#thw17
Raz na ruski rok przyjeżdżał do "swoich" dzieci. Kiedy dzwonił do mamy, że wyjechał i niebawem będzie, moja nerwica dawała się we znaki. Ja, 9/10 letnie dziecko chciałam aby się rozbił po drodze, zawrócił, cokolwiek. Były to szczere myśli małego brzdąca. Bracia i mama nie raz tłumaczyli, że to tato, trzeba mieć szacunek, ale ja wiedziałam swoje. Przyjeżdżał, robił awanturę, niszczył psychicznie i wyjeżdżał. Cud, miód malina. Byliśmy od niego uzależnieni finansowo, a szantaże typu "masz grać jak Ci zagram, bo nie dostaniesz kasy" moja mama musiała wysłuchiwać kilka razy w miesiącu.
Pewnego razu, gdy ojciec zadzwonił z nowiną, że jedzie nie było inaczej. Chciałam aby nie dojechał. Tak się też stało. Rozbił się swoim nowym autem na szosie. Zgon na miejscu. A ja żyję w poczuciu winy do dziś. Niby z jednej strony zrobił tyle złego, a ja potencjalnie nic, ale czuję się winna.
Jeszcze raz, dzięki, tato...
To idź na terapię i to przepracuj. Jeżeli nie majstrowałaś np. przy układzie hamulcowym w jego nowym aucie to nie Ty doprowadziłaś do tego. Co więcej, żadne "pozytywne przekazy myśli" albo i negatywne nie działają. Był gnojem to i miałaś nadzieję, że szlag go trafi - no i trafił. Czysty zbieg okoliczności.
Tu akurat się mylisz, nie zdajesz sobie sprawy jaką siłę sprawczą ma człowiek który naprawdę, szczerze czegoś chce.
K19922023 Ty tak serio?
Nawet zza grobu niszczy Ci życie... Szkoda was wszystkich, a Twoja matka dopiero po śmierci zaznała trochę spokoju.