#iRvPO

Czasem się zastanawiam, jak to jest możliwe, że mój tata i jego brat nadal żyją i mają się całkiem nieźle. Nieraz na rodzinnych spotkaniach zbiera im się na wspominki i opowiadają, jak bawili się w dzieciństwie. Gdyby to wszystko się działo obecnie, ich rodzicami już dawno zainteresowałaby się opieka społeczna. Tak dla uściślenia dodam, że chodzi o początki lat 70.

Kilka przykładów ich wspaniałych przygód i chłopięcych zabaw:
– rzucanie w siebie płytami winylowymi i szkolnymi tornistrami, tymi twardymi, z metalowymi zakończeniami i sprzączkami – tata nadal ma blizny po rozciętych brwiach i czole;
– ustawianie stołków do góry nogami obok łóżka podczas skakania po nim – wujek niedawno zaprezentował do dziś niezrośnięte chrząstki/kości w małżowinie usznej po tym, jak nadział się na nogę stołka;
– wrzucanie do ogniska ampułek z różnymi chemicznymi substancjami wyrzucanymi przez znajdującą się obok fabrykę – „bo tak fajnie strzelały”;
– rozcięcie sobie skóry od nosa aż po czubek głowy podczas walki jakimiś prętami – poszkodowany tego dnia miał Pierwszą Komunię i to się stało podczas przyjęcia tuż po uroczystości;
– dźganie patykami gniazd os i szerszeni, dopóki owady nie wyleciały – „bo tak fajnie brzęczały”;
– wujek jest starszy, jako nastolatek dostał motorower, niestety rodzice zawsze kazali mu zabierać na przejażdżki młodszego braciszka, a z dodatkowym obciążeniem nie miał szans podczas wyścigów z kolegami. Któregoś razu specjalnie bardzo ostro skręcił, „obciążenie” spadło, a wujek wreszcie mógł dogonić kolegów; u taty skończyło się na złamanej ręce i kilku siniakach;
– tata pierwszego dnia w przedszkolu stwierdził, że mu się nie podoba, uciekł i wrócił sam do domu – miał wtedy 3-4 lata, a z domu do przedszkola było dobrych parę kilometrów; nigdy więcej tam nie poszedł :P

To naprawdę tylko kilka pierwszych z brzegu przykładów. Jak tak sobie analizuję, to nigdy nie opowiadali o takich zwykłych zabawach, typu samochodziki, piłka... Dosłownie każdy ich pomysł na zabawę kończył się wizytą w szpitalu albo chociaż drobnymi obrażeniami.
Z kolei moja mama ma dwóch braci i też gdy opowiadają, co wyprawiali z kolegami z osiedla, to czasem aż się w głowie nie mieści.

Wiem, że to były zupełnie inne czasy, ale wydaje mi się, że akurat pod tym kątem były ciekawsze. Oni mają tyle barwnych wspomnień z okresu dzieciństwa i wczesnej młodości, zawsze mają o czym opowiadać. Nie twierdzę, że ja miałam nudno, bo też zdarzyło mi się wpaść do oczka wodnego w wieku 3 lat albo rozwalić sobie głowę na drzewie podczas zjeżdżania z górki na sankach, ale „w moich” czasach jednak już nieco bardziej zwracano uwagę na to, co dzieci robią i jak się bawią. W „ich czasach” nie było też tylu rozrywek dla dzieci, jakie mamy teraz, więc po prostu wymyślali je sobie sami – z różnym skutkiem :P
Cystof Odpowiedz

Problem z tymi historiami jest taki że opowiadają je tylko ci co przeżyli.

To daje obraz wesołego dzieciństwa z nutką zawadiackiej przygody.

A co jeśli powiem że współczynnik przypadkowych zgonów i zaginięć był wielokroć wyższy niż dziś?

