#pvXB6

Kiedy miałam jakieś 5 lat, moi rodzice zostali zaproszeni na urodziny do znajomej. Chyba jakieś okrągłe, bo zjechało się sporo ludzi. Rodzina, znajomi, ale z dzieci byłam tylko ja i córka tej znajomej – Weronika. Była ode mnie tylko rok starsza, więc szybko znalazłyśmy wspólny język. My na dole miałyśmy swoją „imprezę”, a dorośli u góry swoją. W pewnym momencie postanowiłyśmy włączyć muzykę i potańczyć. Wtedy do pokoju wszedł jej pies. Nie zwracałyśmy na niego większej uwagi, dopóki nie zaczął kopulować z moją nogą. Jako kilkulatki nie miałyśmy pojęcia, co on tak właściwie robi. Myślałyśmy, że chce po prostu tańczyć z nami. Bawimy się więc tak jeszcze chwilę, aż Weronika wpada na genialny pomysł. Musimy to pokazać rodzicom! Ja oczywiście przytaknęłam, obmyśliłyśmy cały scenariusz i przystąpiłyśmy do realizacji planu. Obie przebrałyśmy się w jakieś sukienki z cekinami i zrobiłyśmy koślawy makijaż kosmetykami jej mamy. Psa też nie oszczędziłyśmy. Był mały, więc ubrałyśmy go w garnitur zdjęty z pluszowego misia. Gotowe poszłyśmy na górę. Ona weszła do pokoju, wzięła z szafki latarkę i zgasiła światło. Uciszyła wszystkich, zaświeciła w stronę, gdzie miałam wejść, więc czułam się jak gwiazda.
– Przed państwem wspaniały duet! Ania i Scooby! – zapowiedziała nas i puściła muzykę.
Weszłam do pokoju i zaczęłam tańczyć. Pies oczywiście ze mną. Wszyscy zaczęli się tak śmiać, że słyszałam ich mimo dość głośnej muzyki. Wtedy myślałam, że śmieją się tak, bo podoba im się mój taniec. Teraz rozumiem, że śmiali się, bo widok wymalowanej jak clown pięciolatki z psem w garniturze bzykającym jej nogę, tańczących na środku pokoju, w którym jest z 20 osób, to niecodzienny widok.
HansVanDanz Odpowiedz

I banda rozentuzjazmowanych dorosłych czekała aż pies skończy na twojej nodze. Ludzie to się potrafią bawić.

Dodaj anonimowe wyznanie