#lnDUu
Mieszkałam z siostrą na piętrze, a on wraz z mamą i dwójką ich dzieci na dole. Na początku było nawet dobrze. Ale wystarczyło, że jego dzieci nagadały, że ja kazałam im wąchać zabawki od dołu (nie wiem, jak można coś takiego wymyślić). Przyszedł z kijem i bił mnie do tej pory, dopóki się „nie przyznałam”, że to ja wymyśliłam ową zabawę. Zaczęło się potworne piekło. Bicie za każde najmniejsze przewinienie, za drobne nieposłuszeństwo. Nie lubisz szpinaku? Wpierdol. A jak się zrzygasz, zjesz to. Chcesz iść w nocy do łazienki? Wciry, bo tupiesz jak słoń. Nikt nie patrzył, że to 100-letni dom i wszystko słychać. Źle położone buty? Kij w ruch. Ale najpierw za kudły, przeciągnąć po schodach, korytarzu i stłuc. Nieważne, czy święto, czy nie. Oczywiście zawsze bił tak, żeby nie było śladów. Raz byłam chora. Nie miałam siły iść zjeść, więc zjadłam w pokoju kubek zupy. Przyszedł. Dostałam kubkiem trzykrotnie w głowę, by mi przypomnieć, że nie je się w pokoju. Leciała mi krew, skóra głowy rozcięta. Ale mama przyszła i powiedziała, że nic takiego się nie stało.
Takich sytuacji było znacznie więcej, można by o tym napisać książkę. Za każdym razem, gdy mijałam komisariat, chciałam iść na policję. Ale mama powtarzała, że trafię do domu dziecka, że inne dzieci też będą mnie bić, że nie będę mieć potem przyszłości. Wyzwiska w domu + bicie, wyzwiska w szkole. Ile można? Chciałam umrzeć, zasnąć i już nie cierpieć.
Czemu mama nic nie zrobiła? Bo miała dodatkową dwójkę małych dzieci, straciła pracę, a to on płacił za rachunki. Moja mama tylko za jedzenie. „Musimy to przetrwać” – powtarzała. Nie raz, nie dwa patrzyła, jak on mnie tłukł i kopał, wyzywając od debili i mówiąc, że nie zasługuję na miłość.
Nigdy nie usłyszałam słowa „przepraszam” za to wszystko. Tylko „bo sobie zasłużyłaś”. Czym dziecko zasługuje na takie traktowanie? Ja nie mówię o lekkim klepnięciu w tyłek ręką czy pacnięciu po rękach, to było jawne znęcanie się. A ja nie mogłam nikomu o tym powiedzieć, bo gdyby się dowiedzieli, odpowiedzieliby, że kłamię i byłoby jeszcze gorzej.
w takich sytuacjach zbiera się dowody tego co było i trzyma latami w chmurach i po 10 kopii, zdjęcia, nagrania, obdukcje - co się tylko da.
Co się tyczy zaś reagowania - to nie takie proste dla osoby postronnej. Pierwsza rzecz to wyparcie ofiary jak i oprawców w razie konfrontacji. Druga sprawa to musi mieć kto reagować. Jeśli w domu nikt nie reaguje, w szkole też masz oprawców to kto ma reagować?
Zakładam, że jesteś obecnie osobą dorosłą, która się stamtąd wyprowadziła - i tego się trzymaj, zniknij, nie utrzymuj kontaktów - chociaż zakładam, że już to robisz - po prostu żyj własnym życiem i idź na terapię. Przyda się Tobie.
@worm mnóstwo osób mogło zgłosić. Zacznijmy od szkoły: osoby pracujące w szkole widzące dziecko na co dzień przecież miały okazję widzieć jak dziecko się zmienia. Albo widzą, że dziecko na co dzień jest bez energii, wycofane, takie przestraszone że coś zrobi źle. Jak postawisz obok siebie dziecko z rodziny, gdzie jest troska, dbanie o siebie i dziecko z dysfunkcyjnej rodziny gdzie jest przemoc to różnica w zachowaniu, nawet w postawie ciała jest ogromna.
Pobite dziecko widać, że się inaczej rusza, bo coś je boli. Nie musi być widać nic poza ubraniem. Tylko to trzeba chcieć widzieć a nie udawać, że się nie widziało, nie słyszało. Tak samo przecież widać jak dzieci się traktują w szkole wzajemnie. Można wziąć dziecko na rozmowę i spytać czy wszystko jest w porządku, można zatrzymać prześladowanie ze strony innych uczniów. Tylko trzeba chcieć obserwować i widzieć.