No, tylko że martwi historii nie opowiadają więc się to nie rzuca w oczy.

elbatory

Z jednej strony to prawda, z drugiej, jak ja byłam dzieciakiem to też się różne rzeczy odwalało, ale na całą wieś nie było ani jednego przypadku zgonu. Wypadki mniejsze i większe były, do tych największych zalicza się chłopak, który spadł ze starego budynku, na którym przesiadywaliśmy i się połamał, inny chłopak przebił sobie rękę gwoździem na wylot i dostał zakażenia, ale go na szczęście uratowali, kolejny chłopak wybił sobie wszystkie zęby na rowerze (choć tu akurat nie była wina jakiegoś szaleństwa, normalnie zjeżdżał z górki i mu dziecko wyskoczyło na drogę, więc odruchowo zahamował) i najgorsza historia, to chłopak, który dostał płytą CD w oko i je stracił. Na tyle głupot, ile wtedy odwaliliśmy, 4 wypadki i 0 śmierci wydaje mi się całkiem spoko wynikiem.

Swoją drogą, wy też macie ostatnio takie problemy z reklamami tutaj? Co chwilę przenosi mnie na inną stronę, nie mogę nawet dodać komentarza. Mega irytujące i już mi się odechciewa wchodzić na tę stronę.

Cystof

No cóż, ja mam protezę górnej jedynki, jeden mój kolega ma deficyt palców po eksplozji petardy a inny jest głuchy na lewe ucho. Niby nikt na moim osiedlu nie zginął, za to na sąsiednim już tak, po upadku z drzewa. Ani Ty ani ja nie jesteśmy reprezentatywną próbką społeczeństwa :P

I masz racji coś się zdecydowanie pochrzaniło z reklamami. Tak jakby doczytywalo reklamę bez grafiki czyniąc ją przeźroczystą. Koszmarnie denerwujące.

elbatory

Oczywiście, że śmiertelne wypadki się zdarzały/zdarzają, jestem tego świadoma. Natomiast "nasze" lata rządziły się swoimi prawami i tyle, nie demonizowałabym tak tego. Fajne, że teraz jest bezpieczniej, a rodzice przywiązują większą wagę do tego, co robią dzieci, absolutnie nie uważam, że powinniśmy wrócić do tamtej mentalności. Ale też nie odbierajmy ludziom radości ze wspomnień, bo ktoś kiedyś umarł. W wypadkach samochodowych ciągle ktoś ginie, czy to znaczy, że ludzie mają się nie cieszyć z wycieczek i wyjazdów?

Cystof

E nie, nie.

Nie chodzi mi o odbieranie radochy ze wspomnień.

Tylko nie lubię gloryfikowania tamtych czasów a u wielu starych pierników mojego pokolenia zachodzi niestety pomału ten proces.

Trzymając się motoryzacyjnego porównania, radości z wyjazdów? Pewnie! Tylko wielu zaczyna gadać za "yyy a kiedyś to było lepiej, można było jeździć bez pasów!" Zapominają przy okazji jak bardzo przymus pasów obniżył śmiertelność wypadów.

Dragomir

Jednak kiedyś było inaczej, często lepiej. Kiedyś dla dzieci sam fakt pojechania gdzieś samochodem z rodziną był przeżyciem. Dzisiaj? Jak nie mają nosa w tablecie czy telefonie, to drą japsko bo się nudzi...serio? Kiedyś jak ja bym marudził że mi się nudzi, to bym usłyszał w najlżejszej wersji, żebym pluł i łapał. I nie było dyskusji czy trzęsienia się nad bombelkami. Świat bardzo się zmienił, nie we wszystkich aspektach na gorsze ale w wielu niestety tak.

elbatory

Być może inaczej te opowieści odbieram, bo nie spotkałam się osobiście z gloryfikacją tamtych czasów, opowiadane są one bardziej na zasadzie ciekawostki, jak to kiedyś wyglądało, z nutką nostalgii i przestrogi. Chyba że za gloryfikację ktoś uważa słowa takie jak "cieszę się, że dorastałem/am w tamtych czasach" czy "za nic nie oddał(a)bym moich wspomnień z dzieciństwa". No ja się cieszę, że było mi dane dorastać wtedy, a nie teraz, mimo że idealnie nie było, a czasami bywało niebezpiecznie. Nie uważam tego za gloryfikację tamtych czasów, a za zwykły fakt wynikający z wielu pozytywnych wspomnień. Dla mnie to dorastanie z muzyką lat 70-90, pierwsze festiwale, Woodstock (który, no przykro mi, że zabrzmię jak typowy piernik "kiedyś to było", ale obecnie nie wygląda tak jak kiedyś, ani pod względem muzycznym, ani klimatycznym), dorastanie bez telefonu i tableta, bliższe kontakty międzyludzkie, oj wymieniać można bez końca.

