#sd3fE

Jestem z dziewczyną 10 miesięcy, mieszkamy razem w wynajętym pokoju. Przyziemnie jest to kobieta rozgarnięta. Coś ugotuje, posprząta itp.: + sam jej w wielu rzeczach pomagam.
Problem polega na tym, że jest "Zosią samosią", która w pewnym sensie nie potrzebuje faceta. Ona wszystko chce sama robić, jej pasją jest jej praca i brak w niej ciepłych odruchów i prostego zainteresowania jak "jak tam w pracy".
Bardzo mocno ukorzenione introwertyczne usposobienie. Mówi, że mnie kocha i przytuli, ale rozmowy są tak rzadkie, że totalnie nie mam z nią wspólnego tematu.
Ktoś się spotkał z czymś takim? Warto trwać przy osobie, która ma mocno egoistyczne podejście do życia, bo w każdej głębszej materii ona chce być sama?
karlitoska Odpowiedz

Egoistyczne czy typ samotnika? Mój mąż jest osobą, która potrzebuje dość sporo przestrzeni dla siebie, ale jednak lubi ze mną pogadać, tylko relaksuje się często w ciszy. Mi to nie przeszkadza, bo ja też lubię mieć swoją przestrzeń - spotkać się ze znajomymi, poczytać książkę. Ważne żeby jednak mieć wspólne zainteresowania i czas który spędza się razem. Nie ma dwóch takich samych ludzi i takich samych relacji - sam musisz zdecydować czy tobie ten związek pasuje

MaryL2 Odpowiedz

Dziewczyna sprząta, gotuje, ty jej tylko czasem pomagasz, jakby to był jej obowiązek. Zarabia na siebie, ma pracę, która jest jej pasją. „Jak ja biedny mogę być z taką egoistką”. Aha… no powiem ci, że rzeczywiście wstrętna egoistyczna baba, że tak sobie bezczelnie w życiu dobrze radzi. W ogóle nie pomyślała, jak ty się z tym czujesz, że ona jest taka samodzielna.

johnkwakerfeller

Im dłużej czytań twoje komenty, tym częściej dociera do mnie, że masz jakieś niedowład umysłowo-feministyczny

krux7735

Lecz się

HansVanDanz

MaryL2
Coś co się pomerdało.
Facet narzeka, że brakuje mu kontaktu i rozmowy ze swoją partnerką.
Czytaj ze zrozumieniem, bo tworzysz bełkot nie ma temat.

RykSilnika Odpowiedz

Jak chłop na narzucającą się babę, co mu ciągle truje 4 litery to źle. Jak ma taką co ceni swoją przestrzeń to też źle.

Co do Zosi Samosi- też jestem samodzielna i nie potrzebuję faceta. Ale mam męża. Tylko tu jest ta subtelna różnica: jestem z nim nie dlatego że potrzebuję szofera, naprawiacza domowych sprzętów czy sponsora. Jestem z nim bo choć doskonale potrafię o siebie zadbać to po prostu chcę go mieć w swoim życiu. Nie dlatego że może mi w czymś pomóc czy coś zaoferować, tylko dlatego że jest świetnym człowiekiem. Jedyna moja korzyść to super facet u boku.

Ciesz się, że masz kobietę samodzielną, która mogłaby być spokojnie sama a wybrała Ciebie. Spotkaj się czasem z kumplami, którzy mają żony "księżniczki" albo nachalne czy kontrolujące a od razu docenisz różnicę.

Solange

To jest dla mnie definicja miłości. "Nie potrzebować kogoś, ale chcieć kogoś obok siebie pomimo tego, bo jest właśnie taki, jaki jest".
Jednak w kwestii cenienia przestrzeni, to potrzebny jest złoty środek. Ani nie truć dupy, ani nie izolować się.
Z drugiej strony, ja jestem bardzo otwarta na rozmowy, ale też nie jestem typem osoby zadającej takie pytania, jak "jak tam w pracy?". Oczekuję, że druga osoba sama mi o tym powie i ja opowiadam sama innym. A jak nikt nic nie powie, to znaczy, że nie było o czym mówić i rozmawiamy o tym, o czym mamy coś do powiedzenia.

