#l3JKL
Nie ustępuję dlatego, że po 9 godzinach w fabryce chcę odpocząć, wracając do domu przez całe miasto. Nie ustępuję, bo kupuję bilety i mam pełne prawo zająć miejsce siedzące. Nie ustępuję, ponieważ nigdy nie usłyszałam żadnego „dziękuję”, bo niektórzy traktują to jako mój obowiązek.
Tak uściślając, na to, że kupujesz bilet i masz pełne prawo zająć miejsce siedzące. W regulaminach większości przewoźników jest, że pierwszeństwo zajęcia miejsca mają osoby niepełnosprawne, kobiety w ciąży/z małymi dziećmi i osoby starsze. Więc tak średnio masz pełne prawo ;)
A co do w ogóle tej kwestii, jestem młodą i chorą kobietą i ustępuje miejsca, kiedy widzę kogoś z tych wymienionych wyżej grup. I kiedy ktoś poprosi to też. I zawsze słyszę dziękuję, może raz tylko nie, ale na tyle razy to to błąd pomiaru. I odwrotnie. Jak potrzebowałam i prosiłam o ustąpienie miejsca, to zawsze ten ktoś ustąpił, czy jak byłam w ciąży, czy po prostu jak źle się czułam. I było to bardzo miłe ;)
Ktoś pytał?
Mam nadzieję, że jak będziesz młodą i niezdrową kobietą, ewentualnie starą i niezdrową, równie zmęczoną, to też nikt Ci nie ustąpi. Oczywiście jak poprosisz. Jak nikt nie prosi, to najwyraźniej nie potrzebuje.
I bardzo dobrze. Teraz ustępuje, jeśli już w ogóle jadę autobusem czy tramwajem, bo mam lekkie życie i jak gdzieś jadę to na zabawę/do parku itp. Ale kiedy byłam młodsza naprawdę, podobnie jak ty, się zacharowywałam, do tego miałam bardzo bolesne okresy, miałam problem z żyłami w nogach od pracy na stojąco, często niedosypiałam. I żałuję, że ustępowałam innym, mogłam sobie odpocząć. Naprawdę, nie jesteśmy w stanie ocenić kto bardziej potrzebuje usiąść. Można się przerzucać wiekiem, ciążą, chorobami. Poza skrajnymi przypadkami typu złamana noga, bardzo zaawansowany wiek itp, nie jesteśmy w stanie oszacować z wystarczającym prawdopodobieństwem komu należy się bardziej.
PS pamiętam wyznanie jakiegoś faceta, który był z żoną u ginekologa. Mówił, że czekał w poczekalni, i była tam dziewczyna, która siedziała już 4h. I za każdym razem jak wstawała żeby wejść do gabinetu, wpadała jakaś kobieta w ciąży i wchodziła przed nią. Potem wrócił z badaniami po jakimś czasie i ona dalej tam była i czekała. Mam tylko nadzieję, że była z jakąś błahostką. Sama mialam poważne problemy zdrowotne ginekologiczne, i pamiętam to uczucie oglądania rozgadanych wesołych mam, kiedy ja czekałam na wyniki histopatologii, w napięciu, próbując się nie rozpłakać. Jakby jeszcze w tamtej klinice puszczali te kobiety przede mną, to bym już chyba wyszła i nie wróciła. Pamiętam też jak czekałam na wizytę tuż po zabiegu, taka jeszcze trochę przyćpana, i musiałam siedzieć na podłodze, bo jakiś facet wygonił mnie z miejsca siedzącego, bo żona w ciąży. Też rozgadana, nie wyglądała jakby jej było ciężko. To osobny temat, ale myślę, że w takich miejscach wypadałoby zachować odrobinę powagi i kultury, a nie klepać językiem cały czas. Bo ty sobie gadasz o gender reveal, o tym co ugotujesz na święta, a ktoś za drzwiami w tym chaosie podejmuje decyzję ważącą na całym życiu, czy np wyciąć całość, i już nigdy nie mieć dzieci, czy wyciąć tylko fragment narządu do histopatologii, ale ryzykować rozsianiem ewentualnego raka.
W przychodniach, do których chodziłam, rejestrowanie na konkretną godzinę. I nieważne, czy kobieta w ciąży, czy nie - każda powinna trzymacie się swojej godzin wizyty. Mam nadzieję, że to rozwiązanie funkcjonuje w większości gabinetów, bo generuje dużo mniej konfliktów.
A wiesz, że to rozgadanie jest często reakcją na stres? Właśnie żeby nie myśleć o tym, że coś jest nie w porządku?
To, że ktoś gada, wcale nie znaczy, że może długo stać. Jak się stoi to osłabia się krążenie, a w ciąży i tak potrzeba więcej krwi. I wtedy momentalnie robi się słabo, w kierunku omdlenia. Może dlatego mężczyzna troszcząc się o swoją partnerkę i nienarodzone dziecko szukał dla niej miejsca siedzącego.