#ni9Da
Do liceum chodziła ze mną dziewczyna, która do szkoły dojeżdżała pociągiem z miejscowości oddalonej kilka albo kilkanaście kilometrów. I to codziennie. Akurat był okres, że ludzie kupowali bilety miesięczne. Właściwa historia:
Od kilku dni wiadome było, że ktoś grzebie w kurtkach w szatni. Komuś zniknęły słuchawki, komuś jakieś grosze. A jednak ludzie dalej tam trzymali swoje rzeczy. Wiem, że złodziejaszków było dwoje, bo byłam jednym z nich. Wpadłabym, gdybym się nie "nachapała" dzień wcześniej. Więc ta dziewczyna w kieszeni kurtki miała legitymację szkolną w takiej plastikowej ramce. Miała w tej ramce też prawie 60 złotych. Wzięłam te pieniądze.
Po kilku godzinach lekcyjnych na przerwie widziałam ją zapłakaną. Nie miała jak wrócić do domu.
To był szczyt. Szybko wszczęto procedury i zaczęto szukać złodzieja. Dyrektorka zostawiła następnego dnia swoją kurtkę w szatni. W kieszeniach miała jakiś proszek, który świeci pod lampą UV. Sprawdzali tą lampą nasze dłonie. Wpadł chłopak którego ojciec jest policjantem. Dzięki temu, że na kilka dni zaspokoiłam się tym "bogactwem", akurat tego dnia nie grzebałam innym po kieszeniach.
Nikt nie wie. Wszyscy myślą, że kradł tylko on, bo po tym jak go wywalili, kradzieże na jakiś czas ustały. Ta dziewczyna pożyczyła od kogoś pieniądze na bilet powrotny. Jemu zmarnowałam życie. Po tym, co się wydarzyło, ludzie nadal (pomimo ostrzeżeń na kartkach) trzymali ciekawostki w kieszeniach. Najlepsza partia przyszła we wrześniu, gdy pierwszaki nic nie wiedziały. Jadnak to wszystko miastowe. Te 60 złotych to był jeden z większych łupów. Drugim był składany nóż. Tak, nóż w kieszeni kurtki w szkole. Znałam właścicielkę. Pytałam, co z tym zrobi. "Przecież nie zgłoszę, że ukradli mi nóż". To była pamiątka po kimś z rodziny.
Chowajcie wszystko co możecie, nie zostawiajcie nic wartościowego w łatwo dostępnym miejscu. Chyba że chcecie radości takich jak ja - złodziejów.
A ciebie nie bolało sumienie, jak patrzyłaś na tamte dziewczyny? Mówisz jakby sprawiało ci przyjemność patrzeć na ich krzywdę
kleptomania? bieda? czy po prostu dawało to potrzebny zastrzyk adrenaliny?
To, co opisujesz, to nie spryt ani niewinny wybryk — to zwykłe cwaniactwo kosztem innych. Dziewczynie zabrałaś możliwość powrotu do domu, a chłopak – nawet jeśli nie był święty – i tak nie zasłużył na to, żeby oberwać za coś, czego akurat nie zrobił. Niby ‘drobne kradzieże’, a ludzie płacili za to realną cenę. Dobrze, że dziś potrafisz to nazwać, ale nie gloryfikuj tego jako zabawy — to było krzywdzenie innych.
Mamy chować, bo jesteś złodziejką?
Zastanów się lepiej nad soba, zamiast dawać tu dobre rady
Zabrakło mi jednej informacji i mam nadzieję, że tylko przez przypadek.
Przestałaś kraść?
Nie martw się, synowi policjanta na pewno nie zmarnowałaś życia. Po pierwsze, to nie twoja wina że go złapali. W końcu też był złodziejem. Po drugie, ojciec policjant zazwyczaj potrafi się zaopiekować synkiem tak, żeby mu się nadmierna krzywda nie stała. No i po trzecie, takie młodzieńcze wybryki, też nie mają zbyt wielkiego wpływu na późniejsze życie. Żeby nie było, kradzieże potępiam, sama nigdy nic nie ukradłam. Ale tym chłopakiem nie musisz się przejmować