I absolutnie nie jestem za demonizowaniem obecnych czasów, bo uważam, że pod wieloma względami żyjemy w najlepszych możliwych czasach. Po prostu cieszę się, że w obecnych czasach żyję jako dorosła, a jako dziecko i nastolatka mogłam żyć wtedy.

Cystof

@Dragomir

Nie żeby coś ale podejście a kiedyś to można było dziecku kazać się zamknąć nie do końca dobrze broni tezy lepszości niektórych aspektów O_o

@Elbatory

Tylko pamiętaj że wyjątkowość wynikała częściowo z szarości, nijakości i biedy dnia powszedniego. Może i spowszedniało ale to dlatego że codzienność jest "nieco" bardziej kolorowa. Ja wciąż pamiętam te szare blokowiska gdzie jedyną rozrywką było g&wno na patyku bo nawet na rower za bardzo stać nie było...

Nie, nie tęsknię za latami 90-tymi. Mam wiele fajnych wspomnień ale za nic bym do tego nie wrócił,nie chciałbym też by moja dzieci żyły w tamtych czasach.

A to czy one będą miały wspaniałe wspomnienia to w dużej mierze zależy od tego jak zostaną wychowane, nieprawdaż?

Dragomir

Cysiu, był większy dystans i dziecko raczej wiedziało, że to dorosły rządzi. Ty możesz sobie wypruwać flaki żeby dziecku dogodzić, samemu się męcząc a i tak będzie miało smutki, bo kolega ma lepszego srajfona a ktoś inny coś mu powiedział/zrobił i jakoś je to zraniło...a dzieci nauczone, żeby nie drzeć japy (nawet przez takie "zamknij się") po prostu patrzyły się przez okno na krajobraz, gadały coś czy drzemały, i głowa spokojna.

Ty zobaczysz ile będzie traum tych bezstresowców wychowywanych dzisiaj. To dopiero będzie dramat, bo moda na lewactwo robi/zrobiła im budyń z tych móżdżków. Szkoda że agresywni kolorowi na zachodzie Europy nie są tak tolerancyjni i nawet w drugim czy trzecim pokoleniu nie potrafią się dostosować do rzeczywistości w której żyją.

Cystof

@Dragomir

Pozwól że zgadnę.

Nie masz dzieci, prawda?

upadlygzyms

@Cystof: Jeśli chcesz zrozumieć ten sposób myślenia, weź pod uwagę fakt, że od dziesiątkek generacji żyjemy w kulturze, która nieustannie wbija nam do głowy, że czcić rodziców należy i basta.
Co i dla kogo z tego wynika, pozostawiam Twoim przemyśleniom.

Zobacz więcej odpowiedzi (3)
JoseLuisDiez Odpowiedz

Tak kiedyś były inne czasy. Trochę moich z lat 90-tych:
W wieku ~~~3 lat bawiłem się mamy drutami do dziergania - włożyłem je do gniazdka elektrycznego.
W wieku 7 lat bawiłem się z kolegami na budowie - kolegę przysypał piasek, nie przeżył.
Podczas wakacji nad morzem znalazłem w wodzie niewypał, wynieśliśmy go z bratem na plażę - miny plażowiczów bezcenne.
Wielokrotnie przechodziłem po lodzie przez zamarzniętą rzekę, albo po przerzuconej nad rzeką rurze.
Podczas zabawy petardami bratu petarda wybuchła w ręce - na szczęście skończyło się tylko na szyciu, mi innym razem zapalił się proch z petard - miałem poparzone obie dłonie.
Kuzynka nadziała się na wystający pręt - przeszył jej całe udo. Inna kuzynka spadła z drzewa, trzepaka i huśtawki - za każdym razem łamiąc sobie rękę/nogę.

raj001

Petardami to dzieciaki bawią się cały czas, i urwane palce/ręce z powodu tej zabawy to cały czas rzecz aktualna.

