Cofnijmy się 22 lata wstecz. Wczasy z rodzicami i dwójką rodzeństwa nad naszym pięknym polskim morzem Pogoda była piękna, rodzice zabrali nas na plażę, środek wakacji, na plaży tłumy... Budowaliśmy zamki z piasku obok morza. Nagle mój malutki 3-letni móżdżek ubzdurał sobie, że zobaczył dziadka na plaży. Bezmyślnie wstałam i poszłam do pana, który okazał się zupełnie kimś innym. Spłoszona ja ruszyłam do rodziców... No i właśnie, nigdzie nie mogłam ich znaleźć, więc bezmyślnie ruszyłam przed siebie. Nie wiem kiedy rodzice zauważyli, że zniknęło im najmłodsze dziecko, ale po jakimś czasie szukały mnie już wszystkie służby ratownicze na plaży. Opis dziecka: dziewczynka, 3 lata, drobna, brązowe krótkie włosy... Co miała na sobie? Zonk, golasek... Szukaj igły w stogu siana (wtedy większość dzieci biegała beztrosko na plaży na golasa).
Akcja trwała, moja wędrówka też... Aż wycieńczona, przestraszona rozbeczałam się na środku plaży i jakaś starsza pani się mną zainteresowała. Okazało się, że przeszłam z plaży w Pobierowie aż praktycznie do Pogorzelicy (5 godzin poszukiwań). Na koniec dnia rodzice mnie odebrali, ekipie poszukiwawczej i pani, która mnie znalazła, podziękowali. A mnie po powrocie do pensjonatu zlali... Tyle pamiętam z tych pięknych wakacji.
PS Moi rodzice nigdy nie zwracali na nas zbyt dużej uwagi, co gorsza, ta akcja im oczu na to nie otworzyła.
Dodaj anonimowe wyznanie
Dobrze, że ta sytuacja dobrze się skończyła (że Cię odnaleziono, bo reakcja rodziców beznadziejna i nagorzej, że zero refleksji, że to ich wina). Bo gdyby 3-letnie dziecko weszło do morza samo to zakończenie mogłoby być inne.
W tym wypadku byłaby bardzo szybko odnaleziona. No i wiadomo by było na przyszłość gdzie jest.
Malutki, trzyletni móżdżek, drobna dziewczynka, golasek - jak tak można się nad sobą samym rozczulać? Dla mnie jest w tym coś strasznie niekomfortowego.
Tak takz wiemy że jesteś silną niezależną samczynią. Ale ona opisuje siebie jako małe, bezradne dziecko. Zdrobnienia nakreślają tu kontekst oraz jej osobisty stosunek do tej sytuacji.
Nie rozumiem co siła i niezależność mają z tym wspólnego? Dla mnie to trąci samozachwytem. Tu jeszcze nie jest tak źle, ale jak nie raz czytam „wyciągnęłam moje małe, pulchne rączki” albo „byłam ślicznym, rezolutnym szkrabem”… no dziwne to jest. Przykładowo, ja jestem blondynką. I nie mówię o sobie „miałam złociste, falujące włoski”, tylko „byłam blondynką”. Bez problemu powiedziałabym tak o cudzym dziecku, ale nie o sobie. Pomyśl, Drago, czy ty tak o sobie z przeszłości mówisz?
No że ta siła i niezależność nie pozwalają Ci na zdrobnienia. Jakbym siebie opisywał? Zależy od kontekstu. Gdybym chciał ukazać kontrast pomiędzy małym mną a czymś lub kimś wielkim lub trudnym, to mógłbym użyć takich zdrobnień. Jakoś nie miałbym z tym problemu.
No to widzisz. Jeden ma tak, drugi inaczej. Ja jeszcze nie słyszałam faceta mówiącego tak o sobie, więc jesteś pierwszy.
Jak byłem młody (jakieś 10, 12 czy nawet 14 lat) to niekiedy dla zabawy z ściskałem dłonie z moim tatą, w takim uścisku jak przy powitaniu. Ojciec miał większe dłonie niż ja wtedy i oczywiście niewspółmiernie dużo siły. Gdybym to opisywał, to pasowałoby tu użyć opisu moich dłoni jako "malutkie, kruche rączki" w porównaniu do dłoni taty, które były wielkie i twarde przy moich. Tak przykład. A to wyznanie pisała dziewczyna, to tym bardziej jest na miejscu.
Gdyby te malutkie, kruche rączki zostały zmiażdżone stalowym uściskiem tatusia wioślarza, to i owszem.
W reszcie przypadków jest to infantylne. Cóż, jakie czasy, tacy mężczyźni.
@upadlygzyms infantylne to są swoje komentarze gzymsiaro
Tak, wówczas uścisk ojca był dla mnie miażdżący, nieważne jak się wytężałem i to nawet dwiema rękami, zawsze pasowałem sycząc z bólu. Więc ojciec łapami jak bochenki chleba miażdżył moje kruche witki, natenczas malutkie rączki.
Starsze panie są niezawodne w takich sytuacjach :)