#jAkxz
Próbowałam z tym walczyć. Wmawiałam sobie, że jest możliwe cesarskie cięcie, nie tylko poród naturalny, ale nie przekonało mnie to, bo nie w samym porodzie problem. Na widok kobiet z ciążowymi krągłościami robi mi się źle: czuję niepokój, strach, że mnie też kiedyś to spotka... Jak widzę scenę ciąży i porodu w jakimś filmie, to szybko przełączam, bo po prostu czuję, jak narasta we mnie panika i strach. Oblewa mnie pot. Małe dzieci, takie do 3 roku życia, też mnie strasznie irytują. Nie są dla mnie ani słodkie, ani urocze. Jednak w przyszłości chciałabym mieć dziecko. Bez problemu zgodziłabym się na adopcję np. 4-, 5-latka (obojętnie jakiej płci). Pokochałabym jak swoje, bo to przecież nieważne, kto spłodził, tylko kto wychowa. Tylko czy są jeszcze faceci, którzy nie mają parcia na swoje geny? Zawsze wydawało mi się, że to przecież bez różnicy, a jak się kocha partnerkę, to nie będzie się naciskać na ciążę, do której ona nie jest w stanie psychicznie się przygotować i panikuje na samo słowo „ciąża”. Często widzę też opinie facetów, że dzieci z domów dziecka to nie, na pewno z nimi coś nie tak, ale ja znam przykład z życia dokładnie odwrotny (dziecko z domu dziecka miłe, ułożone, a rodzone zachowuje się okropnie), więc nie ma na to reguły.
Tak sobie czasem rozmyślam, że w przyszłości nie będę musiała rodzić dzieci, tylko adoptuję wraz z mężem — byłabym wtedy taka szczęśliwa. Od razu przestaję czuć ten lęk, strach i panikę. Po prostu chyba nie nadaję się do zachodzenia w ciążę i rodzenia.
Jak sądzicie, czy jeśli nie mogę urodzić dziecka, to jestem skazana na samotność?
Bo jednak sporo facetów ma parcie na przekazanie genów, nawet jeśli mieliby się tym dzieckiem nie zajmować. Boję się, że przez to nie znajdę nigdy faceta.
Rozglądaj się za samotnymi ojcami z 4-5 letnimi dziećmi i masz problem z głowy ;)
Dobry pomysł!
Faceci którzy tak się spuszczają na przekazywanie własnych genów najczęściej i tak nie mają nic wartościowego do przekazania
Bo ty tak sądzisz? Ciekawe uzasadnienie.
1/10 shaming.; /
Następnym razem bardziej się postaraj dorzucając coś w stylu np.: dla PRAWDZIWYCH FACETÓW takie rzeczy nie mają znaczenia, bo dorośli oni do tego, by wziąć odpowiedzialność, nie to co reszta tych chłopaczków.
xD
Powodzenia.
Cała wasza trójka jest mym zdaniem chora.
Ciężka sprawa. Z męskiego punktu widzenia mogę Ci powiedzieć, że nie chodzi o to, że z dziećmi z domu dziecka coś jest nie tak, że są jakieś chore, gorsze itp. Chodzi po prostu o to, że po co mam utrzymywać NIE SWOJE dziecko, skoro mogę wybrać kobietę, która urodzi mi moje własne? Bo wbrew tej retoryce, którą część ludzi bardzo chciałaby przeforsować, a co też próbujesz zrobić, nie jest tak, że "nie ważne kto spłodził, ważne kto wychował". Może dla samotnych matek to pocieszająca mantra, ale niestety kto spłodził ma kluczowe, decydujące i fundamentalne znaczenie. Faceci chcą mieć własne dzieci i prędzej czy później zawsze wybiorą partnerkę, która im to zapewni. I tyle. Biologii nie zmienisz.
Twoja sytuacja jest trudna i choć jest to dość niekomfortowe i nie lubię takich jednoznacznie czarno-białych werdyktów, tym razem trudno mi jakoś Cię pocieszyć gdy wiem, że znalezienie partnera, który będzie dla Ciebie jednocześnie interesujący i skory do poświęcenia i zrezygnowania z własnego potomstwa, byłoby naprawdę cudem.
Jedyna nadzieja to znalezienie chłopa, który nie ma wyboru i jest bezpłodny.
Dodatkowy modyfikator trudności w Twoim wypadku polega na tym, że partner zawsze może zmienić zdanie. Ileż to już było takich historii, że przed ślubem było coś ustalane za zgodą obydwu stron, a po paru latach jednej się jednak zmieniało.
