Wiem, że to głupie, ale wszystko muszę zaczynać o pełnych godzinach, w najgorszym przypadku o wpół – jak Adaś Miauczyński z „Dnia świra”. Wszystkie lata w szkole to była dla mnie mordęga, bo większość lekcji zaczyna się o jakichś „głupich” godzinach, typu 8:50. JAK TAK MOŻNA?!
Dodaj anonimowe wyznanie
Większość ludzi nie ma nerwicy natręctw i nie przywiązują wagi do „pełnych” / ,,niepełnych” godzin. Zastanów się czy nie masz więcej takich nawyków, jak np. przekręcanie czegoś 3 razy, stukanie na zakończenie czy inne zachowania, które nie mają logicznego znaczenia, ale odczuwasz dyskomfort, gdy nie nastąpią. U mnie w LO lekcje zaczynały się o 8:30 i byłam z tego zadowolona, bo to jednak pół godziny dłużej spanka :)
Bo plany lekcji są układane przez ludzi będących Twoim przeciwieństwem: oni nie mogą znieść rozpoczynania czegokolwiek o pełnej godzinie (dlatego cierpią codziennie rano, kiedy pierwsza lekcja zaczyna się dokładnie o 8:00).
ja niedawno oddzwaniałem w sprawie rozmowy o pracę, bo dzwonili o 12:01, a przecież wtedy nie odbiorę telefonu
Pamiętam na studiach, jak się mieliśmy uczyć. „Zaczynamy od pełnej godziny”. Przedłużyło się robienie herbatki i jest dwie po? Ups, no to musimy poczekać do kolejnej ;)
Szczerze mnie ciekawi czy to podchodzi pod jakieś spektrum? Pytam bo w sumie mam podobnie
To bardziej przypomina nerwicę natręctw. Obserwuj czy nie ma tego więcej, np. Równo ułożone przedmioty wokół Ciebie, plany które nie mogą się zmienić, bo odczuwasz niepokój lub złość, konieczność zakręcania/odkręcania/sprawdzania czegoś wielokrotnie itp.
@TakaOna100 Dzięki, tak podejrzewałem. Generalnie często siebie łapię na takim tego typu drobnych rzeczach, chociaż nie jest to aż tak nasilone jak np. w wyznaniu