Już jako małe dziecko zauważyłam, że wiele zachowań (nawet tych pozytywnych) jest odbierane negatywnie. Strasznie chciałam być typem osoby, którą wszyscy lubią, więc zaczęłam analizować cudze zachowania. Tworzyłam sobie osobowość z cudzych odruchów, reakcji na dane sytuacje, zachowań. Te zabawne i odbierane pozytywnie „kradłam”, a tych denerwujących starałam się unikać. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę z tego, że mam na tym punkcie obsesję. Całymi dniami obserwowałam ludzi, badając ich zachowania. Najbardziej fascynowali mnie ci, którzy pomimo nikłej atrakcyjności z wyglądu ruszali się, mówili i zachowywali w taki sposób, że stawali się bardzo atrakcyjni. W którym momencie zaczęłam się gubić. Widziałam m.in.: w filmikach na YT bardzo ciekawe osoby, jednak w komentarzach były odbierane bardzo negatywnie. I takie sytuacje działy się coraz częściej. Osoby, które według mnie były niesamowicie fascynujące, dla wielu ludzi były denerwujące. Wytworzyłam więc osobowość, która jest tą najbardziej akceptowalną (według moich obserwacji najmniej denerwująca). Miła, potrafiąca rzucić jakimś zabawnym żarcikiem, spokojna. I wszyscy mnie taką lubili. W liceum poznałam nowych znajomych, którzy okazali się być totalnie zwariowani, zbuntowani i przy tym był z nimi wielki ubaw. Ja byłam tą spokojną, tą grzeczną. Szybko zyskałam przezwisko tej nudnej. Gdy próbowałam to zmienić i zachowywać się inaczej, bardziej zwariowanie, uznali mnie za „tę, co była mądra, ale zmieniła się w głupią”. I gdzieś w całym tym szambie totalnie zatopiłam swoją prawdziwą osobowość. Teraz nie znoszę kontaktów z innymi ludźmi, bo po prostu nie wiem nigdy jak się zachować. Jak ktoś rzuci do mnie żarcikiem, ja nie wiem, co odpowiedzieć, bo zamiast tego zastanawiam się nad tym, jakie to było zabawne i jak ktoś może być tak zabawny, gdzie się tego nauczył. Jak jest chociażby sekunda ciszy (niekoniecznie tej niezręcznej), to zaczynam panikować, że nazwą mnie nudną i rzucam jakimś bezsensownym tematem.
Tak oto starając się mieć fajną osobowość, stałam się totalną ciapą bez osobowości.
Dodaj anonimowe wyznanie
Przynajmniej postawiłaś sobie trafną diagnozę. Następny krok to po prostu mieć wyjebane. Serio - bądź sobą i nie przejmuj się tym, jak Cię inni postrzegają. Grono znajomych Ci się zmniejszy, ale ci co pozostaną, będą Cię lubić za to jaka jesteś, a nie za to kogo udajesz.
Starałam się robić tak samo, ale przez rodziców. Pamiętam powtarzane jak mantrę przez mamę "co ludzie powiedzą", "pan/pani będzie się z Ciebie śmiać". Wyrobiło to we mnie taki wstyd, że bałam się odezwać do kogokolwiek, a jedyną formą, w której się odzywałam, było kopiowanie innych. Pamiętam, że byłam na zielonej szkole jak spałam z dziewczynami w pokoju, to liczyłam, ile razy się obrócą na łóżku przed zaśnięciem, żebym ja mogła zrobić to tyle samo razy.
Dobrze, że w liceum wyprowadziłam się z domu i musiałam się nauczyć normalnie funkcjonować. Teraz jest mi zupełnie wszystko jedno, co ludzie o mnie pomyślą.
Też tak kiedyś miałem, moją osobowością było kopiowanie osobowości innych, nauczyłem się w każdym razie mieć wywalone w to co myślą inni i wiesz co? Tworząc swoją własną tożsamość wyszedłem na tym lepiej niż wtedy
Bo osobowość po prostu masz taką a nie inną. Nie "tworzysz jej" na podstawie obserwacji innych osób.
Takie dostosowyywanie się to raczej strategia przetrwania. Np. żartowanie żeby uzyskać zainteresoewanie, żeby była dobra reakcja, rozbroić czyjś zły humor itp.
Ludzie w końcu wyłapują, że ktoś jest sztuczny, nieszczery i fałszywy.
To smutne i żałosne by "zabijać" swój charakter.
Sądzisz, że ci ludzie zrezygnowali by z bycia sobą, by ci się przypodobać?
Nie ma potrzeby, by wszyscy cię lubili i rozumieli, i na ogół jest to rzadkie zjawisko.
Być kimś, to być sobą.