Solange

raj001, nie tylko dzieci, dorośli także. Jak ja się cieszę, że ani ja, ani nikt z mojej rodziny i otoczenia nie interesował się petardami.

nevada36

" kolegę przysypał piasek, nie przeżył."
Tyle w temacie bezpieczeństwa zabaw.

Tonieja99 Odpowiedz

Mój syn ma 16 lat od kilku lat odkąd stał się nastolatkiem bałam się, że będzie robił tak głupie rzeczy jak ja... Tłumaczyłam mu,że póki nie jest to na tyle niebezpieczne,że może się zakończyć śmiercią lub może komis zakszodzic to niech sobie robi co chce.... Jakby rodzice wiedzieli co ja robiłam to by na zawał padli, ale oni też lepsi nie byli

upadlygzyms

Przypomniała mi się pogadanka mojej żony w kierunku naszej nastoletniej córki. Po spokojnym wysłuchaniu spięła kilka faktów i dat, po czym zaczęła - Jeśli ty w wieku...
Przerwane przez paniczne - To że ja tak robiłam, nie oznacza że ty masz tak robić.
Obśmialiśmy się wszyscy i więcej pogadanek nie było. Za to rozmowy. Dużo rozmów.

Frog Odpowiedz

Dorzucę "świecę dymną" moich starszych braci i ich kolegów - dym (nie wiem dokładnie, z czego - jakaś chemia plus folie celuloidowe) całkowicie wymknął się spod kontroli i ruszył w miasto - chwilę później usłyszeliśmy wycie syreny strażackiej, zwołującej oddział OSP.

Siedziba straży mieściła się 2km od naszej lokalizacji - zdążyliśmy sprzątnąć ślady i zwiać.
Więcej świec dymnych nie było 😉

upadlygzyms

Wydaje mu się, że ciasno zwinięte klisze fotograficzne były podstawą świec dymnych.
Znając życie, pewno strzelali jeszcze z puszek z karbidem.

Frog

@upadlygzyms
Smrodek karbidu (chyba w puszkach po farbie olejnej), zadyma ze starych klisz....
Wszystko się zgadza 🤗

Czaroit Odpowiedz

Tak było i tyle. Sama robiłam takie rzeczy, że dziś robi mi się słabo na samo wspomnienie. My bawiliśmy się na pobliskiej budowie, a zabawa polegała na przeskakiwaniu z jednej sterty betonów na drugą. Odległość ponad metr. Na wysokości około 7 metrów. A pod spodem sterczące do góry żelazne pręty. Gdyby ktoś spadł, zostałyby z niego jedynie krwawe strzępki.

Do tego bieganie po dachach bloków i pobliskich sklepów (na zewnątrz były drabinki, do których dało się doskoczyć). Plus wywijasy na trzepakach, petardy itd.

Dziś młodsze pokolenia myślą, że to bujna fantazja albo odosobnione przypadki. Dla nas to była zwykła, szara codzienność. Szkoła, obiad, betony, lekcje i spać.

Czy to dzieciństwo jest lepsze, czy gorsze niż kolejnych pokoleń? Nie wiem. Po prostu inne.
Ja osobiście je sobie chwalę, bo nauczyłam się robić rzeczy, o które w życiu bym siebie nie podejrzewała. Fakt, że bardzo często z pełnymi gaciami. :))

Jasne, każdy z nas miał większe lub mniejsze urazy. Wypadki śmiertelne też się zdarzały.

Jednak na tym polega życie. Codziennie grozi nam śmierć na wiele sposobów. Po prostu o tym nie myślimy. A możemy się zadławić ziemniakami przy obiedzie. Może wjechać w nas samochód, gdy czekamy na przystanku. Możemy poślizgnąć się, grzmotnąć potylicą o beton i umrzeć. Możemy huśtać się na krześle po czym tak niefortunnie z niego spaść, że skręcimy sobie kark. Możemy dostać udaru mózgu, zawału, zatoru płucnego itd.

