#klXwK
Ale od początku.
Kiedy poznałam Adama, byłam bardzo młoda, po jakimś pół roku znajomości okazało się, że z jego zdrowiem coś się dzieje. Trwałam przy nim mimo wszystko, stwierdziłam, że jakoś damy radę. W końcu zdiagnozowano u niego chorobę nieuleczalną, która już będzie tylko postępować z biegiem lat. Adam trochę się załamał, twierdził, że pewnie go będę chciała zostawić, ale ja zostałam, później zaplanowaliśmy ślub, wesele. Jak tylko dowiedział się, że jest chory, zaczął ograniczać w pewnym stopniu moją wolność - gdzie chodzę, z kim. Niestety nie potrafiłam powiedzieć nie i w ostatniej chwili się wycofać, wzięliśmy ślub, podporządkowałam się mu jak mogłam i jakoś żyliśmy.
Najgorsze było to, że tak naprawdę nigdy go nie kochałam. Zdałam sobie z tego sprawę przed samym ślubem, oszukiwałam samą siebie, było mi go żal zostawić w obliczu tej choroby.
Po trzech latach urodziłam syna. Mieszkaliśmy z jego rodzicami, więc jak tylko urodziło się dziecko, jego matka zaczęła się wtrącać we wszystko. Kiedy stawiałam na swoim, potrafiła zgotować mi piekło i zrobić najgorszą w oczach rodziny. Adam niby mnie bronił, ale z drugiej strony prosił, abym zrozumiała też jego matkę.
Przez ostatnie lata byłam bardzo nieszczęśliwa. Wróciłam do pracy, żyłam po prostu z dnia na dzień, jak jakiś robot. Adam miał swoje humory, krzyczał o wszystko, nawet na dziecko, że jest za głośno, ale wszystko jakoś musieliśmy znosić. Walka z wszystkimi naokoło nie miała sensu, poddałam się.
I wtedy na swojej drodze spotkałam bardzo wyjątkowego mężczyznę, Marka. Szybko złapaliśmy dobry kontakt, zostaliśmy przyjaciółmi, oczywiście wszystko ukrywałam przed Adamem, ale zorientował się, że ostatnio wyglądam na szczęśliwą, więc zaczął mnie bardziej kontrolować. Sprawdza mój telefon, ile czasu spędzam na zakupach, jak długo trwa mój powrót z pracy... Mimo to nadal spotykałam się z Markiem, gdyż dawał mi dużo szczęścia i siły, rozumiał mnie. Po pewnym czasie zbliżyliśmy się do siebie jeszcze bardziej (nigdy nie spaliśmy ze sobą), aktualnie nawet wyznał mi miłość (jest wolny, nie ma nikogo), ja też go bardzo pokochałam, ale mam męża... Siostra wie, że jestem nieszczęśliwa, namawia mnie na rozwód, ale nie potrafię tego zrobić ze względu na jego chorobę. Adam i jego rodzina zniszczyliby mnie, musiałabym gdzieś uciec przed tym wszystkim, ale nie mam gdzie i nie potrafię... zresztą on zrobi wszystko, żeby pogorszyć swój stan zdrowia, trafić do szpitala nawet, bo często podczas kłótni to wykorzystuje, potrafi nawet specjalnie się przewrócić.
Marek mnie rozumie, mówi, że uszanuje każdą moją decyzję i będzie mnie wspierał.
I tak stoję na rozstaju dróg. Czas chyba wrócić do trybu robota...
Twoje dziecko właśnie teraz dostaje wzorzec relacji i uczuć na resztę życia.
Chcesz dla niego tego co sama masz?
Aha. A nie możesz zostawić manipulanta Adama bo?
Bo się przewróci?
Bo pójdzie do szpitala? Umrze?
Bo jesteś mu coś WINNA?
Bo się go BOISZ?
Bo boisz się tego, co ludzie będą gadać?
No to wyobraź sobie ten najgorszy możliwy scenariusz. On w szpitalu a cały świat przeciwko Tobie. Podła, zdradziecka suka zniszczyła męża, wykorzystała, wyssała z życia i zamieniła na nowszy model.