johnkwakerfeller Odpowiedz

Byłem dwa lata w takim związku. Nie polecam, jeśli potrzebujesz ciepła i bliskości, to taka osoba Ci tego nie zapewni. Ja tez swoją prosiłem nie raz i nie dwa, by odzywała się do mnie częściej. Nie groziłem, nie szantażowałem, bo raz, że jest pełna kompleksów a dwa zerowa samoocena. W pewnym momencie raz jej się wymsknęło, że nie odpisywała, bo jej się nie chciało, ale widziała, że pisałem czy coś. No ja rozumiem praca pracą, ale raz na te kilka godzin można kilka wiadomości wysłać, a nie, że cały dzień nic, albo z samego rana dwa zdania, i dopiero przed 23, gdy kładłem się spać to wtedy do mnie pisała, bo tak to zajęta była.

Po zdaniu, że jej się nie chciało odpisywać, to tez już swój związek zacząłem olewać, odpisywałem jak mi się chciało (fakt sumienie gryzło, ale wolałem jakiejś zwykle koleżance odpisać niż jej), także było vice versa, jak się kilka dni nie odzywałem, to wtedy sama z siebie się łaskawie odezwała, że niby zmartwiona jest o mnie… yhy akurat… chcesz to prowadź taki związek, mnie takie co odrzuca. Popatrz na inne swoje związki, czy komunikacja była lepsza? Jesli tak, to wiesz do czego musisz dążyć. Dla mnie komunikacja to podstawa, jaka sama nie inicjuje rozmów, albo Cię olewa No to pogoń babola

Solange

Dla mnie każda interakcja z kimś (rozmowa, wiadomość itd.) działa trochę jak w grach na telefon. Mam ileś tam punktów energii, która odnawia się, co jakiś czas i każdy każda interakcja to ileś punktów (od 1 do X). Interakcje z moimi bliskimi to 1 punkt, zabierają mi naprawdę mało energii, więc mogę ich mieć w ciągu dnia sporo. Ale interakcje z ludźmi z mojej pracy to w większości naprawdę spory koszt (trudni ludzie), a jeszcze muszę wydawać punkty na czytelników (biblioteka). Mnie oni dosłownie wykańczają społecznie, więc gdy dostaję wiadomość, to po prostu zerkam, czy to coś ważnego. Jeśli nie, odpisuję dopiero po pracy albo gdy trafi się dłuższy moment, gdy współpracownicy mają przerwę i jestem sama przy ladzie (o ile w ogóle w danym dniu taki się trafi!), bo o dziwo wyczerpują mnie dużo bardziej, niż trudni czytelnicy. Ostatnio byłam na zastępstwie, prawie całe 8 godzin sama, tylko przez chwilę ze sprzątaczką, z której nie było większych interakcji (nie znamy się za bardzo) i straszną ilość energii zabrał mi sam parominutowy telefon koleżanki z pracy.
Dosłownie patrzę na wiadomość i na myśl o odpisaniu chce mi się płakać. Jeśli to coś ważnego, no zmuszam się, ale jednak wolę pisać z lubianymi ludźmi z przyjemnością, niż przymusem. Ale! Żeby nie było, oni o tym wiedzą, rozumieją sytuację. Po pracy i przy nich moja energia społeczna odnawia się szybciej, bo nic jej nie zżera, gdy tylko odnowi się punkcik. Bardzo lubię się z nimi komunikować, po prostu czasem nie mam na to absolutnie siły. Są też dni, gdy wyjątkowo ludzie w pracy zostawiają mnie w spokoju, wtedy jestem w stanie wytwarzać i wydawać energię na bliskich w zrównoważony sposób. To wszystko mogłabym jeszcze dokładniej opisać, rozłożyć na rodzaje dni, ilości punktów i tak dalej, ale ten komentarz jest i tak już pewnie długi. Nie tłumaczę twojej byłej, bo było to z jej strony kiepskie, ale zainspirowałeś mnie do mojej opisania perspektywy i nie łącz tego z nią. Po prostu czasem to może być skomplikowane.

