#tKJNA

Byłam wówczas w ostatniej klasie gimnazjum, trwały ferie zimowe. Podczas tego semestru trochę bardziej skupiłam się na budowaniu jakiejkolwiek pewności siebie niż na nauce. Szło mi całkiem nieźle, powoli przestawałam być przesadnie nieśmiała, odzywałam się do ludzi. Nawet udało mi się poznać kilka ciekawych osób. No, o jedną za dużo.

Znajoma z klasy przedstawiła mi kolegę. Rok starszy, mieszkający na drugim końcu małego miasta. Mimo że pochodził z biednej rodziny i bywał lekko nieokrzesany, wydawał się być sympatycznym chłopakiem. Szybko załapaliśmy kontakt, wielokrotnie wychodziliśmy na spacery z jego psem, rozmawiając o mniej i bardziej poważnych rzeczach. Pamiętam, jak bawiliśmy się w śniegu, wrzucał mnie w zaspy. Odbierałam to jako dobrze zapowiadającą się przyjaźń. Pamiętam również, jak zaprosił mnie na piwo. Nie ma się czym chwalić, ale biorąc pod uwagę nasz wiek — nie było w tym też nic szokującego. Napoje kupiła nam jego siostra, po czym skierowaliśmy się na tył gimnazjum. Jego położenie było idealne, z jednej strony ściana budynku, z pozostałych trzech las. Nikt nas nie nakryje. Moje jedyne doświadczenie z alkoholem polegało na wiedzy, że jedno piwo wystarczy mi, abym była średnio wstawiona. 
Butelki otwierał kolega. Zapalniczką usuwał kapsle, przy okazji trochę zbyt szczelnie zasłaniając szyjkę dłonią. Czas mijał powoli i ja powoli piłam piwo. W połowie butelki poczułam się dziwnie, źle. Wiedziałam, że mam słabą głowę, ale nie aż tak. Uznałam, że więcej w siebie nie wleję, więc zaoferowałam koledze dokończenie za mnie. Wziął ode mnie butelkę i wylał zawartość na ziemię. Zakomunikowałam, że nie czuję się dobrze, chcę wracać do domu, a w ogóle to robi się późno. Zaproponował mi, że kawałek mnie odprowadzi i tak się stało. Ruszyliśmy przez leśną ścieżkę. Chciałam iść szybko, ale on co chwilę spowalniał tempo, zatrzymywał mnie. Im gorzej się czułam, im bardziej rozmazywał mi się wzrok, tym lepiej do mnie docierało, co przy okazji wypiłam.
Chyba tylko adrenalina utrzymała mnie na nogach. Zrezygnował, gdy wyszliśmy z lasu na oświetloną ulicę. Uznał, że on też będzie już wracał do siebie. Szybko się pożegnaliśmy, a ja sama ledwo dowlekłam się do domu.
Drzwi otworzyli mi rodzice. Widzieli, że coś ze mną jest nie tak, ale pozwolili mi od razu rzucić się do łóżka. Nie wiem, co wtedy pomyśleli. Może, że zwyczajnie się upiłam, choć poza okazjonalnym piwem nie byłam problematycznym dzieckiem. Nigdy nie powiedziałam im, co się wtedy stało.

Żałuję, że ufałam. I że byłam naiwna. I jestem wdzięczna, że dzięki odrobinie szczęścia uniknęłam tego, co „kolega” planował mi zrobić.
karlitoska Odpowiedz

Szkoda że nie powiedziałaś rodzicom - może zareagowaliby i chłopak odczuł by konsekwencje. Dawanie ludziom jakichkolwiek substancji, abstrahując już od tego czy są legalne czy nie, bez ich wiedzy może mieć tragiczne skutki.

Dodaj anonimowe wyznanie