#nJ4r1

Szukając jakieś kolonii, gdzie mógłbym spędzić te 2 tygodnie wakacji, natrafiłem na jedną z tańszych, ale oferujących dosyć dużo rzeczy obóz. Rodzice mnie zapisali i wysłali na 2 koniec Polski. Źle nie było, w sensie jedzenie dobre było, trochę był kłopot z łazienką, ale dało się jakoś podzielić. Kłopot pojawił się później, jak to dzieci z daleka od domu dzwoniliśmy do rodziców przynajmniej raz na dzień meldując jak tam/co tam.


Akurat wydarzył się mały wypadek jednemu z opiekunów (coś tam z ręką), a że to coś interesującego, jeden z obozowiczów postanowił, że po prostu wspomni swoim rodzicom o tym wypadku. Niby nic, lecz ci rodzice zaczęli się za bardzo martwić o swoje dziecko, że jemu też coś się stanie, więc postanowili (z czego słyszałem, to nawet w nocy) dzwonić do głównego opiekuna kolonii z różnymi pytaniami na temat stanu zdrowia dzieci, czy też poszkodowanego opiekuna.



Rozumiem zdenerwowanie gł. opiekuna, bo to mogło być uciążliwe takie wydzwanianie, ale swoją złość całą skierował na to dziecko, które tylko raz przy rozmowie wspomniało co się u nas wydarzyło. Już nie wszystko pamiętam jak ten opiekun się zachowywał wobec tego dziecka, ale to było m.in. mówienie mu, że jego rodzice są nienormalni, ośmieszanie go, czy też robienie mu 10 minutowych oprowadzanek na koniu, trzymając cały czas przez tego opiekuna, podczas gdy reszta mogła ,,normalnie,, jeździć (jazdy dla KAŻDEGO uczestnika miały trwać 40 minut) i ogólnie darcie się na niego. Nie będę się wypowiadać na temat stanu zdrowia zwierząt... teraz pora na mnie.



Miałem wypadek i to dosyć groźny bo spadłem na kark + zemdlałem. Osobiście uważam, że w takiej chwili ktokolwiek powinien zadzwonić na karetkę, zwłaszcza, że potem znowu zemdlałem. To była połowa już turnusu, opiekun nawet nie zadzwonił do moich rodziców. Poszedłem do ,,znajomego,, ich lekarza na drugi dzień, ale ten tylko sprawdził mi oko (które miałem podbite). Ja przez ten czas nie mówiłem nic rodzicom. Już nie pamiętam w którym dniu zabrano mnie do lekarza, oczywiście nie chcieli mnie przyjąć ,,bo nikt nie zadzwonił na karetkę" a ludzi dużo w kolejce. Po paru próbach lekarze zlitowali się nad dzieckiem i mnie przyjęli. Zadawali pytania np. czy zemdlałem, co potwierdziłem i.t.d opiekun dostał od nich ochrzan, że jest nie odpowiedzialny, a ja od opiekuna, że po co im mówiłem, że zemdlałem. Jakoś obóz dobiegał końca, nie będę pisać jak to się skończyło, bo normalnie... tata nie zareagował. Na koniec od tego opiekuna usłyszałem - że mam super tatę - bo przyjął wieść o moim wypadku spokojnie - taaa super.



Parę lat minęło, nie mam pojęcia czy coś się zmieniło w tym obozie, ja już nigdzie później nie jeździłem i cholernie żałuje, że wybrałem wtedy opcję ,,hehe tanio" niż dopłacić i wybrać coś normalnego.
worm Odpowiedz

A to fajni rodzice, że nie mieli to gdzieś, że dzieciak potencjalnie mógłby kaleką zostać xD Ty autorze też dobry - zamiast od razu lecieć i raban robić to siedziałeś potulnie. Ot rodzina Potulnych - można robić co się z nimi chce i nawet się nie zająknął.

coztegoze2

To było dziecko nadal. To rodzice byli nieodpowiedzialni od momentu wybierania obozu - dziecko samo sobie wybrało bez weryfikacji ze strony rodziców, potem rodzice się nie przejęli wypadkiem z omdleniem.

Ten dzieciak mógł nawet nie mieć siły robić rabanu po upadku i omdleniu a Ty go czynisz odpowiedzialnym za sytuację, gdzie opiekun ewidentnie dokonał poważnego zaniedbania.

BanonC Odpowiedz

Można spróbować sprawdzić, jak ten opiekun się zachowuje, np znaleźć kogoś, kto niedawno na tym obozie był i jeśli poprawy nie ma to trzeba przełożonemu zgłosić.

Dodaj anonimowe wyznanie