johnkwakerfeller

@solange odpowiem Ci tak, że wszelkie jej tłumaczenia, że zmęczona jest po pracy, bo miała nawał roboty to o kant dupy można było potłuc. Odpisanie zajmuje Ci ile 12-15 sekund? I cyk dwie minuty rozmowy raz na kilka godzin, by się trochę zresetować od pracy. A później jej żałosne tłumaczenia, że jest introwertyczką bardziej ode mnie i ja jej nie rozumiem i olaboga itp. Sorry winetou, takie tłumaczenia mogło zadziałać raz drugi na początku potem było żałosne… mam porównanie do swojej jeszcze jeszcze poprzedniej, która była nauczycielką, inna z którą tez się chwilowo spotykałem, również była belferką i co? Odpisywały na przerwach, a przecież praca z gowniarzami jest znacznie bardziej męcząca, ale wystarczy chcieć a nie olewać. Kilka razy odwiedzałem ją w pracy (pracowała w biurze w moim mieście), No i jak pare razy dzwoniłem, czy mogę wpaść na sekundkę, to zero odbieranych telefonów ode mnie, wiec postanowiłem zaskoczyć w miejscu pracy. Wpadam a jej nie ma, była tylko jej koleżanka. Wiec koleżance zostawiłem prezent, by mogła jej przekazać. To po moim wyjściu zaraz wiadomość była, że mam pod jej nieobecność, nie przychodzić do jej biura. Kilka takich akcji i już sobie darowałem, później nie było żadnej inicjatywy z mojej strony, a o jej inicjatywie nawet nie wspominam, bo szkoda gadać. Podsumowując, to prawda jest taka, że jak komuś zależy to te 2-3 minuty na kilka godzin znajdzie, by wysłać kilka wiadomości. Reszta to tylko olewactwo, No chyba że się kogoś nie lubi, ale własnego partnera czy partnerkę olewać, to już inna szkoła jazdy…

Solange

johnkwakerfeller, ale jak wspominałam, nie odnosiłam się do twojej byłej. Po prostu zainspirowałeś mnie do opisania mojej perspektywy w kontaktach z ludźmi. I nie, odpisanie nie zajmuje mi kilkunastu sekund. Piszę długie wiadomości, pełnymi zdaniami i często w trakcie ktoś mi przerywa w pracy, a jeśli ktoś mi przerywa czynność przed zakończeniem, to zapominam, że coś przerwałam (mój umysł to odbieraw ten sposób: nie robię już czynności = skończyłam ją), jak już pytasz (w mojej pracy nie ma przerw, jako takich). Ale samo w sobie odpisanie, gdy jestem w pracy jest dla mnie OGROMNYM WYSIŁKIEM EMOCJONALNYM. I jako, że też mi się zdarza pracować z dziećmi, to męczą mnie O NIEBO MNIEJ, niż moje koleżanki z pracy. Po pracy potrafię pisać godzinami, najchętniej to czasem bym wezwała kogoś na discorda, żeby pogadać. Nie jestem też introwertyczką, a ambiwertyczką, z czego to w ogóle nie ma związku z tematem dla mnie.
Nie broniłam twojej ex, bo to było naprawdę słabe. Moja sytuacja jest po prostu inna. Ja bardzo chcę czasem odpisać, ale naprawdę czasem mam ochotę się rozpłakać, jeśli mam wykonać jeszcze jedną interakcję z kimś, nie ważne, jak pozytywną i MUSZĘ pozbierać energię żeby to zrobić. I nawet gdy ktoś bliski przychodzi do mnie do pracy, to jestem naprawdę szczęśliwa, ale nie mam siły na dłuższą rozmowę. To nie jest energia społeczna, to jest to, co sprawia, że jestem lub nie przebodźcowana. Można to porównać do pisania w złości: lepiej się uspokoić i napisać na spokojnie, niż pisać od razu i być rozdrażnionym w emocjach. W czym u mnie kontakt z drugą osobą nadal jest bardzo silny po pracy. Nie mamy też problemy z tym, że ja coś robię i odpiszę potem (np. jestem na treningu i nie mam dostępu do telefonu). No i ja prowadzę Rozmowy przez wielkie R. Naprawdę sporo opowiadam, więc potrzebuję czasu wyłącznie na pisanie, żeby miało to dla mnie ręce i nogi. Taki mam styl komunikacji, moi bliscy mają podobny.

Dodaj anonimowe wyznanie