#rUe2S

Pan Ekskremencik był gwiazdą naszego firmowego, damsko-męskiego kibelka. Anonimową, ale jednak gwiazdą. Mimo tego, że „nasze” piętro jest ostatnie i okupujemy je głównie tylko ja i koleżanka z pokoju, jakiś pan minimum raz dziennie przychodził tam, aby dać upust jelitom, czego efekt był dosłownie WSZĘDZIE. Wyobraźcie sobie balonik, do którego ktoś zapakował dwa kilogramy rzadkiego kału, mocno nadmuchał ten balonik, a potem tuż nad kibelkiem go przebił, po czym na świeżym, brązowym tle szczotką wypisywał wulgaryzmy. Z czasem cała firma miała okazję zobaczyć efekty jego działalności, bo byłyśmy zmuszone uciekać za potrzebą piętro niżej, przy okazji prosząc koleżanki/kolegów o kluczyk do ich toalety. U nas zwyczajnie się nie dało. Kamer nie ma, czaić nikt się na niego nie jest w stanie, bo praca sama się nie wykona. Pozostało nam śmiać się i płakać na przemian. Sprawa zgłaszana, ale jakoś bez oddźwięku.

Któregoś dnia, akurat wtedy, gdy śmiałyśmy się wybryków Pana Ekskremencika, do naszego pokoju wszedł jeden z dyrektorów. Bardzo miły, wesoły, uprzejmy pan. Z zaciekawieniem zapytał, kim jest Pan Ekskremencik. Opowiedziałyśmy ze szczegółami o całej aferze. Dyrektor, który bardzo wczuł się w cały problem, zapytał nas, skąd wiemy, że to pan, a nie pani. Bez namysłu, niemal chórkiem odparłyśmy, że zarówno my, jak i każdy, kto po Panu E. wszedł do zaminowanej kabiny, bezbłędnie wyczuwał charakterystyczną woń drogich, mocnych, męskich perfum, nawet po dość długim czasie. Pan dyrektor uciekł czym prędzej, nie powiedziawszy, czemu w sumie nas nawiedził. Dopiero wtedy rozpoznałyśmy w jego perfumach znajomą woń i zdałyśmy sobie sprawę, że to właśnie on... Faktem potwierdzającym naszą tezę było to, że klucze do każdego z kibelków miała tylko i wyłącznie dyrekcja, jako jedyna mogąca korzystać z każdego na każdym piętrze.

Happy endu nie ma. Obie wyleciałyśmy przy pierwszej lepszej okazji. Mnie nie przedłużyli umowy, bo się nie sprawdzam (śmieszne, że przez pięć lat oficjalnie, na piśmie, miałam opinię nienagannego pracownika), a koleżanka ze względu na fikcyjną redukcję etatów. Straciłyśmy pracę, bo pan dyrektor miał problem z wydalaniem/głową i wolał srać i rozmazywać swoje odchody po ścianach pracowniczej łazienki, niż iść do lekarza... Kłócić nam się nie chciało, obecnie pracujemy gdzie indziej.
Ladybird21 Odpowiedz

Było się nie kłócić, ale rozpowiedzieć po firmie.

ArabellaStrange

Niskie, ale… chyba bym tak zrobiła ;)

Ladybird21

Jeżeli byłby po prostu chamem to bym dała spokój, ale on ma ogromne problemy psychiczne skoro robi coś takiego, a w dodatku to dziewczyny za to przepłaciły. Jeżeli ma do tego odwage, to niech teraz znosi konsekwencje.

chinczykrudy Odpowiedz

Przeczytalem Pan Eksperymencik i zastanawialem sie co to ma wspolnego ze sraniem w kiblu

Dodaj anonimowe wyznanie