ty jesteś Czaroit jakimś terapeutą?