Niestety fakty są takie, że nie ma sensu się łudzić, że facet mając do wyboru związek z osobą, z którą może co najwyżej dziecko adoptować oraz znalezienie partnera, z którym może mieć własne, wspólne dziecko z ich dwojga, a nie obcego człowieka, wybierze tą pierwszą opcję. Możesz być Afrodytą i kobietą do rany przyłóż, ale po prostu taki facet każdego dnia widząc to dziecko będzie myślał o tym, że mógłby w tym czasie wychować własne i poświęca ten potencjał na rzecz ograniczeń partnerki.
Niemniej, powodzenia.
I jeszcze raz powtarzam: kto spłodził ma DECYDUJĄCE znaczenie.
Wbijcie sobie to w końcu do głowy.
Ty wbij sobie do głowy że nie ma sensu żebyś coś kobietom ani komukolwiek innemu wbijał do głowy.
Autorko, jeśli to prawdziwe wyznanie, to zastanów się poważnie nad kwestią adopcji. 4-5 letnie dziecko adopcyjne, to nie jest fajniutki przedszkolaczek, liczący do 10 w trzech językach. To są dzieci, które widziały zbyt wiele, przeżyły zbyt wiele, a dostały zbyt mało. Ich rozwój fizyczny, psychiczny i emocjonalny odbywał się w ekstremalnych warunkach, potrzebują wsparcia, bezwarunkowej miłości itp. Piszesz, że małe dzieci Cie irytują. A jak myślisz, będzie się zachowywać dziecko w takiej sytuacji, jeśli przez pierwsze kilka lat życia nie doświadczyło tego co kształtuje prawidłowy rozwój? Emocjonalnie rozbite dziecko będzie jeszcze trudniejsze niż noworodek, bo tu nie masz czystej karty. Musisz zresetować system i wgrać go od nowa. 3 pierwsze lata życia są zasadnicze dla prawidłowego rozwoju czlowieka. Zastanów się, dlaczego właśnie tych lat się boisz. Dziecko adopcyjne będzie potrzebować nadrobienia tych właśnie straconych lat. I to wszystko odbywa się w ekstremalnych warunkach. Jeśli nie jesteś w stanie emocjonalnie podołać dziecku 3 letniemu, to jakim cudem chcesz być dobrym opiekunem dla 4 latka po przejściach? Z jakiegoś powodu boisz się ciąży i dzieci. Ale póki sama tego nie zrozumiesz, nie powinnaś się rzucać z motyka na słońce, bo dziecko to nie psiak że schroniska, że go sobie oddasz jak Ci się znudzi (nawet psiaka trzeba brać z rozwagą i znajomością swoich możliwości, a co dopiero dziecko)
Ciekawe czy podjęłaś jakiekolwiek kroki ku temu, by na pewno nie zajść w ciążę. Sama niechęć, to mało, a standardowa antykoncepcja nigdy nie daje pełnej ochrony.
Miałam podobnie, chciałam mieć w przyszłości dziecko, może jakoś bez wielkiego parcia na własne, wydawało mi się, że to dobre, utylitarne podejście, lepiej adoptować. Ciąża i poród mnie przerażała. Koleżanki przy nauczyły się przy mnie o tym nie gadać, bo i takich ich zagłuszałam i denerwowałam się, że przy mnie o tym rozmawiają. W pewnym momencie odczułam pewną pustkę i poczucie, że w moim życiu kogoś brakuje. Postanowiłam, że podejdę do tego zadaniowo - najpierw skupiłam się na ciąży, zajściu w nią, zadbaniu o siebie, potem skupiałam się na rozwoju maluszka, dbaniu o siebie, a co do porodu postanowiłam, że najlepiej wroga oswoić i uczyłam się jak najwięcej na temat porodów. Wszystko oczywiście na czystych materiałach, żadnych realistycznych nagrań. Żadnych negatywnych opowieści. Powiem tak, ciąża dla mnie to okropny stan, poza paroma miłymi chwilami. Poród, nic przyjemnego, miałam cesarkę bólu fizycznego nie było, płakałam cały czas, a położna trzymała mnie za rękę. Dochodzenie do siebie koszmar. Ale ta niesamowita miłość do mojego dziecka, takie pierwotne, organiczne uczucie było by dla mnie warte przejścia tego wszystkiego nieskończoną ilość razy.
Faceci dokonuja wyboru dokladnie na takiej samej zasadzie jak Ty, ze nie chcesz byc w ciazy i nie chcesz rodzic. Zamiast doszukiwac sie problemu u facetow ze maja parcie na swoje geny poszukaj lepiej terapii, albo pogodz sie z obecnym stanem rzeczy.
Dobrze cię rozumiem. Ja tez nigdy nie chciałam przez to przechodzić, ale niestety życie lubi płatać figle. Ciąża i poród to koszmar. Mam traumę i nie wiem czy kiedykolwiek moja psychoterapeutka zmusi mnie do ,,przeżycia tego jeszcze raz". Na razie udaje mi się to spychać na boczny tor i zajmujemy się innymi sprawami...