Wyobraź to sobie i z tym żyj. Tyle, ile zdołasz. Pierwszego dnia pół minutki, jeśli więcej nie wytrzymasz. Drugiego całą. Trzeciego dwie. Wyobrażaj to sobie najpełniej, jak tylko potrafisz. Że sąsiedzi na Ciebie plują. Że rodzina się odwróciła. Że coś tam. I ODDYCHAJ. Obserwuj swoje ciało, co się z nim wtedy dzieje, co się dzieje z Twoim gardłem, żołądkiem, jak zachowują się płuca, dłonie i ODDYCHAJ. Tyle, ile dasz radę. Codziennie odrobinkę.
I wiesz co? Po kilku, kilkunastu dniach zauważysz, że możesz to czuć i NIC SIĘ NIE DZIEJE. Nadal żyjesz. Świat się nie skończył. A Tobie jest coraz łatwiej, masz coraz więcej przestrzeni i odwagi w sobie. Nie wywieraj na sobie presji, nie podejmuj żadnych decyzji. Bo nie robisz tego po to, by natychmiast od niego odejść. Robisz to po to, by dać sobie WYBÓR. By poczuć w sobie przestrzeń, by dać sobie prawo do życia.
Rób to, codziennie przez miesiąc i zobacz, co Ci to przyniesie.
Bo tryb robota to nie jest jedyna dostępna Ci opcja.
Jeśli nie pójdziesz za głosem serca, nie wybaczysz sobie nigdy tego. Uciekaj od toksyków. Yebać co inni powiedzą, i tak zawsze będą gadać.
Weź rozwód, syna i uciekaj od Adama - a ludźmi się nie przejmuj - nawet jakby chcieli to w zasadzie niewiele mogą zrobić i całe uprzykrzanie życia to może być co najwyżej krzywe spojrzenie.
Zacznij dokumentować to co Twój obecny mąż Ci robi. Jeśli podejmiesz kiedyś tę decyzję, przyda Ci się to w sądzie, żeby Cię nie "zniszczył". Jeśli nie podejmiesz - najwyżej te dowody się nie przydadzą. I rób kopie zapasowe poza jego zasięgiem - nie wiem, wysyłaj siostrze. Co to za choroba? Rozumiem gdybyś zdecydowała się z nim zostać do jego śmierci, której można się spodziewać za niedługo, ale z tego co opisujesz nie brzmi to aż tak poważanie. Gość jest dupkiem - nieważne czy jest chory czy nie, to go nie usprawiedliwia a Ciebie nie zobowiązuje do znoszenia go
Czyli sama zdecydowalas sie swoje nieszczesliwe zycie, trwasz w nim i emocjonalnie zdradzasz meza. Aha.
Efekt gotującej się żaby. Albo postawisz na siebie i zdobędziesz się na akt odwagi i wyskoczysz z tej wody. Albo się ugotujesz.
Twój mąż może umierać jeszcze 20,30 albo i 40 lat. Nie licz, ze szybko się od niego uwolnisz, bo on prawdopodobnie całą swoją energię czerpie z kontrolowania cię i wbijania w poczucie winy.
Popieram większość komentarzy tutaj. Życie ma się tylko jedno. Nie rozumiem, co trzeba mieć w głowie, żeby nie przeżyć go tak, jak się chce ze strachu przed tym, co pomyśli jakaś grupka losowych ludzi, w dodatku toksyków.
To Adam jest twoim mężem i już nie powinnaś spotykać się z innymi mężczyznami
Tak, tak bo bóg chce by ludzie marnowali sobię życie, cierpieli i żyli w ciągłym smutku, amen.
HansVanDanz co w tym złego, że nazywam zło złem? Że ten człowiek nie wie, że żona mu rogi przyprawia?
Zły to jest ten związek, ale fakt że powinna zostawić męża i dopiero tworzyć nowy i udany związek.
HansVanDans, ale to jemu wierność ślubowała