Życie, to ciągłe ryzyko śmierci. I nawet najbardziej lękliwy rodzic nie da rady zabezpieczyć dziecka przed wszystkim. Choćby przed zachłyśnięciem łyżką zupy.

A z drugiej strony, gdybym wiedziała, że moje dziecko bawi się tak, jak ja w dzieciństwie - dostałabym z nerwów zawału...

Czaroit

I tak sobie jeszcze myślę, że dzisiejsze dzieci wcale nie są bezpieczniejsze niż my. Tylko zagrożenia są inne.

U nas w szkole nikt nikogo nie prześladował. Nie było bicia, znęcania się. Jasne, dzieciaki zawsze się kłóciły, ale to nie były prześladowania, jakie znamy obecnie. Tego nauczyły nas dopiero amerykańskie filmy młodzieżowe.

Nie było też naciągania na nagie zdjęcia, filmowania z ukrycia, nie było częstowania prochami. Itd.

Dziś prześladowane przez rówieśników dzieci tną się albo popełniają samobójstwa. Życie odbierają sobie już siedmiolatki! Z roku na rok rośnie liczba samobójstw, bo dzieci są po prostu ZASZCZUTE.

Kiedyś dzieci ginęły z powodu wypadków. Dziś odbierają sobie życie same.
Nie wiem, co gorsze. :(

Bajito33

Czy ty naprawdę probujesz wmowic, ze dwojka dzieci grzmocaca się metalowymi pretami to zwykle, nieustanne ryzyko smierci?
Normalny rodzic wie jak pomoc dziecku, gdy sie zakrztusi.

Czaroit

Bajito33
A to Cię fantazja poniosła. Jakie znowu grzmocenie metalowymi prętami?

A dziecko może się zachłysnąć albo zakrztusić gdziekolwiek i kiedykolwiek. Choćby pijąc sok na podwórku.

Bajito33

Autor opisuje bicie metalowymi pretami.
Czy tobie zalezy by to dziecko zylo? Niektore aktywnosci maja wieksze ryzyko smierci inne mniejsze i tyle.

Czaroit

Bajito33
Aha, do tego pijesz.

Dzieci są różne, w zależności od wychowania, wieku, poziomu inteligencji będą się zachowywały różnie. A ja nigdy nikogo metalowym prętem po łbie nie tłukłam. Ani kamieniem. Ani nawet patykiem. A przecież mogłam...

A jednak skakałam po dachach i prawie codziennie ryzykowałam życiem. I tak, byłam tego w pełni świadoma. Nie byłam idiotką, doskonale zdawałam sobie sprawę, że jedno poślizgnięcie i jestem trupem. Dlatego bałam się jak diabli. Zawsze. Za każdym razem. Przy każdym skoku. A jednak bawiłam się w ten sposób, bo... uwielbiałam te zabawy.

Dorośli robią to samo. Jeżdżą na motorach, choć doskonale zdają sobie sprawę z ryzyka. Skaczą ze spadochronem, uprawiają parkour, wspinają się, palą papierosy, piją, ćpają, żrą toksyczne żarcie etc. Ludzie w pełni świadomie narażają swoje życie na różne sposoby cały czas. I tak się dzieje od zawsze.

Ani to dobre, ani złe. Ani mądre, ani głupie. Ani nie pochwalam, ani nie ganię. Stwierdzam fakt. Tak po prostu jest. To część życia na Ziemi.

I z punktu widzenia rodzica jest to absolutnie przerażające. Ale z punktu widzenia dziecka, które to przeżyło - zatłukłabym każdego, kto chciałby mi to odebrać. Bo tylko ja wiem, ile mi to dało i jak mnie ukształtowało. Fizycznie i psychicznie.

Dzieci ryzykowały życiem zawsze. Zawsze wspinały się na drzewa, pływały w rzekach, bawiły się w niebezpiecznych miejscach. I część dzieci ginęła. Tak samo jak teraz ginie część motocyklistów a część palaczy kończy z rakiem płuc.

Życie jest NIEBEZPIECZNE. Tak było, jest i będzie. Tylko rodzaje niebezpieczeństw się zmieniają. I choćby owinąć dzieciaka folią bąbelkową, on i tak znajdzie sposób, by zrobić sobie kuku.

