#rjfMx
Z opowiadań znajomych wiem, że siedzieliśmy jeszcze jakiś czas w pokoju i kontynuowaliśmy degustację. W pewnym momencie ja zacząłem upierać się na wyjście na imprezę do centrum, pobawić się, poderwać dziewczyny. Tylko kierowca był chętny, więc szybko się przebraliśmy i poleciliśmy w tany. W jakimś barze/klubie bawiliśmy się na parkiecie, gdy stanąłem na środku i blady jak ściana zacząłem rzygać na podłogę i na ludzi. Kolega wziął mnie pod rękę i wyszliśmy na dwór się przewietrzyć. Wrócił po kurtki, a gdy wyszedł, mnie już nie było.
Teraz moja perspektywa: Otwieram oczy. Coś nie pasuje... rozglądam się. Jakiś różowy pokoik, meblościanka i super wygodne łóżko. Na półkach jakieś zdjęcia w ramkach i medale. Patrzę na zdjęcia, a nuż widelec jakiś znajomy przygarnął pijanego z mrozu. Ale nie, nikogo nie poznaję... Spałem w samych bokserkach, więc zacząłem szukać ubrań. Leżały koło łóżka ładnie ułożone (jak ja składam ubrania, to wygląda to strasznie). Sięgam do spodni, żeby wyciągnąć telefon i zadzwonić do znajomych... Dupa, ani telefonu, ani portfela (dodam, że była to pierwsza noc i wszystkie pieniądze na pobyt i karnety były w portfelu. Dowód też, więc ze zjazdami w Czechach nie wyjdzie).
Zakładam spodnie, a one całe mokre i w wymiocinach. No nic, trudno. Zakładam koszulkę i bluzę i otwieram drzwi, żeby wyjść z różowego pokoiku.
Otwieram drzwi, lekko skrzypią, a ja nasłuchuję... Słyszę, jak w tle leci telewizor. Wychylam się zza progu, patrzę, a tam przy stole siedzi cała rodzina, co najmniej 12 osób. Wszystkie dwanaście twarzy zwrócone w moją stronę.
Zapadła cisza.
Podszedłem bliżej i widziałem, że niektórzy się uśmiechają, a inni patrzą jak na kosmitę. Zapytałem: „Przepraszam bardzo, ale co ja tutaj robię?”. Starsza pani powiedziała, że w nocy wyszła na dwór, żeby zamknąć bramę i zobaczyła mnie siedzącego pod płotem. Zapytałem się jej, czy nie wie, gdzie mieszkam i czy mogę u niej spać, bo nie wiem, jak do domu trafić. Zaprosiła mnie do środka i powiedziała, żebym chwilkę poczekał. Gdy wróciła, ja już smacznie spałem przy grzejniku w korytarzu. Z mężem walczyli ponad godzinę, żeby mnie wpakować do łóżka.
Dali mi jakiś kocyk i wyszedłem. Nie wiedziałem, gdzie mam iść i wyglądałem jak przybłęda. Na szczęście usłyszałem klakson i zobaczyłem uradowanego kumpla, który szukał mnie całą noc. Pomyślał też, żeby zabrać mi moje rzeczy :)
Niezła impreza :D
Ot ćpuńskie historie. Rzyganie, urwany film i znajomi, którzy cię szukaja czy aby gdzie nie umarłeś z wychłodzenia leżąc w rowie. Ot nasza kultura, w której dorastaliśmy. Dla mnie też było całkowicie normalne że się pije aby sie urwał film. Świadomość przychodzi dopiero z nowym pokoleniem. Dla starego myślenia ćpunów zabawa bez odurzania się to wręcz kara.
Raczej miałeś szczęście, że przeżyłeś. Pijany, bez kurtki na mrozie zgubiony w obcym miejscu w nocy to prosty sposób na śmierć, bo alkohol rozszerza naczynia krwionośne i zaczynasz tracić ciepło szybciej niż gdybyś nie pił alkoholu. Można w kilka godzin pożegnać się z tym światem dzięki takim "niezłym imprezom".
Duży plus dla kumpla, który Cię szukał całą noc. To ktoś na kim można polegać. I ta starsza pani super, że przygarnęła obcego pijanego. Już nie mówiąc o tym, że z mężem walczyli godzinę o położenie Cię zarzyganego do łóżka. Życie by Ci uratowała nawet jakbyś spał na podłodze.
Tej starszej Pani to przynajmniej należały się kwiaty i czekoladki, za uratowanie ci życia
Żenujące.
Co? Serio ?