Potem kolejni: sąsiedzi: przecież przy przemocy to dosłownie słychać jak ktoś bije kogoś i nie mówię nawet, że przez ścianę słyszysz. To słychać bardzo głośno z jak jesteś poza budynkiem i to z odległości, bo zazwyczaj są krzyki, często jest jakiś huk do tego jak napastnik czymś rzuci. Jak jest ciepło i ktoś ma otwarte okna to w ogóle już dobrze słychać i się może nieść w zależności od zabudowy lub jej braku, wilgotności powietrza itp itd. Ludzie po prostu nie chcieli się kiedyś mieszać a i policja nie chciała reagować. I nawet 10 lat temu też policja nie chciała reagować w przypadku awantur domowych i przemocy, bo twierdzili przy wzywaniu, że nie mają obowiązku im otworzyć. Co z tego, że cała okolica słyszy awanturę i krzyki?
Łatwo Ci sugerować obdukcję. Jak dziecko ma iść na obdukcję jak żeby zrobić obdukcję to trzeba mieć zgodę opiekuna prawnego? Nie mówiąc o tym, że obdukcja jest płatna, chyba że zleci ją policja albo prokurator. A ceny obdukcji są bardzo różne od 120-170 do spokojnie 280 zł. Skąd dziecko ma mieć na to pieniądze?
@worm naprawdę co to za pomysł żeby kogoś krytykować za to, że nie pomyślał żeby od 7 roku życia zbierać dowody na przemoc! Ta osoba miała 7 lat! Jak miał 7 lat to myślał o tym czemu go nie kochają i czemu mama nie reaguje w takiej sytuacji, bo tak myślą dzieci.
Twój komentarz pokazuje dokładnie złe schematy myślenia: obwiniasz osobę doświadczającą okropnej przemocy od bardzo młodego wieku kiedy dziecko nie ma mocy żeby zareagować, żeby się bronić bo jest dzieckiem, jest zależne i bezbronne bo taką istotą się jest jak się ma 7 lat. A jak już chłopak był starszy i chciał zareagować to własna matka go zastraszała, że będą go gwałcić w domu dziecka i bić! Co było niesamowicie okrutne z jej strony i podłe.
A z drugiej strony wybielasz tych ludzi z otoczenia, którzy mogli zareagować. Z matką na czele. Przecież wystarczyło żeby matka zgłosiła sprawę anonimowo i można by chłopaka uratować z tego piekła. Mogła go chociażby próbować oddać do domu dziecka i już by miał szansę żeby mieć lepiej. Matka mogła próbować stanąć na własnych nogach, ale przehandlowała syna za finanse. Ludzie z otoczenia wbrew pozorom widzą co się dzieje.
primo z wyznania wynika, że to kobieta nie mężczyzna.
secundo - nikogo nie staram się wybielać. Tłumaczę mechanizm jaki za tym stoi -a to różnica.
Nauczyciele na ten przykład widzieli się znęcanie czy to , że boli, ale nie zgłosili tego nigdzie. Czyli nadal, niestety, mam rację - mieli wywalone.
Sąsiedzi to samo - z powodu mieszania się i wyparcia. Za poprzedniego ustroju każdy kto zawiadamiał milicję był tym złym konfidentem godnym plucia pod nogi, a w ogóle to "co w domu to w domu zostaje". Czasy się zmieniły, ale mentalność pozostała.
Oh je. Ci, którzy piszą, że należałoby zbierać dowody i kombinować... Ludzie, realiów nie znacie! Do czegoś takiego potrzeba siły i wsparcia, tego dziecko przeważnie samo nie da rady zrobić. A matka też nie dała wsparcia. Czego wy chcecie?? Byliście już kiedyś tak naprawdę ostro bici i poniżani? Tak, że z powodu siniaków na dupie nie potrafiliście normalnie usiąść, albo trzymać ołówka, albo oprzeć się o oparcie krzesła, bo na plecach były świeże cięgi z bicia kablem? Albo byliście tak ostro poniżani, że mieliście wrażenie być powodem wszystkich nieszczęść całego świata i życzyliście sobie, żeby czas cofnąć i się nigdy nie urodzić? Mądrali, co tak sobie łatwo piszą o zbieraniu dowodów, chętnie widziałbym w takiej sytuacji w wieku 7 lat.
@lepszezycie zgadzam się z Tobą. Ja też byłem bity ale nie aż tak. Poza tym wtedy się nie wiedziało o takich rozwiązaniach. @worm pewnie poznał* to z internetu lub z czyjejś historii. Dziecko samo na to nie wpadnie. Znaczy, są pewnie wyjątki ale to rzadko jak już
rety współczuję.
ja byłem adoptowany w wieku trzech lat z domu dziecka. moja biologiczna matka wyrzekła się praw rodzicielskich. Nie wiem dlaczego, może miała trudną sytuację w domu ale jak nie mogła mieć dzieci to po co dała je sobie zrobić. W każdym razie ja jej nie znam i znać nie chcę. Mam trójkę biologicznego rodzeństwa: dwie starsze siostry adoptowane razem ze mną i jedną młodszą, której nie znam bo została adoptowana przez kogoś innego. przyszywany ojciec mnie, wróć: NAS bił, ale kilka lat temu udało się go wyrzucić z domu.
Bądź co bądź moja historia i tak jest niczym w porównaniu do Twojej