#ubDbA
Po dłuższym czasie picia w centrum Poznania, coraz bardziej byliśmy głośni i zwracaliśmy na siebie uwagę, co poskutkowało interwencją policji. Jeden z panów sprawdza dokumenty, drugi przeszukuje. Jeden z tych panów znalazł u mojego kolegi może nawet nie cała pół grama trawki. Zabrali go do samochodu, zatrzymali dokumenty i powiedzieli, że po chwili go puszczą i sobie pójdziemy spokojnie w swoją stronę. Po pięciu minutach podjechało jeszcze kilka radiowozów, po czym miły pan policjant nas poinformował, że jesteśmy w Poznaniu i tutaj nie tolerują narkotyków. Gruntowne przeszukania wszystkich, prowokacje, aż po około dwóch godzinach nas puścili, kolegę zabrali na komendę. Zdenerwowani bo godzina późna, transport odjechał nam sprzed nosa, a następny za kilka h (była godz. ok. 1-2 w nocy). Wnioski? Idziemy pić dalej bo i tak nam nic nie zostało! Po jakiejś godzinie, dołączył do nas kolega, którego zabrali smutni panowie, wypuścili go ze względu, że miał daleko do domu, a i tak nie stawiał problemów i wcześniej nie był notowany.
Po paru godzinach naprawdę grubego picia tuż obok stacji PKS, urwał mi się film. Jak otworzyłem oczy byłem już w busie, chciałem się odezwać do kogoś znajomego, okazało się że nikogo z mojej ekipy tutaj nie ma. Sprawdzam telefon, pięć nie odebranych połączeń, kilka sms-ów. Okazało się, że pijany siedząc chwilę samemu, wpakowałem się do jakiegoś losowego busa. Dowiedziałem się, że jedziemy na Warszawę, z Warszawy na Holandię a mi tam wcale nie było po drodze.
Na pierwszej lepszej stacji miły pan kierowca, słysząc jak się tu dostałem zatrzymał się dla mnie żebym mógł wysiąść. Wszystko fajnie, tylko gdzie ja jestem. Przy sobie mam pół paczki papierosów, ostatnie 18zł w portfelu i pięć procent baterii w telefonie. Wchodzę na stację, biorę najtańszą butelkę wody, podchodzę do kasy i pytam przy okazji, GDZIE JA JESTEM?
Reakcja pani bezcenna, odpowiedziała mi na pytanie, że mam stąd około 30km do Łodzi (ostatnie co pamiętam, to że byłem w Poznaniu). No to załamany, biedny i skacowany, wyszedłem łapać stopa na autostradzie. Po chwili ktoś się zatrzymał, gość był dziwnie miły, od razu mi dał podładować telefon, nawet dał piwo na kaca. Gadka szmatka, jechałem z nim już trochę czasu, a on mnie łapie za kolano. Odruchowo go uderzyłem, gość speszony już bez słowa po 5 min mnie wysadził przy jakiejś stacji paliw.
Zszokowany wchodzę na stację, ponownie pytam gdzie jestem. Okazało się, że zostało mi 5km do Łodzi. Złapałem stopa, zatrzymał się kurier i podwiózł mnie na stacje PKP. Kupiłem bilet studencki, choć nim nie jestem.
DOTARŁEM, BEZ MANDATU!
Jezu co za patola...
Prośbę mam, nie rozmnażaj się.
Jak byłam nastolatką to może bym się zaśmiała. Teraz jestem trochę starsza i myślę "stary, głupi i jeszcze się tym chwali jakby miał czym...".
Widzę, że jesteś dumny z siebie.
Ej, jak miałam 20 lat odwalałam podobne kretynizmu. Fakt, dziś mam 40 i wiele się u mnie zmieniło, ale młodość ma swoje prawa i czasem warto powspominać między płaceniem rachunków, a remontem.
Joł joł, to moje miasto, aha, aha. Tu dorastałem, z ziomalami się szlajałem, aha, aha.