Dziś dzieci nie skaczą po drzewach. Dziś podcinają sobie żyły.
Kto wie? Może właśnie dlatego, że są kontrolowane non stop, i już nic im nie wolno?

solliinka Odpowiedz

Kiedyś dzieciaki miały za dużo luzu i pozbawione były opieki wystarczającej, aby nie dochodziło często do nieszczęśliwych wypadków.
Dziś dzieciaki mają tyle opieki, że nawet nie mają za grosz wyobraźni, że można się bawić inaczej niż siedząc na czterech literach przy ekranach. Później niespodziewana sytuacja ma na nie traumatyczny wpływ, albo nieszczęśliwy wypadek zasługuje na miano nagrody Darwina.
Potrzebny złoty środek, a dobrze wiemy, że o taki trudno.

K19922023 Odpowiedz

Po pierwsze ludzie nie przejmowali się dziećmi jak to robią dzisiejsi rodzice. Mieli dużo dzieci, jeden zachorował i zmarł, drugi się utopił , trzeci miał wypadek, ale jeszcze było kilka więc "jakoś to było ". Po drugie właśnie dlatego że dzieci musiały wymyślać sobie zabawy to czyniło ich ludźmi kreatywnymi, dziś młodzi nie potrafią myśleć samodzielnie i kreatywnie bo dostawali rzeczy "stworzone " pod nos typu lalki, samochodziki , a młodzi od rocznika urodzenia 95' czy 96 ' wychowali się w dobie internetu przez co w ogóle nie potrafią myśleć samodzielnie i chcą dostać rozwiązania prosto pod nos. Po trzy tacy ludzie chowani w samopas są dziś ludźmi zaradnymi, twardymi, doświadczonymi. Dzisiejsze wychowywanie dzieci to praktycznie trzymanie ich pod kloszem i ochranianie przed całym złem świata, tylko że w dorosłym życiu takie dzieci natrafiają na mur: nie potrafią sobie z niczym poradzić i załamują się po najmniejszych niepowodzeniach, nie potrafią również przegrywać. Od rodziców słuchali tylko jacy nie są wspaniali, więc w dorosłym życiu mają trudność z przyjęciem jakiejkolwiek najmniejszej krytyki, no bo przecież całe dzieciństwo wmawiano im że są naj i nie można im nic zarzucić. Po prostu trudne czasy tworzą twardych ludzi a lepsze czasy tworzą miękkich ludzi.

3210

Nie zgodzę się z tym że nie przejmowali się dziećmi. Po prostu pracowali a po pracy musieli zrobić dużo więcej rzeczy niż dzisiaj (choćby pranie ręczne/we Frani, ogródek z musu żeby były jakieś jarzyny, stanie w kolejkach)i nie mieli czasu żeby dopilnować dzieci. Poza tym uznawali że dzieci mają prawo do zabawy.

Livarot Odpowiedz

Wymyślali je sobie sami - a masz pewność że niektórych nie wymyślili na poczekaniu po kielichu żeby ubarwić rodzinne spotkanie?

Bajito33 Odpowiedz

A teraz pomysl o tych wszystkich dzieciach, ktore z jakiegos wzgledu byly bez opieki na dworze i zostaly porwane na organy lub do burdelow/zmolestowane przez kogos kto je zauwazyl.
O tych dzieciach, ktore rozbily sie na takich motorowerach, a rodzice chowali je w czesciach.
O dzieciach, ktore zabily lub okaleczyly swoje rodzeństwo zabawami z pretami.
Wcale nie mialy ciekawszych historii, tylko pieklo na Ziemii.
O czym ty bredzisz? Dorośli takich rzeczy nie robia, a dzieci myslisz, ze sa niesmiertelne?

Ultraviolett

Porwane na organy?
Kiedys czarna wolga jezdzila, teraz organisci sie panosza.

Bajito33

Przeczytaj oficjalne dane, bo Polska w tym przoduje razem z innymi krajami. Nie obchodzi mnie po co porywa sie dziecko, a ze sie porywa i tyle.

Dodaj anonimowe wyznanie